Niemieckie statystyki podają, że tylko dziesięć prostytutek na sto nie kończy w przytułku. Tak wygląda proza życia cór Koryntu, bo z prozą jako taką jest już inaczej. Nikt nie wie, dlaczego sakralna prostytucja zanikła, choć trwała co najmniej przez dwa tysiąclecia. Może z powodu chorób lub jakichś przemian społecznych, może dlatego że zmieniły się religie. Tak czy inaczej już jej nie ma i nie będzie.
W naszych czasach światem rządzą mężczyźni, a określenie „prostytutka” służy wyłącznie napiętnowaniu każdej kobiety, która nie idzie „prostą drogą”. To płomienne expose wygłasza Maria, bohaterka „Jedenastu minut” (tyle trwa statystyczny stosunek), powieści Paulo Coelho, najlepiej sprzedającej się w 2003 r. książki na świecie. Czy dlatego odniosła taki sukces, że u Coelho prostytutka jest postacią z baśni, ale tej na miarę męskich i stereotypowych wyobrażeń o tym, co kieruje kobietę na złą drogę? Ona po prostu lubi to robić. Maria jest kryształowa, mądra, szlachetna i odważna. Jest bardzo młoda, ale jak filozof dywaguje na temat losów świata i siebie samej. Trzeba przyznać, że ma niebywałe szczęście i nie wie, co to poniżenie, brud i brutalność. Trafia na wyrafinowanych klientów, ale nawet ten o sadomasochistycznych ciągotach oprócz chłosty doprowadza ją do pierwszego orgazmu w życiu. „Maria wybrała prostytucję po to, by żyć bez miłości, ale jej podróż przez życie – opowiada Coelho – przypomina odbywaną przez nas wszystkich, gdzie ważne rzeczy można poznać tylko przez doświadczenie”. Niezła apoteoza dziwki. Chcesz dowiedzieć się prawdy o sobie i innych, idź na ulicę. Nie ma co, książka ta „chlubnie” wpisuje się w prostytucyjną hagiografię. Nie dziwi więc, gdy Maria vel pretty woman spotyka na swojej drodze przystojnego, bogatego i zakochanego w niej po uszy malarza vel Richard Gere. Coelho wyjaśnia, że kobiety dość prędko zaczynają zajmować się w życiu czymś innym – dziećmi, porządkami, gotowaniem, tolerowaniem mężowskich skoków w bok, planowaniem wakacji, podczas których bardziej myślą o dzieciach niż o sobie, nawet miłością – ale nie seksem. Co innego taka prostytutka… Pisarz stara się nas przekonać, że napisał książkę o uświęconym wymiarze seksu, a w tym pomogła mu pewna prostytutka, a właściwie jej dzienniki, które mu podarowała. Jakby tego było mało, prawdziwa Maria po odejściu z zawodu zamieszkała w Lozannie, jest szczęśliwą mężatką i ma dwie córki. Szkodliwa i szowinistycznie nieprawdziwa to bajka. Szkoda, bo gdy „Alchemik” wydawał się czystą i szlachetną opowieścią o poszukiwaniu sensu życia i samego siebie, tak w „Jedenastu minutach” widać już marketingowy cel i ten męski punkt widzenia sprawy. Ona lubi to robić.
„Jedenaście minut” napisał mężczyzna, „The Monster” nakręciła kobieta. To ponura historia, może dlatego że napisana przez samo życie. Patty Jenkins opowiedziała autentyczne losy amerykańskiej prostytutki Ailleen Wuornos skazanej na śmierć za zamordowanie siedmiu klientów. Wyrok wykonano o godzinie 5.30 rano 9 października 2002 r. Jej podróż życia z pewnością nie nadawałaby się do książki Coelho. Wuornos już w wieku siedmiu lat była gwałcona przez ojca i dziadka. Później dołączył do nich brat dziewczyny. Bita, poniżana, głodzona szybko zaczęła zarabiać na nędzną wegetację na ulicy Specjalizowała się w kierowcach ciężarówek Po raz pierwszy zabiła w obronie własnej, a potem już poszło. Zdarzyło się jej nawet być mężatką, ale szybko opuściła 69 – letniego biznesmena i wróciła do zawodu. Ćwierć wieku temu Germaine Greer w „Kobiecym eunuchu” napisała, że: „najbardziej niebezpiecznym aspektem prostytucji jest to, że wiele prostytutek poddaje się sadystycznym i bestialskim rytuałom seksualnym, które są potrzebne niektórym cywilizowanym mężczyznom do tego, by mogli zaspokoić swoje seksualne potrzeby. Często prostytutki uważają, że taka właśnie jest ich rola społeczna. I chociaż te nieszczęsne dziewczyny, które uduszono własną pończochę czy zgwałcono butelkę, są ofiarami męskiego fetyszyzmu, to jednak żadna kobieta nie krzyknie wobec tych potworności: Dlaczego tak nas nienawidzicie?”. Że nagle jestem taka pryncypialna? I zła.
Pozdrawiam,
MD
Frankfurt nad Menem, czwartek wieczorem
Małgorzato,
zadała mi Pani pytanie: „Nie wiem, czy słyszał Pan o tym, że niektóre ze swoich obrazów Toulouse – Lautrec werniksował spermą?”.
Nie, nie wiedziałem. Nie sądziłem, że miał jej aż tyle, by wystarczyło na wykorzystywanie w malarstwie. Wiem jedynie, że gdy wypił zbyt dużo, próbował sprzedawać swoją spermę (za wino) paryskim prostytutkom, które malował. Chciał, aby powiły geniuszy. Wiem natomiast, że do swoich farb regularnie spermę dolewał Picasso. Uważał, że jego obrazy w ten sposób nabierają „żywotności i rodzą się w momencie tworzenia”. Artystom czasami wydaje się, że nawet ich plemniki mają szczególną wartość. Nawet te martwe… Sądzi Pani, że to grzech? A jeśli tak, to który z tych najbardziej znanych dziesięciu?
Myśli Pani, że Dekalog powinien być ciągle najważniejszym drogowskazem w życiu?
Ostatnio zatrzymała mnie przed wyjściem rano do pracy audycja telewizyjna emitowana przez niemiecką VIVĘ. Dziennikarka zadała pięciu młodym ludziom zaproszonym do studia pytanie o Dekalog – z którym się zwracam się dzisiaj do Pani. Żadna z tych osób nie wiedziała, co to jest Dekalog.
W moim biurze we Frankfurcie mam korkową tablicę – Amerykanie i za nimi cały świat nazywa to „pinboard” – do której pinezkami przypinam papierowe kartki, na których zapisuję rzeczy do „natychmiastowego załatwienia”. Pani pewnie także tak robi. Gdy załatwię taką natychmiastową sprawę, z radością odrywam odpowiadającą jej kartkę, najczęściej zamieniając na nową. W środku mojego pinboardu wisi wyblakła kartka z dziesięcioma przykazaniami. Powiesiłem ją tam przed około 15 laty. Nie udało mi się załatwić „tej sprawy” do dzisiaj. Chciałbym ją zerwać i zastąpić nową. Nie udaje mi się to. Do dzisiaj załatwiłem dopiero 60% spraw z Dekalogu.
Myślałem o tym dzisiaj, po tym jak mój hiszpański kolega z biura powiedział mi w czasie lunchu, że szuka mieszkania. Musi wyprowadzić się z domu, ponieważ jego żona przyłapała go na zdradzie i spakowała mu walizki. Kolega uważa, że nie zdradził swojej żony, bowiem tej „drugiej” kobiety, o którą chodzi jego żonie, nawet nie dotknął. Nawet jej nie widział tak naprawdę. Korespondowali tylko przez Internet. I żona przechwyciła te e – maile. Według niej złamał szóste i dziewiąte przykazanie, i dlatego – przez szóste – ona nie może z nim spać w jednym łóżku i dalej żyć pod jednym dachem. Mój kolega uważa, że złamał tylko dziewiąte. Nawet zacytował mi je w całości (Hiszpanie uważają, że jak nauczą się na pamięć katechezy, to są lepszymi katolikami):
„Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego”.
Z e – maili przechwyconych przez żonę wynika, że nie pożądał ani wołu, ani osła, ani nawet niewolnika. Pożądał jedynie Klarysy z Moskwy, którą poznał na międzynarodowym czacie na portalu Yahoo. Zaczął jej pożądać, gdy na jego prośbę wysłała mu swoją fotografię z wakacji, zrobioną w trakcie urlopu (z mężem i dwójką dzieci) na plaży nad Morzem Czarnym.
Czy sądzi Pani, że Dekalog w czasach Internetu jest ciągle aktualny? Watykan zdecydowanie uważa, że tak. W 1998 roku kardynał Antonio Sciortino, redaktor naczelny wpływowej papieskiej gazety „Famiglia Cristiana”, w odpowiedzi na zapytanie czytelniczki, zagubionej mężatki z Triestu, pisał w artykule wstępnym, że:
„Wirtualna rzeczywistość jest tak samo pełna pokus jak realna. Można popełnić grzech cudzołóstwa w Internecie, nie ruszając się z domu”.
Marina, żona mojego hiszpańskiego kolegi z biura, wprawdzie nie znała wypowiedzi kardynała z Rzymu, ale czuła, że gdy do e – maila dołączona jest fotografia nagiej Klarysy na plaży, to jest to wyraźnie sprzeczne nie tylko z dziewiątym, ale także z szóstym przykazaniem. Poza tym przeczytała komentarz swojego męża odnośnie ciała Klarysy. To już ją zupełnie przekonało.