Zatrzymywali się w miastach, gdzie są ważni fotografowie w ważnych agencjach modelek i wielogwiazdkowe hotele. Aby nie „nadwerężać budżetu agencji”, spali w pokojach z jednym łóżkiem. We troje. Natasha, Katharina i Marks.
Magda uważa, że jest dobrą i troskliwą matką. Codziennie przecież dzwoniła najpierw do córki, potem do Marksa. W weekendy nawet dwa razy dziennie. Za każdym razem i Katharina, i Marks uspokajali ją zgodnym chórem, że wszystko przebiega według planu. I przebiegało. Oczywiście według planu Marksa.
Rewolucja, którą przygotował Marks, wybuchła dopiero w Monachium Okazało się bowiem że kontrakt z włoską agencją modelek otrzymała Natasha, a nie Katharina. Niektórzy znawcy tematu twierdzą, że wiedzieli to od początku. Marks słynie bowiem z tego, że woli młodsze kobiety Natasha ma lat 14, a Katharina 15, więc od początku było jasne, kogo wybierze. Ale to nieprawda. Marks jest zbyt „małą rybką”, aby podejmować takie decyzje. To nie on wybiera. Marks tak naprawdę jest nikim To zwykły naganiacz, a po godzinach kierowca. W nagrodę za swoje usługi wolno mu „opiekować się małymi”. Decyzję o tym, które z dzieci otrzyma kontrakt, podejmują znacznie ważniejsi od Marksa. Większość z nich mieszka albo przynajmniej spędza noce w Monachium. Aby do nich dotrzeć, Natasha zdecydowała się spać w jednym łóżku z Katharina i Marksem. Podobnie zdecydowała Katharina. Tyle tylko, że Katharinie wydawało się, że w ten sposób dociera na szczyt. Natasha wiedziała, że to nie żaden szczyt, a najwyżej szczytowanie. Marksa oczywiście. Ale bez tego nie można wspiąć się wyżej.
Wszystko to, w interesujących szczegółach, opowiedziała do mikrofonu pewnego dziennikarza Natasha. Mieszka w Monachium, więc wie najlepiej, co trzeba robić.
Najpierw trzeba zaistnieć. Trzeba także wiedzieć gdzie. Można zaistnieć głównie w dyskotece P1 mieszczącej się w nobliwym Domu Sztuki w centrum Monachium. To kultowe miejsce. Ale nie kulturalne. Można tam wejść w soboty wieczorem, jeśli ma się nazwisko. Teoretycznie powinno się oprócz nazwiska mieć więcej niż 18 lat, ale nikt na to nie zwraca uwagi. Gdy nazwiska się nie ma, to trzeba je sobie stworzyć. Najlepiej samym sobą. 14 lat to duży kapitał już na wejściu, a przede wszystkim przy wejściu (do P1). Ponad 20 już nie. To już za dużo. Ale sam wiek nie wystarczy. Młodych, które chcą wejść do P1 jest cały rój. Trzeba się jakoś wyróżnić. Do tego Natasha potrzebowała właśnie Marksa. Jego wizytówka to rodzaj przepustki. Ona i Katharina po hotelowym tournee wzdłuż Republiki miały takie wizytówki. Gdy się nie ma, trzeba liczyć tylko na siebie. Po pierwsze, trzeba być ładną i „zrobioną”. I to tak, aby wyglądać na „więcej niż 18”. To jest jednak oczywiste i dlatego wszystkie, które roją się przed drzwiami do P1, są ładne, zrobione i wyglądają na „więcej niż 18”. Pomaga makijaż, pomagają szpilki, pomagają silikonowe wkładki w stanikach. Najbardziej pomaga przyjście do P1 charakterystycznie ubraną lub jeszcze lepiej rozebraną. Najlepiej działa, gdy ma się na sobie rozpiętą kurtkę dżinsową, koronkowy stanik, świecące odblaskowe majtki i szpilki. I nic więcej. Ostatnio pomaga też naklejenie w widocznym miejscu okrągłego plastra antykoncepcyjnego z hormonami. W Monachium sprzedają jego luminescencyjne wersje. Gdy się tańczy w dyskotece, to plaster świeci i zwraca uwagę. Szczególnie gdy takim plastrem świecą nastoletnie dziewczynki. Nie jest to wprawdzie żadna gwarancja, że plaster podziała antykoncepcyjnie, ale jednoznacznie świadczy o tym, że dziewczyna w ogóle interesuje się antykoncepcją i daje temu publicznie wyraz. Zainteresowanie antykoncepcją w klubie P1 jest dobrą koncepcją każdej z tych dziewczynek.
Będąc już w P1, koniecznie trzeba się przedostać do „obszaru VIP-ów”. To nie jest wcale takie łatwe. Kręci się tam całe mnóstwo ochroniarzy. Obie z Kathariną się przedostały. Natasha przyznaje, że pomógł im Marks. Rozmowy w „obszarze VIP-ów” są tak naprawdę o niczym. Nie wiadomo, który z tych facetów jest VIP-em podejmującym decyzje. Takie windowe „smali talks”, tyle że kładą oni przy tym dłonie najpierw na kolanach, a potem wysoko na udach. Tak około drugiej nad ranem zaczyna się wszystko powoli klarować. Najczęściej jedzie się do hotelu z ochroniarzem. To bezpieczne dla VIP-a, ponieważ przeważnie jest on już związany z jakąś kobietą i nie chce mieć problemów z mediami. Jego kobieta jest przeważnie starsza. Ma około 30 lat. VIP uważa, że jeśli ma pieniądze, pokazują go w telewizorze i kocha go tabun ludzi, to ma prawo do „szczęśliwego życia seksualnego”. Przy swojej kobiecie nie czuje, że ma to „szczęśliwe życie”. Za długo się znają i wyczuwają – tak to nazywają – za „duży luz”. Natasha nigdy jeszcze nie pytała, gdzie czują ten luz…
Katharina trafiła pechowo. Facet nie był z branży. Zajmował się futbolem, a nie modelingiem. Natasha trafiła właściwie. To czysty przypadek. Pojechała z ochroniarzem do Maritima około trzeciej nad ranem. Po 30 minutach do pokoju wszedł „mister ważny”. Zrobili prawie cały program. Alfabetycznie. Anal, frenching, oral… Niekoniecznie w tej kolejności. Nie zgodziła się jedynie na p jak penetracja. Do tego ma prawo tylko jej „misiaczek Roberto”. Wczoraj rano dowiedziała się, że jedzie do Włoch. Gdy zadzwoniła do Roberto, nie mógł uwierzyć…
Katharina miała takie same szanse jak ona. Po prostu źle trafiła z tym piłkarzem. Teraz mama Kathariny robi z tego wielką sprawę. Niepotrzebnie. Co ona myślała, do cholery?! Że one z Marksem wieczorami grają szachy w tych hotelach? Zupełnie niepotrzebnie. A teraz kręci się wszędzie policja i dziennikarze. Węszą pedofilię, a to dobry temat na newsa. Jaka tam pedofilia?! To był ich własny wybór. Natasha od dawna czuje się dorosła i wie, jak się w to gra. Potrafi robić facetom takie rzeczy, których koleżanki w jej wieku nie potrafią nawet poprawnie wymówić…
A matka Natashy? Co ona na to by powiedziała? Pewnie nic nie wie. Natasha od dawna mieszka tylko z ojcem. Ojciec pracuje od rana do wieczora, aby zapłacić za czynsz i kupić jej parę gadżetów. Mama wyjechała do Zurychu, gdy Natasha miała pięć lat. Też chciała być modelką. Nie ma z nią żadnego kontaktu. Natasha czasami za nią tęskni. Może kiedyś matka zobaczy ją w jakiejś kolorowej gazecie. I może wreszcie wtedy zacznie odpowiadać na jej listy…
Dzisiaj rano jadąc autem, zatrzymałem się na tym samym skrzyżowaniu. Hinduski sprzedawca zapukał w szybę mojego samochodu. Kupiłem gazetę. Nie było w niej nawet jednego słowa o Magdzie.
Serdecznie,
Janusz L.
Warszawa, niedziela wieczorem
Drogi Januszu,
dlaczego swoimi książkami wzbudzasz aż taką agresję wśród feministek? Ty, mężczyzna, pisarz kobietom przyjazny jak żaden inny. I przypomniałam sobie, kto jest bez winy, niech rzuci kamieniem, że i nasza znajomość zaczęła się od emancypacyjnego przytyku w Twoim kierunku z mojej strony – nie podobało mi się, że bohaterka „Samotności w Sieci” w ostatniej chwili rejteruje i wraca w nieszczęśliwe, domowe, pielesze, mimo że jest w ciąży z kimś innym. Z kimś, kogo kocha prawdziwie. Zdenerwowało mnie wówczas to twoje takie charakterystyczne dla mężczyzn podejście. Jeśli ktoś ma zrezygnować z miłości, to oczywiście kobieta. Starałeś się wyjaśnić mi powody takiego zakończenia i chociaż każde z nas pozostało przy swoim, to udało się nam zakumplować. Dlaczego tak łatwo Ci wtedy odpuściłam? Po prostu uwierzyłam w szczerość Twoich intencji i to nie tylko jako mężczyzny, ale jako przyzwoitego człowieka. Co więcej, z czasem wpadłam na to, że przecież Ty jesteś modelowym wręcz feministą. Nie tylko lubisz kobiety, podrywasz je z wrodzonym sobie wdziękiem, ale i najzwyczajniej w świecie szanujesz. Czy do końca nas rozumiesz? Nie wiem, ale przynajmniej próbujesz. Dlatego żenują mnie kierowane pod Twoim adresem zarzuty, że chcesz swoje czytelniczki złapać na fałszywe przynęty. Upraszczając sprawę, bierzesz je na literacką litość. Jak napisała inteligentna przecież, co tym bardziej zaskakuje, pani krytyk: „obsługując w tym celu niezaspokojone tęsknoty niewieście. Ucząc, bawisz i wzruszasz. Koisz jak amator terapeuta kobiecy masochizm”. Najwyraźniej twojej nowej „wielbicielce” nie dajesz spać po nocach. To zaskakujące, zwłaszcza że wspomniana pani zazwyczaj kieruje się ku dziełom niepoślednim. Co więc zainteresowało ją w Wiśniewskim? Dlaczego tak bardzo wkurzyło ją, że inne jej „siostry” z własnej i nieprzymuszonej woli wprowadzają Twoje książki na listy bestsellerów? Gdzie podział się ich literacki gust? I to jest właśnie to, co odrzuca mnie od feminizmu obowiązującego nad Wisłą. To dzielenie kobiet na feministycznie wtajemniczone, które ze względów ideologicznych nie czytają Wiśniewskiego, i te, które to robią. Przecież feminizm i jego siła to wybór każdej z nas, a nie sąd, w którym niesubordynowane dostają wysokie wyroki. Dlatego gdy słyszę tyradę, z której wynika, że czytelniczki Wiśniewskiego to skończone idiotki, które dają sobie wcisnąć kit, to trafia mnie feministyczny szlag. Skąd to poczucie wyższości? Skąd ta wiedza tajemna nie tyle o tym, co dzieje się w duszy każdej z nas, ile o tym, co powinno się w niej dziać? Nauki można rozdawać na prawo i lewo, ale lekcję trzeba odrobić już indywidualnie. Każda kobieta, która już co nieco przeżyła, wie o tym doskonale. Wzory matematyczne w feminizmie nie zawsze się sprawdzają. Przed paroma dniami dostąpiłam zaszczytu (nie kpię) zjedzenia śniadania z Madeleine Albright. Cóż to za kobieta! Imponująca i zachwycająca. Ma odwagę powiedzieć, że nie będzie w wyborach prezydenckich głosowała na kobietę tylko dlatego, że ta jest kobietą. Będzie głosowała na najlepszego. O swojej następczyni, ale i politycznej przeciwniczce, republikance Condoleezzie Rice mówi, że denerwuje ją, gdy media bardziej koncentrują się na tym, jakie ta nosi buty i jak krótkie ma spódnice, a nie na tym, co ma w głowie, Zwłaszcza że to bez wątpienia mądra kobieta. Albright uważa się za feministkę, ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy, aby skrytykować inną kobietę za to, że feministką nie jest i zamiast robić karierę, woli siedzieć w domu. „Czy moja kariera zawodowa była przyczyną rozwodu? Zawsze odrzucałam to pytanie. Uważam je za obraźliwe wobec kobiet, które chcą pracować zawodowo, poza tym zawiera w sobie sugestię, że postępowałam egoistycznie. Odrzucam to pytanie również dlatego, że nie znam odpowiedzi”. Czy z tej biografii uczyniłbyś opowieść o wzlotach i upadkach, czy też poprawną feministycznie wersję nadwiślańskiego remake'u „Jak hartowała się stal”? „Przy garach źle i samej niedobrze” – ironizuje Szczuka, komentując Twoje opisywanie kobiecego losu, a w tym momencie aż ciśnie się na usta: być może taki los wydaje się niesprawiedliwy, ale tylko wtedy, gdy jest się Szczuką.