Выбрать главу

Ostatnio usłyszałem od kogoś z tzw. Warszawki, że Kazimiera Szczuka sama napisała jakąś książkę. Wiesz coś o tym? Chciałbym ją przeczytać.

Małgosiu, wcale nie byłem zdenerwowany. Zadzwoniłem do Ciebie, aby usłyszeć Twój głos i powiedzieć Ci, że jest mi tu dobrze. A ponieważ dzwonię do Ciebie rzadko, wykryłaś w moim głosie zdenerwowanie. Ot co.

Ale przecież ja jestem na Seszelach! Szkoda czasu na roztrząsanie spraw ze świata, od którego uciekłem (niestety, tylko na tydzień) i który tutaj traci zupełnie na znaczeniu. To miłe uczucie wiedzieć, że mogę opowiadać Ci o miejscu, w którym kiedyś byłaś. Łatwiej zrozumiesz, co i jak można tutaj przeżywać. Odpowiadając na Twoje pytania:

– Służbiści nie wchodzą, aby odkazić turystów. Pewnie mają problemy z dostępem do sprayu. Pamiętam tę śmieszną dla mnie procedurę z lotnisk w Australii. Tam ciągle jeszcze odkaża się samoloty przed lądowaniem. To chyba bardziej tradycja niż higiena. Imperium brytyjskie zaczęło zasiedlać swoimi obywatelami („swoją”) Australię, gdy więzienia w Londynie, Edynburgu, Birmingham i innych miastach Zjednoczonego Królestwa były tak przepełnione, że nie wiadomo było, co z tymi wszystkimi kryminalistami począć. Ładowano ich w kajdanach na statki i wywożono, jak najdalej się dało. Do Australii. Biali ludzie, którzy jako pierwsi zasiedlili Australię, to przestępcy. Uczciwi byli w tamtych czasach z nielicznymi wyjątkami tylko Aborygeni. Niektórzy sarkastyczni sceptycy twierdzą, że do dzisiaj nic się w tym względzie nie zmieniło, tyle że Aborygenów jest o wiele mniej. Przed zacumowaniem statków w Sydney lub Melbourne odkażano je. Dzisiaj zamiast więźniów do Australii przybywają turyści i nie statkami, ale głównie samolotami. Wszystko się zmieniło, ale pomysł odkażania pozostał.

– „Sałatki milionera” jeszcze nie jadłem, jadłem natomiast miąższ orzecha kokosowego znalezionego na plaży. Sam rozkroiłem go nożem. Jeśli milionerzy to jedzą w restauracjach, to znaczy, że nie noszą na plażę noży albo są zbyt leniwi, albo w ogóle nie chodzą na plażę (co jest bardzo prawdopodobne).

– Ryby latające zobaczę pewnie dopiero jutro. Wybieram się łodzią na lagunę w pobliżu Beau Vallon. Gdy ryby będą latać, zobaczę je z pokładu. Jeśli nie, założę maskę z rurką do oddychania i zobaczę, czy kryją się w zakamarkach rafy koralowej.

– Mam zbyt mało czasu, aby polecieć samolotem lub popłynąć promem na sąsiadującą z Mahe wyspę La Dique. Głazów na Mahé jest całe mnóstwo. Podejrzewam, że wyglądają podobnie. Na La Dique pojadę następnym razem. Bo będąc na Seszelach już za pierwszym razem, myśli się o tym następnym. Seszele są trochę jak seks nowożeńców w noc poślubną…

– Wczoraj po kolacji wyszedłem na plażę tuż przy hotelu. Masz rację. Plaża się dosłownie „rusza” od krabów przesuwających się po piasku jak amfibie. Czasami ma się wrażenie, że za chwilę się na nie nadepnie.

Pojechałem dzisiaj miejscowym, lokalnym autobusem do stolicy Seszeli Victorii. W każdym kraju, w którym jestem, staram się jeździć autobusami. Tylko tam, a nie w taksówce, można spotkać prawdziwych ludzi. To najmniejsza stolica świata. Obejść ją można w godzinę. Pomimo że taka mała, mieszka tutaj jedna czwarta mieszkańców tego kraju. Victoria przypomina wielkie targowisko. Każdy coś tutaj sprzedaje. Najczęściej pamiątki. Plastikowe żółwie, polakierowane muszle, wystrugane palmy. Molo sopockie ze swoimi stoiskami „pamiątek” to Luwr w porównaniu z tym, co można zobaczyć tutaj. Głównym „zabytkiem” jest trzymetrowa wieża z zegarem na głównym placu miasta. Pomalowane srebrzystą farbą monstrualnie kiczowate brzydactwo przydatne o tyle, że prawie z każdego punktu miasta ją widać, co ułatwia orientację w terenie i poruszanie się.