Słuchałem Joëlle.
„Proszę, wytłumacz mi – tak bardzo chemicznie, jak tylko ty to potrafisz – to obniżanie się w czasie współczynnika pożądania jednej i tej samej kobiety! Dlaczego mężczyźni nie pożądają nas aż do naszej lub swojej śmierci?! Jakie to jest, kurwa, smutne! Dlaczego kobiety chcą być w ogóle pożądane? Czy one nie mogą się w końcu wyluzować?!”.
Jadłem zimną pieczeń z indyka i myślałem, że dobrze się stało, że nie powiedziałem Joëlle, że Stefana już dawno nie było w biurze, gdy wyjeżdżałem do niej z książkę…
Serdeczności,
JLW
Warszawa, niedziela
To zatrważające, ale i groteskowe, jak wielką wagę my, kobiety, przywiązujemy do wszelkiego rodzaju rocznic. Rocznica spotkania, pierwszego pocałunku, narzeczeństwa, ślubu i pierwszej kłótni. Biada mężom, którzy o tych datach zapominają. Są wyrzuty i ciche dni. Co bardziej strachliwi starają się więc zapisywać ważne daty w kalendarzach, a żeby o nich nie zapomnieć, wiążą supły na rogach chusteczek. O czym to ja miałem pamiętać?
Według wspomnianej już przez Pana Helen Fisher miłość, ta płomienna, trwa około czterech i pół roku. Potem u szczęśliwców namiętność zamienia się w przyjaźń, a pechowcom los szykuje nudny i przegrany związek na stare lata…
Zastanawiałam się kiedyś nad tym jak wyglądałyby relacje między ludźmi, gdyby w każdą rocznicę związku odpowiadali sobie na pytanie czy nadal chcemy być ze sobą? Tak? To przedłużamy miłosny kontrakt na kolejny rok. Czy nadal chcesz ze mną być? Nie? To do widzenia. Każde idzie w swoją stronę.
Te wszystkie rocznicowe rytuały dają kobietom złudne poczucie bezpieczeństwa. Jest rocznica, to jest i związek. Ale uczucia nie da się zakląć w coroczne zapalanie świec na stole i kupowanie czerwonych róż. Być może dlatego tak często zapominają o nich mężczyźni.
Z drugiej strony rocznice to także wspomnienia. To także szansa na to, aby wreszcie dokonać zmian. Już nie jest tak, jak było. Czy jeszcze kiedyś może tak być, czyli dobrze? Nie. A więc uczcijmy siebie tym odkryciem, tą rocznicą i odejdźmy każde w swoim kierunku. Do innych dat i kolejnych wspomnień. A może nawet rocznic.
Pozdrawiam,
MD
Opole, poniedziałek wieczorem
Dziennikarz pewnego polskiego miesięcznika zapytał mnie ostatnio (w e – mailu), czy zgodzę się wypowiedzieć dla jego gazety. Mają w tym miesięczniku rubrykę pt „Sławni i bogaci”. Namawiają sławnych i bogatych, aby wypowiadali się o sławie i bogactwie. Dziennikarz założył, że jestem bogaty i sławny. To nie był wcale „Playboy”. Miesięcznik, wbrew pozorom, nie jest z półki tzw. ekskluzywnych i dotyczy informatyki. Zastanawiałem się dłuższą chwilę, dlaczego prowadzą taką rubrykę w czasopiśmie o takim profilu. Nie znalazłem żadnej odpowiedzi, ale ponieważ informatyka jest mi bliska, wypowiedziałem się.
Czy Pani czuje się sławna i bogata?
Ja czuję się tylko bogaty. Od 17 lat mam dość pieniędzy na zapłacenie swoich rachunków, francuską bagietkę, czerwone wino i książki. Dla mnie są to atrybuty bogactwa.
Być może dlatego nie chcę czuć się sławny. Niektórzy przekonują mnie, że popełniam błąd. Powinienem czuć się sławny. Sprzedałem w Polsce tysiące swoich książek, pokazują mnie w telewizji, wypowiadam się w radiostacjach, cytują mnie w gazetach, robią ze mną ogólnokrajowe czaty, zapraszają do księgarń i bibliotek, proszą, abym innym „sławnym” wręczał ważne nagrody. Sławny czułem się ostatnio tylko raz. Gdy moja córka Joanna odbierała swoje świadectwo maturalne w gimnazjum im. Alberta Einsteina w Schwalbach koło Frankfurtu. Ze średnią 1.6. Maksymalnie (w Niemczech najwyższą oceną jest jedynka) można mieć 1.0. Nigdy dotąd nie czułem się tak sławny, jak w tym jednym momencie, gdy Joasia wróciła na miejsce ze swoim świadectwem maturalnym i mogłem wstać, i przytulić ją do siebie. Cała sala pełna ludzi mogła zobaczyć, że to JA jestem jej ojcem…
Dziennikarzowi od „sławy i bogactwa” odpisałem:
Sława: tzw. sławni ludzie są wyróżniani przez innych przywilejem darowanego im czasu i uwagi. Jeśli mają w tym czasie coś ważnego do powiedzenia, to warto być sławnym.
W liceum ogólnokształcącym nr 3 w Opolu dwie przyszłe maturzystki także uważały, że jestem „sławny”. Zapytały mnie (także e – mailem), czy zgodzę się podpisać swoją książkę dla ich koleżanki. Wiedziały, że ta książka jest dla niej ważna, i chciały zrobić jej niespodziankę. W prezencie na 18. urodziny. Miałem podpisać książkę, włożyć w kopertę i przesłać na adres jednej z nich. Nie zgodziłem się. W czwartek wieczorem wsiadłem w samochód, przejechałem w nocy 800 km z Frankfurtu do Opola i rano w piątek stałem przed salą pełne młodych ludzi z LO nr 3 w Opolu i odpowiadałem na ich pytania. Przez dwie godziny rozmawiałem z nimi o książkach, o tym dlaczego nie chcę być pisarzem, a pomimo to piszę książki, o tym dlaczego mądrość jest sexy i dlaczego uczucia oprócz poezji mają także swoje chemiczne molekuły. Pod koniec spotkania wręczyłem podpisaną książkę przyjaciółce dwóch maturzystek.
Starałem się nie tylko mówić do rzeczy Przede wszystkim starałem się mówić do ludzi. Przez dwie godziny nikt nie wyszedł z sali. Podarowano mi czas i uwagę.
Bardzo serdecznie z hotelu w Opolu,
JLW
Kos, Grecja, wtorek
Czy czuję się sławna i bogata? Szkoda, że nie widzi Pan mojego uśmiechu w tej chwili. Moglibyśmy się tu spierać o definicję. Pan czuł się sławny, wtulając w siebie córkę, ale to ona była w tym momencie sławna, a Pan miał powód do dumy. Też dużo.
Warci uwagi są przede wszystkim ci dziennikarze, którzy rzadko pytają o sławę, o bogactwo, a jeśli tak, to tylko po to, aby po raz kolejny zdewaluować wszechobecne przeświadczenie, że celem życia jest sława i mamona. Każdemu na jego miarę. Kowalski jest sławny, bo jego ojca pokazali wczoraj w telewizji. Podobno zamordował sąsiada. Kowalska jest sławna, bo po raz pierwszy pocałowała się na wizji z pawianem. Tyle że o taką sławę pytają etatowi ankieterzy, tylko przez samych siebie nazywani dziennikarzami.
„Pani Małgorzato, czy może mi Pani powiedzieć, najlepiej przez telefon i krótko, czy robi Pani zakupy w niedzielę?”. „Czy Polacy są dobrymi mężami?”.
Niemądre pytania, na które zresztą nikt nie oczekuje mądrych odpowiedzi. Czy czuję się sławna i bogata? Pierwsza część pytania mnie nie dotyczy, a co do drugiej, to czuję się w tym względzie wyróżniona. Wszystkimi książkami, które do tej pory przeczytałam, spotkaniami z ludźmi, którzy mają prawdziwe twarze, a nie przyklejone przez samych siebie gęby. Sztuczne.
Nieważne, że brzmi banalnie. Tak jest i inaczej być nie może. Tak jest i tyle.
W jednym względzie możemy więc sobie podać ręce, Panie Januszu. Też stać mnie na bagietkę, książki i wino. A co chciałabym dorzucić, gdyby było to możliwe? Gustowną hacjendę na Karaibach i święty spokój. Coraz częściej.
Pozdrawiam,
MD
PS I jeszcze jedno. Ludzie są bogaci światem, który sami sobie tworzą. Drzwi odgradzają ich od tego, co im obce i od tych, z którymi im w życiu nie po drodze. Właśnie w ten sposób jestem bogata własnymi myślami, wiarą wypowiadanych przez siebie zdań i tym, że coraz mniej obchodzi mnie, co mówią na mój temat inni. Jak powiedział kiedyś Artur Sandauer, odwaga straciła na cenie. Dziś można tak powiedzieć o sławie. Ale sprzedawać książki w takich nakładach, jak Pan to robi, to naprawdę jest coś.
Frankfurt nad Menem, środa wieczorem
Gdy mężczyzna zdradza kobietę z inną kobietą, to dla zdradzonej zmienia się teraźniejszość i przyszłość. Gdy mężczyzna zdradza kobietę z mężczyzną, to zmienia się także jej przeszłość, prawda?