Выбрать главу

Jej koleżanki z pracy podzieliły się na dwa obozy. Jeden ją totalnie krytykuje i plotkuje za jej plecami, drugi jej zazdrości. Głównie wyglądu. Ale także odwagi. Odkąd zmieniła swój wygląd, lekarze, z którym pracuje, szczególnie ci spoza kliniki przyjeżdżający robić operacje na zlecenia, flirtują z nią tak samo często jak z młodymi praktykantkami.

Starość dla niej to choroba. Nieuleczalna jak na razie. Uważa jednak, że można zatrzymać jej objawy Wcale nie musi godzić się na opadnięte piersi, otłuszczone biodra i opadające powieki. Gdy nie można starości wyleczyć kremami, fitnessem, kolejnymi dietami, pobytami na kosmicznie drogich farmach oferujących wellness, głębokim peelingiem u kosmetyczki lub hormonalnym antyagingiem, to trzeba szukać innych metod. Mało kto godzi się na przychodzący z wiekiem reumatyzm, ale większość godzi się na przychodzące także z wiekiem opadanie piersi. Ona, jak każdy, nie chce mieć reumatyzmu, ale także nie chce mieć opadniętych piersi.

Ostatnio odwiedziłem ją w drodze do Polski. Była akurat po operacji wypełniania piersi silikonem. Nie widziała żadnego powodu, aby ukrywać to przede mną. Ja także nie widziałem. Piliśmy herbatę. Ponieważ był to bardzo późny wieczór, była ubrana w półprzezroczystą, jedwabną koszulę nocną. Znamy się od tak dawna i z nią, i z jej mężem, że mogła sobie na to pozwolić. Rozmawialiśmy. Także o jej ostatniej operacji. Nie mogłem oprzeć się pokusie wpatrywania się w jej „nowe” piersi. Zauważyła to. W pewnym momencie zapytała, czy chciałbym ich dotknąć.

– Chciałabym, abyś mi powiedział zupełnie szczerze, czy dotykanie takich piersi różni się od dotykania tych naturalnych, bez silikonu -powiedziała.

Podniosła do góry materiał koszulki nocnej, zasłoniła nim swoją twarz i odsłoniła swoje piersi. Wpatrywałem się w nie krótką chwilę i wyciągnąłem dłonie. Były ciepłe, sprężyste i jędrne. Były zupełnie normalne, oprócz tego, że były o wiele młodsze od niej. Powiedziałem jej to.

– Ale ja przecież tego właśnie chciałam. Aby były młode… -odpowiedziała.

Zastanawiałem się potem, co sądzić o tym wszystkim. Czy przyjąć z pokorą do wiadomości, że żadne juwenalia nie trwają wiecznie i dotyczy to także – może najbardziej – naszego wyglądu? Czy starzenie się bez słowa protestu jest pogodzeniem się z ustaloną koleją rzeczy i jest godne i naturalne? Czy można nie zgadzać się z tym i się bronić? A jeśli tak, czy będzie to bezmyślnym i ślepym uleganiem kultowi młodości, który zawładnął najpierw mediami, a następnie światem? Ludzie od zawsze chcieli wyglądać młodo. To pragnienie nie jest jakimś fenomenem ostatnich 20 lat. Tyle że kiedyś kobiety odmładzały się, kąpiąc się w kozim mleku, potem wklepywały sobie w skórę krem Nivea, a teraz mogą wstrzyknąć sobie botoks. Nic nie budzi większej zawiści u kobiet niż widok przypadkowo spotkanej na ulicy koleżanki z liceum, która wygląda, jakby czas się dla niej zatrzymał.

Kto powiedział, że to Natura musi mieć rację? Czym szczepionka przeciw gruźlicy różni się od silikonowych poduszek w piersiach? W obu przypadkach wprowadza się obce substancje do organizmu. Dlaczego nikt nie oplotkuje bakterii Mycobacterium bovis w organizmie jakiejś zaszczepionej BCG kobiety z pierwszych stron gazet, a zrobi bulwarową sensację z krzemu w piersiach tej samej kobiety?

Może Pani wie, dlaczego?

Serdecznie,

JLW

Warszawa, piątek

Stara ciotka w naszej rodzinie na wieść o tym, że któraś z jej kuzynek znowu uwierzyła w cudowne i odmładzające działanie nowego kremu, mawiała – tak, złotko, z pewnością masz rację, stary but wygląda o wiele lepiej, gdy jest wypastowany (na marginesie, ciotka przez całe życie używała do pielęgnacji tylko kremu Nivea i cerę miała jędrną i zaróżowioną). Podobnie jest z operacjami plastycznymi, chociaż nadal nie da się spektakularnie odmłodzić dłoni. Są problemy z szyją. Na razie. Odmładzamy się jednak na potęgę, ponieważ skutecznie wmówiono nam, że tylko to, co młode, nawet jeśli oszukane, ma wartość. Jest pożądane. Nadal bardziej w cenie są młode kobiety niż młodzi chłopcy Ten, gdy zacznie się starzeć i tak może mieć nadzieję na żonę, kochankę, pod warunkiem że zapewni jej godziwy byt Posiadanie gotówki i tak zwanej władzy w wypadku mężczyzn działa jak najcudowniejszy eliksir. Starzejącej się kobiecie, przynajmniej na razie, w tym względzie niewiele pomoże. Starzeje się i koniec.

Niespodziewanie z odsieczą tej szowinistycznej ideologii nadchodzi medycyna. Lekarze nie mają wątpliwości, że już niedługo będziemy żyli o wiele dłużej. Bardzo długo. Powiedzmy do 120. roku życia.

Stuletnia staruszka z poprawioną buzią i ciałem z wyssaną skórką pomarańczową, czy 80-latka ze zdrową wątrobą i sprawnie funkcjonującymi nerkami, ale z siateczką zmarszczek na twarzy? Niech się martwią ci, których to dosięgnie. Zastanawiam się jednak, co będzie się działo w głowach tych starych – młodych. Mam 60 lat i mentalność 60-latki, czy też mam 90 lat, a w głowie beztroskę 20-latki? Patrzę w lustro i widzę gładziutką jak brzoskwinka twarz stulatki. Czy uznam, że jest to normalne? Jakie to będzie miało dla tych wszystkich szczęśliwców konsekwencje? Można by o to zapytać Lema, ale już komuś odpowiedział, że go to wcale nie interesuje. Gdy szczęśliwa dzwonię do swego ojczyma lekarza i mówię mu, że jeden z profesorów zaklina się, że już całkiem niedługo ludzie będą żyli ponad 100 lat. „Ale po co?” – pada odpowiedź. Intuicyjnie wierzę swojemu ojczymowi. W którym momencie życia wymknie nam się z rąk to, co stanowi o naszym losie? Na razie myśl, z jaką musimy się pogodzić, brzmi -jesteśmy młodzi, by pewnego dnia się zestarzeć.

Pozdrawiam,

MD

Frankfurt nad Menem, sobota rano

Pamięć jest funkcją czasu. Im dłuższy minie czas od jakiegoś wydarzenia, tym więcej nieistotnych szczegółów przyćmiewa samo wydarzenie, przenosząc jego prawdziwe znaczenie na dalszy plan.

13 grudnia 1981 roku miałem 26 lat i mieszkałem w Polsce. Wiedziałem, że są kraje, w których żyje się lepiej, wygodniej lub po prostu normalniej. Podróżowałem na tyle dużo, aby to wiedzieć. Ta wiedza nie uwierała mnie w żaden dotkliwy sposób. Urodziłem się między Bugiem i Odrą i byłem z tego dumny. Brzmi to być może patetycznie i dzisiaj w zglobalizowanym świecie bez granic nie jest en voque, ale tak było naprawdę. To był taki, gdy dzisiaj o tym myślę, geograficzny patriotyzm. Takie młodzieńcze niewzruszone przekonanie, że twój kraj jest lepszy od innych, ponieważ ty się w nim urodziłeś.

Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że będę kiedyś mieszkał w innym kraju, nie uwierzyłbym mu. Chciałem mieszkać wyłącznie w Polsce i wierzyłem, że doczekam się w końcu na swoje mieszkanie z łazienką i zaoszczędzę na małego fiata. Nie miałem paszportu w szufladzie, brałem udział w jakiś paranoicznych wyborach z 99,9% frekwencją wyborczą i kupowałem dolary na czarnym rynku, aby zaraz wydać je na dżinsy w Peweksie.

Jedyne, co mi tak naprawdę dokuczało, to uczucie, że urodziłem się w drugoligowym kraju. Świat (zachodni) postrzegał Polskę jako kraj biedaków, którzy raczej pójdą 5 km pieszo, niż wydadzą dolara na metro w Nowym Jorku lub Paryżu. Nie dostrzegał, że my szliśmy pieszo z kanapkami w plecakach do muzeów lub oper, a nie do Disneylandu. Bolało mnie, że zakwalifikowanie mnie do drugiej ligi, dotyczy to także mojego mózgu, mojej wiedzy, mojej kultury i mojego wykształcenia. Nie wiedziałem, w jaki sposób je się langustę, ale potrafiłem w czasie kolacji rozmawiać o najnowszych tendencjach w informatyce. Wiedziałem wprawdzie, że te tendencje wkrótce uobecnią się w ich laboratoriach, a ja będę tylko o nich czytał, ale mimo to wydawało mi się, że wiem o nich tyle samo, jeśli nie więcej. Po kolacji oni zamawiali taksówki i jechali z żonami do hoteli z wieloma gwiazdkami w centrum miasta, podczas gdy ja zabierałem swój plecak z szatni i szedłem pieszo do hotelu na przedmieściach. Bo ja wtedy sumiennie kolekcjonowałem wyrzeczenia, żeby powiększyć kolekcję dolarów, z którymi wrócę do Polski.