Выбрать главу

– Dokładnie tak jak dla kobiety i to niekoniecznie z Francji – dodał, uśmiechając się.

Z tym „szczytowaniem” trudno się z Jean-Pierre'em nie zgodzić. Jeśli traktować flirt jako rodzaj namiastki aktu miłosnego, to dla kobiet samo „szczytowanie” gra drugorzędną rolę. O wiele ważniejsze jest to, co dzieje się po drodze. Tak twierdzą i seksuolodzy, i antropolodzy, i neurochemicy, i… oczywiście same kobiety Ale to już oddzielny temat, do którego pozwolę sobie nawiązać w przyszłości.

Bien cordialement,

JLW

PS Pytanie #5: Jaki mężczyzna wywołał u Pani ostatnio zachwyt?

Warszawa, niedziela

Panie Januszu,

ponownie nie odrobiłam zadania i nie odpowiedziałam Panu profesorowi na pytanie: za czym tęsknię ostatnio najbardziej? Odpowiadam: tęsknię za ciszą od spraw, ludzi i rzeczy, które nie są tego warte, żeby się nimi zajmować. W pewnym sensie wychodzi na to, że tęsknię za czasem, gdy jako straszna staruszka w domku pod laskiem będę sobie pisała na przykład miłosne historie z happy endem. A wracając do tematu, to aż głupio się przyznać, ale nigdy nie zostałam poddana próbom oczarowywania przez Francuza. Chociaż podejrzewam, że i Pana rozpuszczony przez kobiety kolega, Jean-Pierre, tak jak większość mężczyzn jest oszołomiony kobietą, dopóki nie pozna jej charakteru i niespodziewanie, i ku jego ogromnemu zaskoczeniu, nie okaże się, że miła z wyglądu blondynka nie jest ani małomówna, ani gospodarna, ani tym bardziej oszczędna. Czar pryska. Jak trafnie cała rzecz ujął kiedyś francuski humorysta Tristan Bernard: „Dawniej mężczyźni żenili się z kucharkami i flirtowali z chórzystkami, dziś żenią się z chórzystkami i zatrudniają dobre kucharki”. Hurra, równouprawnienie górą. I chórzystki, i kucharki są w równym stopniu niezastąpione i nareszcie docenione. A za nimi maszerują lekarki, studentki, gospodynie domowe, pływaczki i adeptki sztuk wszelkich.

Moja świętej pamięci babcia Helena miała zwyczaj mawiać, że gdy kobieta patrzy tylko na jednego mężczyznę albo na jednego tylko nie patrzy, nasuwa się to samo podejrzenie – jest nim zainteresowana i szykuje się do tańca godowego – co w ustach mojej babci oznaczało flirt. Ponieważ było to wystarczająco dawno, to i ja mogę się dziś do tego przyznać, że wybierałam tę drugą opcję. Skuteczniejsza.

Ale na poważnie. Seksowna, duże niebieskie oczy i mąż w domu, który zawsze stanowi jakieś zabezpieczenie, gdy sytuacja wymyka się spod kontroli, to to, co robi wrażenie na mężczyznach gotowych do przygody. Sama przyjemność i zero niebezpieczeństwa.

Z kobietami nie jest już tak prosto. Mężczyzna, który wzbudza w nich dreszcz emocji, nie powinien być zbyt łatwy do osiągnięcia. Nie musi, co z pewnością wielu mężczyznom wyda się niezrozumiałe i nielogiczne, być przystojny. W każdym razie nie na pierwszy rzut oka. Niespodziewanie może się okazać, że ma piękne dłonie i olśniewający garnitur zębów w pełnym uśmiechu. To jego czar.

Gdy więc pada określenie „słodki brzydal”, każda z nas już wie, co za tymi słowami może się kryć. „Słodka brzydula” i koledzy patrzą na wypowiadającego te słowa ze współczuciem. No, może gdyby zgasło światło. Takie jest męskie myślenie. Wiem, wiem mózg jest biologiczny. Dla kobiet głęboka bruzda na czole, wyraźnie zarysowany podbródek, trzydniowy zarost u mężczyzny to zapowiedź ciekawej duszy i nocnej Polaków rozmowy. Mężczyzna trudny jest wart grzechu, bowiem z nim nie tylko flirt, ale też ewentualna miłość może być na całe życie. Jest więc o co walczyć, co dla kobiety znaczy o wszystko. Trudna kobieta jest dla mężczyzny wyzwaniem dla jego ego. Wygra tylko seta czy cały mecz? Przy czym zwycięstwo wcale nie oznacza początku czegoś nowego, ale koniec tego, co nawet się nie zaczęło. Upatrzona kobieta z trudnej staje się łatwa. Koniec.

A czy może być inaczej, skoro z badań przeprowadzonych przez niemieckiego socjologa (zastanawiam się, czy rzeczywiście to Niemcy najbardziej koncentrują się nad seksualnością ludzi w Europie) Wernera Habermehla wynika, że „tylko jedna na dziesięć par jest naprawdę szczęśliwa w łóżku”. Już sobie poflirtowali i wystarczy?

Dr Connel Cowan i dr Melvyn Kinder, amerykańscy psychologowie kliniczni, w książce „Kobiety kochane, kobiety porzucane” pisali także coś, co mogłoby uchodzić za odmianę niekończącego się flirtu. Otóż: kobiety o bogatym i udanym życiu seksualnym wiedzą, że z mężczyzną nie należy być zawsze stałą, że pragnienie kobiety i tęsknota za nią są uczuciami znacznie intensywniejszymi niż satysfakcja z jej posiadania. Dlatego trzeba od czasu do czasu zaaplikować mężczyźnie takie uczucia. To powinno wzmocnić jego pożądanie. „Nie obawiaj się trochę pointrygować – radzą naukowcy – potrzymaj go w niepewności. Nie spełniaj każdego jego kaprysu, nie próbuj mu za wszelką ceną sprawić przyjemności. To tylko go znudzi. Nie bądź cały czas na zawołanie. I niech czasem się pomartwi, czy go jeszcze kochasz i pragniesz. To nie zagrozi waszemu związkowi, lecz zwiększy jego szacunek dla ciebie, troskliwość i zainteresowanie tobą”. Jak to miło, gdy naukowcy potwierdzają słowa mojej babci. I pewnie wszystkich innych babć świata. Tylko jak to wszystko wytłumaczyć nastoletniej panience, ukochanej wnuczce, która wierzy, że właśnie spotkała mężczyznę na całe życie?

Pozdrawiam.

PS Zachwyt każdego dnia wywołuje we mnie mój ojczym, tym że ciągle chce mu się żyć na takich obrotach, i mimo wieku nie przestaje być prawdziwym mężczyzną (nic to, że czasami nieco przedwojennym). A jednak parę dni temu zaskoczył mnie i „uwiódł” swoją inteligencją, błyskotliwością, poczuciem humoru i wyjątkowym luzem Artur Żmijewski. Wchodziłam do studia z przekonaniem, że jest oschły, beznamiętny i do znudzenia poukładany. Nie wiem, może i taki jest, ale tego wieczoru taki nie był. Zachwycił.

Frankfurt nad Menem, poniedziałek wieczorem

Pani Małgorzato,

rodzice dorastających córek w Niemczech (myślę, że od kilku lat dotyczy to w równym stopniu także Polski) pewnego dnia zauważają, że na biurku lub w tornistrze ich latorośli pojawia się kolorowe czasopismo, które nie wywołuje w nich szczególnego zachwytu. Tak było także ze mną (dwukrotnie) w przypadku moich własnych córek, gdy miały około 13 lub 14 lat. To czasopismo nosi tytuł „Bravo” i słynie między innymi z tego, że o wypryskach na twarzy, modzie i seksie nastolatek pisze w taki sam sposób. Nie miałem nic przeciwko profesjonalnym poradom kosmetyczek, moda denerwowała mnie tylko wtedy, gdy przekonywano moje córki, że najlepiej wygląda się w spódnicach Gucciego, Calvina Kleina lub D amp;G, (sorry, ale to ja płacę rachunki), natomiast porady seksuologów w odpowiedzi na listy (głównie) czytelniczek (chłopcy w tym wieku albo czytają Playboya, albo nie lubią pisać listów) wprowadzały mnie w stan osłupienia. Do dzisiaj (a to już ponad cztery lata) pamiętam list do „Bravo” od pewnej zaniepokojonej 14-letniej (sic!) Laury z Bochum, która pytała o to, czy zakończone orgazmem wielokrotne masturbacje za pomocą strumienia wody w prysznicu nie wpłyną negatywnie na „jakość jej orgazmów” wynikających ze związku z Andreasem (16 lat, także z Bochum). Poczułem się bardzo nieswojo. I to wcale nie z powodu tego, że w wieku swoich 14 lat nie znałem nikogo na naszym osiedlu w Toruniu, kto miał łazienkę z prysznicem. Poczułem się nieswojo z powodu odpowiedzi specjalistki od seksuologii z „Bravo”. Uspokajała Laurę, że „orgazm to orgazm”, ale także ostrzegała, że powinna być ostrożna, ponieważ „woda wysusza skórę” i w związku z tym powinna zadbać o „dokładne nawilżanie krocza dobrym kremem”. Ani słowa o miłości, ani słowa o tym, że warto poczekać ze współżyciem, że seks to przede wszystkim bliskość i intymność, że to nie tylko przyjemność, ale i odpowiedzialność, że… Nie! Nic takiego w odpowiedzi redaktorki z „Bravo” nie było. „Orgazm to orgazm”. Wszystko jedno, czy z prysznica, czy z miłości. Chodzi głównie o to, aby był. Co za kosmiczna bzdura rozpowszechniana w setkach tysięcy egzemplarzy kolorowej gazetki, o której wiadomo, że jest kupowana przez ludzi, którzy z racji niezawinionej przez nich niedojrzałości nie mają często jeszcze wzorców i autorytetów. W wieku 13, 14 lat jest się w ostrej fazie buntu wobec rodziców i wzorców szuka się wtedy najczęściej poza domem. Szczególnie wzorców dotyczących seksualności i wszystkiego, co się z tym wiąże. Dla większości dzieci życie seksualne rodziców nie istnieje, a gdy się o nim dowiadują -najczęściej przez przypadek – to są bardzo zaskoczone. Mam czasami wrażenie, że moim córkom wydaje się, że ich rodzice spali ze sobą tylko dwa razy. „Po pierwszym razie urodziłam się ja, a po drugim, tym ostatnim, moja siostra”.