Wilber przeplata w książce swoje refleksje zapiskami prowadzonymi przez umierającą żonę. „Zawsze zmagałam się z pytaniem, co jest dziełem mojego życia? Być może zbyt duży nacisk kładłam na działanie, a zbyt mały na bycie? To spostrzeżenie przynosi ulgę. Nareszcie mogę być sobą. Przestanę starać się być jak mężczyzna i zacznę rozkoszować się tym, że jestem kobietą”. Tuż przed śmiercią Trei, Wilber notuje: „Byliśmy różni i może to odnosi się do wszystkich kobiet i mężczyzn. Nauczyliśmy się doceniać te różnice – nie tylko je uznawać, ale odczuwać wdzięczność za to, że istnieją. Naszym ulubionym powiedzeniem stało się zdanie z Platona: «Mężczyźni i kobiety byli kiedyś jednością, ale potem zostali rozdzieleni i odtąd poszukiwanie, i pragnienie tej jedności jest nazywane miłością«„.
Myśleli o samobójstwie, skoczeniu z mostu i położeniu kresu temu wszystkiemu. Tak się jednak nie stało, w dniu, w którym okazało się, że Treya ma kilkanaście nowych guzów i przestaje widzieć, poddała się. Żeby umrzeć, nie potrzebowała zgody żadnego szacownego gremium i nie musiała tak jak Diana Pretty przestać jeść. Nie wiem, czy już widziałeś „Milion dollar baby” Eastwooda? Czy jednak człowiek nie powinien mieć prawa do tego, żeby nie tylko godnie żyć ale i godnie umrzeć? Czy sparaliżowana młoda bokserka musi przegryzać sobie język, żeby wykrwawić się na śmierć? Czy to jest w porządku, że aby tego znowu nie zrobiła, musi być na ogłupiających prochach? Czy ten, kto zdecyduje się jej pomóc, jest zabójcą?
Małgorzata
Frankfurt nad Menem, wtorek nocą
Małgosiu,
„głoszone przez innych prawdy…” – piszesz w swoim liście. Zastanawiałem się właśnie, czyich prawd słucham zawsze z największą uwagą, a potem w skupieniu myślę o tym, co usłyszałem. Dla mnie istnieje obecnie tylko jeden jedyny taki głosiciel. Karol Wojtyła, Polak na emigracji w Rzymie. Nie zgadzam się czasami z tym, co twierdzi, ale wiem, że cokolwiek twierdzi, to mówi prawdę. Swoją prawdę. Prawda jest tak samo względna jak wszystko inne i ulega weryfikacji, gdy przy niej trwamy. Wojtyła trwa przy swoich prawdach. Jest głową Kościoła, przewodzi Watykanowi i w związku z tym jest także politykiem. Żaden polityk – oprócz niego – nie jest prawdomówny Ani tu, gdzie obecnie mieszkam, ani w Polsce. W politykę wpisane jest kłamstwo. Dyplomacja jest sztuką żonglowania kłamstwami w taki sposób, aby „nie” oznaczało „być może”, a „tak” było zawsze warunkowe.
Politycy to ludzie, którzy najpierw robią sztorm na morzu, a potem Przekonują, że tylko oni mogą nas przed tym sztormem uratować. Poza tym wydaje im się, że są „autorytetami”. Wszystko bowiem ichzdaniem jest polityczne. Gdy staruszka sadzi kwiaty na grobie swojego zmarłego męża, ich zdaniem uprawia politykę agrarną i popiera w ten sposób jakąś partię. W Polsce najprawdopodobniej chłopską, w Niemczech najprawdopodobniej Zielonych. Tyle że „autorytet” polityczny to moim zdaniem ktoś, kto uzurpuje sobie prawo do tego określenia tylko dlatego, że udało mu się zgadnąć coś jeden raz. Jeden raz zgaduje się kolor w konkursie audiotele: „jaki kolor ma czerwone auto: czarny, czerwony czy zielony?”. Generalnie nie lubię polityków, chociaż wiem, że także wśród nich są godni zaufania i prawi ludzie. Myślę, że tych jest około 10%. A pozostałe 90% wytrwale pracuje nad tym, aby tę uczciwą mniejszość zbagatelizować. Ostatnio zastanawiałem się nad pytaniem, co w ogóle motywuje mężczyznę do bycia politykiem. Poszperałem trochę w bibliotece i w sieci. Natrafiłem na bardzo interesującą książkę Amerykanina Harolda Laswella pt. „Psychopatology and politics” (Psychopatologia i polityka), nie mam pojęcia, czy została przetłumaczona i wydana w Polsce. Laswell, wychodząc z psychoanalizy freudowskiej, stara się dowieść dość zaskakującej tezy: w politykę angażuje się mężczyzna, który ma na celu skompensowanie swoich porażek w życiu osobistym. Kariery polityczne według Laswella ujawniają istnienie zaburzeń seksualnych w okresie dzieciństwa lub w wieku wchodzenia w dorosłość.
Homo politicus to nikt inny jak ktoś, kto próbuje te zaburzenia z przeszłości kompensować zaspokojeniem przesadnie wyolbrzymionej potrzeby szacunku i uznania Dążenie do zaspokojenia tej potrzeby to charakterystyczny rys osobowości politycznej. U jej podstaw leżą jednak frustracje i liczne kompleksy. Dlatego nie mogę się pogodzić z faktem, że to politycy ustalają, kiedy mam umrzeć, jeśli nie umrę w sposób naturalny: w wypadku samochodowym, w katastrofie lotniczej, w trakcie trzęsienia ziemi, na BSE, na SARS, na ebolę, na ptasią grypę. na AIDS, na chorobę magdeburską, na zawał serca, na wylew krwi do mózgu, na marskość wątroby, na raka płuc, na innego raka lub po prostu ze starości (czego sobie najmniej życzę). Ostatnio myślę o swojej śmierci dość często. Jest pięć rzeczy, które chciałbym zrobić zanim odejdę: spisać testament, pożegnać się z najbliższymi, zjeść ostatnią truskawkę, uśmiechnąć się do całego świata, zasnąć. Najbardziej chciałbym umrzeć tak jak bohater poruszającego i pozostającego na długo w pamięci francuskiego filmu „Inwazja barbarzyńców”. Ale taka wymarzona śmierć ma miejsce tylko w filmach…
Czasami śmierć jest jednak jak z zupełnie innego filmu. Szczególnie, gdy trzeba ją objaśnić komuś, kto jeszcze pojęcia śmierci zupełnie nie rozumie. Pewien ojciec w Niemczech stara się właśnie wytłumaczyć swojej trzyletniej córce Angelinie, że wkrótce umrze. Robi to publicznie, w gazetach, aby pomóc innym ojcom, którzy być może są w podobnej sytuacji. Córka nie potrafi jeszcze czytać, a zanim się nauczy, jej ojciec nie będzie już żył. Nie będzie żył od kilku lat. Thomas mieszka w Poczdamie i w jego mózgu rośnie z przerażającą prędkością glioblastom, ogromny zrakowaciały tumor. W żaden sposób nie daje się tego wzrostu zatrzymać. Thomas ma 31 lat i jeśli nie pojawią się żadne komplikacje, ma przed sobą jeszcze maksymalnie trzy miesiące życia. Jeśli się pojawią, jego życie może skrócić się do trzech tygodni. Ma szczęście (przyznasz, że szczęście to bardzo pojemne słowo), że ciągle może mówić. „Słonecznik rośnie, najpierw jest ziarno, potem łodyga, a potem wykwita przepiękny kwiat Taki kwiat wyrasta także w mojej głowie. Gdy całkiem wyrośnie, będę musiał odejść” – opowiada Thomas swojej córeczce Angelinie. „Dokąd?” – pyta Angelina. „Poszukać innego kwiatu” – odpowiada Thomas. „To będzie bardzo, bardzo długo trwać…” – dodaje. Śmierć ma bardzo różne scenariusze… Tyle że to nie jest w tym wypadku scenariusz żadnego filmu.