Zemsta to najgorszy i najbardziej okrutny przejaw narcyzmu. Czasami zastanawiam dlaczego do Dekalogu nie dodano jedenastego przykazania: „nie będziesz się mścił”.
Pozdrawiam,
Janusz L.
Warszawa, środa
Drogi Januszu,
skąd wiesz? Przecież jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, a było tak…
Siedzi przede mną furia, twarz ma nabrzmiałą, czerwoną z wściekłości. Grymas wykrzywia mu usta. Krzyczy. Może, bo płaci. Nie może. Dziwi się, ale tylko przez sekundę. Na zwróconą uwagę, że nie płaci za wysłuchiwanie wrzasków, wrzeszczy jeszcze głośniej. Mimo to nie czuję się wyróżniona. Ze swoim złudnym poczuciem siły staje się w moich oczach groteskowy. Żałosny. A więc jednak nie ma takich pieniędzy? Niemożliwe. Szok. Wstaję i już nic ani nikt tego nie zmieni. To moja droga do wolności. Idę w stronę drzwi, a na plecach czuję oddech niepohamowanego pragnienia zemsty. Piszesz, że pragnący zemsty czują się tak poniżeni swoim losem, że nie widzą innej drogi powrotu do odtworzenia swojego poczucia godności niż droga zemsty. Być może. Czy jednak jest nią żądanie zwrócenia karty taksówkowej na okaziciela? Miłosierdzie zapukało do mego serca. Znam bowiem sposób na złagodzenie cierpień człowieka spragnionego rewanżu, wystarczy mu uświadomić, że nie na wszystko się godzimy. O ile prostszy byłby świat, a jego reguły gry bardziej czytelne, gdybyśmy w ten właśnie sposób szanowali samych siebie. I naturalną koleją rzeczy – innych.
„My, ludzie o skłonnościach do współuzależnienia, musimy znać swoją miarę. Musimy określić granice tego, co powinniśmy robić dla ludzi i z ludźmi. Musimy określić granice tego, na co możemy pozwalać innym i na co inni mogą sobie pozwolić wobec nas. Ludzie, z którymi jesteśmy związani, muszą wiedzieć, że istnieją pewne granice” – napisała Melody Beattie w swojej książce „Nigdy więcej współuzależnienia”. I tak słowo czynem się stało. Idę spać podekscytowana, ale i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Wobec samej siebie, ale i wobec żadnego zemsty. Nawet jeśli ten mimo wszystko jeszcze nie wierzy, że za pieniądze nie można kupić wszystkiego.
Pozdrawiam,
M.
Frankfurt nad Menem, czwartek wieczorem
Małgorzato,
nie wiedziałem…
Napisałem o zemście przypadkowo. Poruszony konkretnym wydarzeniem z Frankfurtu. Może to czysty zbieg okoliczności? A może nie? Opowiesz mi kiedyś, kto jest „żądny zemsty”? Zresztą to pewnie najmniej istotne teraz. Takich „żadnych” jest tak dużo, że stają się do siebie bardzo podobni.
Mogę sobie ich wyobrazić. Po pewnym czasie wracają jak wspomnienie o niepotrzebnie, bezsensownie straconym czasie. Zanim się opamiętamy i zauważymy, o co w tym wszystkim chodzi, wykradają nam czasami całe lata życia, energii, poświęcenia. Dla nich pomysły przeobrażamy w projekty. Jak opętani je realizujemy, ale oni się nimi chwalą. Nie wracamy dla nich do domu na czas. Spóźniamy się na spotkania z naszymi najbliższymi. Zapominamy, czy dzisiaj niedziela, czy poniedziałek. Boimy się nie swoimi, ale ich lękami. Zaniedbujemy siebie i najbliższych. Dla nich. Przyczyniamy się naszymi sukcesami do ich biografii. Jesteśmy na ich szarych, nudnych i wyświechtanych kożuchach. Nabijamy ich kasę i pompujemy w balon ich ego. Szczycą się naszymi sukcesami, uznając je za własne. Przeważnie zupełnie świadomie. Gdy czują przy tym dyskomfort (zdarzają się i tacy), usprawiedliwiają się przed sobą, wmawiając sobie i innym, że „przecież nam płacą”. Czasownik „płacić” jest dla nich trzeci na liście. Zaraz po „kupować” i „oddychać”. Potem, gdy poznamy się na ich grze i strategii, nie mając wyboru, odchodzimy. Chcemy ich zapomnieć i całkowicie wykreślić z naszego życia. Po pewnym czasie zauważamy, że nawet najkrótsze wspomnienie o nich kojarzy się nam ze straconym czasem. Ale wspomnienia wracają do nas wbrew naszej (w tym momencie wątpliwie wolnej! woli. Czasami 150 milisekund to za krótko, aby je powstrzymać. Do Ciebie pewnie też będą wracać.
A książkę Beattie już zamówiłem. Lubię czytać – ale przede wszystkim wiedzieć – to co Ty. Dzisiaj szczególnie…
Janusz L
PS To wszystko minie…
Warszawa, piątek
Drogi Januszu,
a ja dziś nie napiszę niczego poza słowami: miałeś rację, to już minęło.
Uściski,
M.
Frankfurt nad Menem, sobota nocą
Małgorzato,
„wszyscy mężczyźni to świnie, a Michael Marks to najbrudniejsza z nich!”.
Transparent z takim napisem trzymała nad głową pewna kobieta. Stała z nim wczoraj mimo deszczu i zimna przez kilka godzin na jednym z największych skrzyżowań w centrum Frankfurtu. Musiałem zatrzymać się na światłach na tym skrzyżowaniu, więc sam mogłem to przeczytać. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakaś bardzo spóźniona, jednoosobowa demonstracja polityczna. Ale potem przypomniałem sobie, że „tamten Marks” miał na imię Karol. Dzisiaj dowiedziałem się z mediów (i tych bulwarowych, i tych poważnych), że kobieta na skrzyżowania nie była żadną feministką. Nie podano jej nazwiska, powiedziano jedynie, że ma na imię Magda, ma 38 lat, od pięciu lat jest rozwódką i samotnie wychowuje Katharinę. „Die Welt” podał, że Katharina ma lat 15, „Bild” (taki polski „Fakt”) potwierdził, że ma faktycznie lat 15 i natychmiast dodał, że waży 46 kilogramów, ma 165 cm wzrostu i pokazał fotografię Kathariny Katharina jest na tej fotografii uśmiechniętą blondynką, nie ma aparatu korekcyjnego na zębach, co jest bardzo dziwne i świadczy o jej trudnej sytuacji materialnej (lub wyjątkowo dobrych genach), ma zielonkawy T-shirt ledwie przykrywający jej jeszcze nie całkiem ukształtowane piersi i stoi w wyzywającej pozie i markowych dżinsach opuszczonych na podbrzuszu do miejsca, w którym normalnie powinny pojawić się włosy łonowe. Wygląda na to, że Katharina jest albo zbyt młoda, albo bardzo nowoczesna, więc włosy się nie pojawiają. Poza tym można zauważyć, że Katharina nie ma biżuterii w pępku, co także świadczy o jej trudnej sytuacji materialnej. Może nie jej, ale na pewno jej rodziców. Dziewczyny w trudnej sytuacji materialnej są z reguły bardziej zdeterminowane. Prawą rękę – na tej fotografii – położyła Katharina na ramieniu łysawego mężczyzny Na jego lewym ramieniu złożyła czule swoją głowę. Mężczyzna na fotografii wygląda jak ktoś, kto akurat przeszedł poważną chemioterapię i jest na weekendowej przepustce z oddziału onkologii. Mimo to radośnie się uśmiecha. Z kolei na prawym obojczyku tego mężczyzny czule złożyła głowę Natasha. Lat 14, 160 cm wzrostu i 48 kilogramów wagi. Brunetka, także bez włosów łonowych, ale za to z kolorowym drinkiem w dłoni. Mężczyzna na tej fotografii ma lat 48 i nazywa się Michael Marks, i jest według bardzo subiektywnej, ale wyrażonej dosadnie opinii Magdy (lat 38, bez wagi i bez wzrostu) jest „najbrudniejszą świnią”.
Magda tymczasem, jak to bywa w demokratycznym państwie, została oskarżona o udział w nielegalnej demonstracji. Błąd Magdy polegał na tym, że tej demonstracji wcześniej nikomu nie zgłosiła. Nie zgłosiła, bowiem była to spontaniczna demonstracja zrozpaczonej matki przeciwko „złu i niesprawiedliwości, jakie spotkały jej córkę”. Wielu znanych prawników z całej Republiki natychmiast wyczuło powiew medialnej koniunktury i zgłosiło się, aby jej (oczywiście bezpłatnie) bronić. Wystarczy im w zupełności, gdy wysokonakładowe gazety wymienią ich nazwiska. Dopiero na samym końcu publikacji podano najważniejszą informację: przeciwko czemu w zimnie i w deszczu w centrum miasta protestowała Magda. Protestowała przeciwko niesprawiedliwości. Okazało się, że Magda wcale nie jest oryginalna. Większość demonstracji jest wymierzona przeciwko jakiejś niesprawiedliwości. Niesprawiedliwość w tym konkretnym przypadku polega na tym, że Marks obiecał Magdzie i jej córce Katharinie, że jako szef agencji doprowadzi do tego, że Katharina stanie się wkrótce sławną i powszechnie znaną modelką. Katharina – za przyzwoleniem Magdy -przerwała więc naukę w szkole (co jest nielegalne) i pojechała z Marksem w podróż po Niemczech. Mama Kathariny bez wahania się zgodziła na tę eskapadę, bowiem było to „spełnieniem marzenia jej córki”.