Выбрать главу

Ojciec Norberta urodził się we wsi pod Opolem, o czym Norbert za każdym razem mi przypomina, myśląc, że sprawi mi tym przyjemność i połączy nas przez to jakaś dodatkowa patriotyczna linia wspólnej „ojczyzny pochodzenia”. Nie łączy, odkąd wiem, że ojciec Norberta był nie tylko z podopolskiej wsi, ale był także oficerem Wermachtu. Norbert twierdzi, że to wyłącznie skutek „przekleństwa urodzenia się w niewłaściwym momencie”. Wiem, że ma rację, ale jego racja to za mało, aby poczuć jakąś „nić patriotyczną”. Rozsądek i emocje są bardzo często rozłączne. Dzisiaj Norbert także mi o tym przypomniał, gdy usiadłem obok niego na kartonie rozłożonym na chodniku. Zapytany o opaleniznę opowiadałem mu dzisiaj o socjalizmie w raju, czyli o Seszelach.

Potem na moją prośbę, rozmawialiśmy o wolnej woli. Chciałem wyciągnąć od filozofa z praktyką informacje o tym, czy jego zdaniem wolna wola w ogóle istnieje. Norbert z własnej wolnej woli chciał się powiesić, z wolnej woli zabija się powoli alkoholem, z wolnej woli zamiast nienawidzić, kocha swoją żonę, która wykonała na nim egzekucję, i z wolnej woli jest żebrakiem mieszkającym na ulicy (w Niemczech nikt nie musi być żebrakiem, dba oto specjalne biuro Sozialamt i dbają o to, często wcale nie z własnej wolnej woli, podatnicy, którzy pomysł Sozialamtu finansują). Norbert uważa, że podważanie istnienia wolnej woli jest „bestialskim gwałtem zbiorowym na etyce, która powinna zostać dziewicą”. Tego gwałtu dopuszczają się zdaniem Norberta głównie biolodzy i „im podobni heretycy”, którym „się wydaje, że człowiek to tylko trochę więcej niż chomik, któremu nieustannie wycinają mózgi do swoich głupkowatych eksperymentów”. Filozofowie nabrali wody w usta i jak tchórze się temu gwałtowi z boku przyglądają. Etyka, obojętnie na jakim kodeksie moralnym bazuje, stoi na fundamencie woli wolnej. Usunięcie tego fundamentu wyklucza istnienie Dobra i Zła, Winy i Kary, Grzechu i Pokuty. Wyklucza także – zdaniem Norberta – istnienie boga, w którego mimo wszystko on wierzy, chociaż nie potrafi mi powiedzieć, jak nazywa się ten jego bóg. Tak mi odpowiedział Norbert, dodając, że „pod mikroskopem widzi się jedynie neurony, a nie cały mózg, a wolna wola to nie synapsy, podobnie jak jedna mrówka to nie całe mrowisko”.

Potem zapytał, czy napiję się z nim piwa na powitanie. Usiadłem obok niego na kartonie i pijąc piwo, dalej rozmawialiśmy. Najpierw powiedziałem mu, że także nie zgadzam się z sugestiami ortodoksyjnych (neuro)biologów. Wierzę bowiem, że ludzie posiadają wolną wolę. Powołałem się przy tym na Sartre'a (Norbert chyba zna go na pamięć), który twierdził, że „człowiek jest skazany na to, by być wolnym”. Ucieszył się i stuknął swoją puszką w moją. Potem dodałem, że pomimo to jego argumentacja mieszająca w to boga jest logicznie zupełnie niespójna i gdy przyjrzeć się jej dokładnie, to można uznać, że graniczy z nonsensem. Ludzie wierzący w boga wierzą także w to, że wszystko odbywa się według pewnego bożego planu. Oznacza to nic innego, jak pełną i ustaloną z góry determinację. Jeśli tak jest w rzeczywistości i faktycznie wszystko odbywa się według planu boga, to nie ma w tej konstrukcji zupełnie miejsca na wolną wolę! Podporządkowanie się czyjemuś z góry ustalonemu planowi wyklucza przecież wolność. Wtedy Norbert otworzył (ale tym razem już tylko dla siebie) drugą puszkę piwa i zaczął filozofować. Dowiedziałem się natychmiast, że „pojmuję boga jak naiwne i niedouczone dziecko przed pierwszą komunią”. Bóg to nie jest jakiś starzec z siwą brodą, który kiedyś wszystko zaplanował, łącznie z tsunami, i teraz przygląda się z góry, obserwując, co z tego wynika. Niektórym grozi palcem, a niektórych głaszcze dobrotliwie po głowie. Takiego boga nie ma i nigdy nie było. „Bóg to nic innego – zdaniem Norberta – niż stwórca «materii uduchowionej”„ niemającej nic wspólnego z materią ożywioną”. Dlatego na przykład ewolucja nie jest sprzeczna z kreacjonizmem. Zdaniem Norberta bóg był potrzebny tylko po to, aby obdarzyć człowieka godnością. To, czy człowiek pochodzi od małpy, czy został stworzony w jednorazowym akcie działania w swojej obecnej postaci, nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Ważne jest tylko to, co zdarzyło się na końcu ewolucji lub dajmy na to „stworzenia”: spłynięcie godności na człowieka. Tego, że człowiek ma godność, nie podważa żaden heretyk i także nikt nie potrafi wyjaśnić, skąd się owa godność wzięła. I to jest najważniejsze. To także uzasadnia istnienie jakiegoś „inteligentnego projektu”. Cała reszta to jedynie wytwór religii. Ale nie boga. Bóg nie potrzebuje ani żadnej religii, ani żadnego kościoła. To ludzie ich potrzebują. Bo są zagubieni, chcą drogowskazów i wyraźnego rozróżnienia pomiędzy tym, co dobre, a co złe. Ale chcą tego właśnie dzięki godności. A godność to przede wszystkim prawo wyboru i wolna wola – żeby zabijać, ale także żeby ratować się nawzajem, poświęcając przy tym swoje życie…

Tak filozofowaliśmy sobie z Norbertem przy piwie, siedząc na kartonie w pobliżu południowego wejścia do mojego banku. Poza tym od dzisiaj Norbert, za moją namową, postanowił żebrać na bilet lotniczy. Na Seszele… I tak nie uzbiera. Za bardzo potrzebuje alkoholu, aby przestać go kupować za użebrane pieniądze. Ale nawet gdyby, to i tak nigdzie nie wyjedzie. Za bardzo przywiązał się do myśli, że pewnego dnia pójdzie na Leipziger Strasse i będzie czekał na Nathalie…

Serdecznie po powrocie,

Janusz L.

Warszawa, sobota

Januszu,

to, co pozwala nam normalnie żyć i funkcjonować, to irracjonalne przekonanie, że będziemy żyli wiecznie. Nie myślę tu o zbawieniu, ale o życiu codziennym, prozaicznym i tym tu, na ziemi. W innym razie z towarzyszącą nam nieustannie pamięcią nieuniknionej śmierci, która prędzej czy później nas dopadnie, nie dalibyśmy sobie rady. Chociaż może wręcz przeciwnie, robilibyśmy wtedy rzeczy szalone, na które tak rzadko nas stać?

W tym kontekście zupełnie nie rozumiem ludzi, którzy wrzucając grosz do żebraczego kapelusza, muszą koniecznie wiedzieć, na co on pójdzie. Czy nie wystarczająco okrutnie obszedł się los z żebrakiem, że oto siedzi na ulicy, pod kościołem i opowiada, czy też konfabuluje historię własnego życia nam, obcym ludziom? Pokazuje własną mizerię, słabość i złamaną biografię. Jaka tak naprawdę jest różnica między żebrzącą alkoholiczką, która kłamie, że potrzebuje dwa złote na bułkę, a tą, która zbiera na najtańszy alkohol? Kto nas upoważnił do przeprowadzania takich śledztw? Po co nam one? Czy nie wystarczająco upokarzający i tragiczny jest sam fakt stoczenia się na dno? Czemu w tej kobiecie o zachrypniętym głosie i z brakami w uzębieniu nie chcemy zobaczyć młodej dziewczyny, jaką kiedyś była? „Trzeba było się uczyć” – powie w tym momencie niejeden śledczy. „Mnie to w życiu nikt nic za darmo nie dał” – dorzuci następny. I co z tego? To dylematy, które każdy powinien rozważyć we własnym sumieniu. Wystarczy przymknąć oczy i wyobrazić sobie siebie jako żebraka albo żebraczkę. Że to niemożliwe? No cóż, każdemu jego kataklizm. Z polskich ulic prawie całkowicie zniknęły rumuńskie dzieci z wyciągniętymi po daninę rączkami. Czyżby to znaczyło, że ich rodzice już się wzbogacili, czy też my przestaliśmy dawać?

Pozdrawiam,

M.

Frankfurt nad Menem, niedziela wieczorem

Małgorzato,

wracam po urlopie niebezpiecznie szybko do normy. To niedobrze. Za chwilę zapomnę, że pojechałem, aby odpocząć. Coraz lepiej mi w biurze…

Zastanawiałem się dzisiaj podczas lunchu nad tym, czy Norbert miał rację, nazywając biologów głupkami i oskarżając ich o „zbiorowy gwałt” na świętości, jaką jest wolność wyboru człowieka. Przynajmniej w przypadku jednego biologa, który bada zjawisko wolnej woli, Norbert skrajnie się myli i jego zarzuty w tym przypadku brzmią jak obelga. Ma natomiast rację, twierdząc, że większość filozofów (i przedstawicieli innych nauk humanistycznych łącznie z teologami, sic!) złożyła potulnie broń i z boku przyglądała się triumfalnemu pochodowi neurobiologów kwestionujących istnienie wolności wyboru i dumnie ogłaszających koniec etyki humanistycznej. „Etyka jest zbędna, wystarczy tylko tomograf i fizjologia mózgu” – głosili światu utytułowani neurofizjolodzy podczas kongresu zorganizowanego przez uniwersytet we Frankfurcie, w budynku kilka ulic od mojego biura. Do czasu. Pod koniec lat 80. XX wieku z pomocą bezradnym filozofom przyszedł nie kto inny jak właśnie… biolog specjalizujący się w neurofizjologii. Nazywa się Benjamin Libet, pochodzi z USA i obecnie ma 89 lat.