Nieraz ich klatką nie jest wcale mieszkanie, w którym nie ma nic oprócz materaca, kilku fotografii dzieci, ciągle jeszcze spakowanej walizki i telewizora, który włączają tuż po przebudzeniu. Tak naprawdę mieszkają w biurach. Dali się, niektórzy bardzo dawno temu, uwieść myśli, że miłość do własnej pracy stanowi najlepsze zbliżenie do szczęścia na ziemi. Nie znoszą piątków, znają wszystkich nocnych ochroniarzy po imieniu, cieszą się z powodu nadchodzącego poniedziałku. Samotność tych mężczyzn ma już swoje zwielokrotnienie na początku. Na ogół bowiem zostają opuszczeni nie tylko przez kobietę, ale i przez dzieci. Bywa, że na nowo nawiązują kontakt z dziećmi dopiero kiedy te są już dorosłe i potrafią zrozumieć, co i dlaczego się stało.
Wielu mężczyzn nie radzi sobie z samotnością. Ani z tą zwykłą, ani tym bardziej z tą zwielokrotnioną. Statystycznie samotni mężczyźni wybierają samobójstwo czterokrotnie częściej niż samotne kobiety.
Piszę ten e – mail ze swojego biura. Późnym wieczorem. Strażnik z nocnej zmiany poszedł sobie przed chwilą. Ma na imię Jürgen. Zwracamy się do siebie po imieniu. Od dwóch lat…
Pozdrawiam,
JLW
Kos, Grecja, sobota
Nie znam nikogo, kto chociaż raz nie przestraszyłby się własnej samotności, a nawet jej perspektywy. Wizji życia w pojedynkę. Bez względu na to, czy oznacza ono samotność z wyboru, z przypadku, czy tę naznaczoną zakrętami losu. Gdy pierwsza z nich daje wielką siłę na przemyślane biografie, jej przyrodnie siostry dla większości oznaczają udrękę. Boimy się zwłaszcza samotności definiowanej jako swego rodzaju kary za grzechy. Najczęściej niepopełnione. Jesteś sam, bo trudno z Tobą wytrzymać, jesteś sama, bo masz za duże wymagania, jesteśmy sami, bo nie nosimy się modnie. Słyszymy od rana do wieczora. I jeszcze bardziej wzdragamy się przed pustymi dniami i cichymi godzinami o zmroku. Samotną ciszą. To w lęku przed nią robimy wszystko, aby jak najprędzej znaleźć drugą połowę własnej duszy i ciała. Gdy trzeba, łamiemy własne charaktery, oczekiwania redukujemy do minimum, a ostatni grosz wydajemy na to, co modne. Żeby tylko nie być solo. Odrzucamy refleksję, że i tak w chwilach ostatecznych każdy z nas jest sam ze sobą.
Na poczekaniu więc układamy listę osób i zdarzeń, które mogłyby nas przed tą samotnością uchronić. Strach przed jedną poduszką w sypialni, przed pojedynczym kubkiem do kawy i losem niechcianej przez nikogo panny, odrzuconej kochanki i porzuconej żony mobilizuje nas do działania. Szybkie narzeczeństwa i szybkie śluby. Zdarza się, że tak zatracamy się w tej walce o stadne życie, że milczenie we dwoje wydaje nam się lepsze od tego w pojedynkę. Myślą tak zwłaszcza kobiety. Trwają i znoszą wszystko, byle było dla kogo ugotować zupę. Bez wymagań, pozbawione ambicji i marzeń o lepszym, godniejszym życiu, zagłuszają łkanie własnego ego. Najważniejsze, że nie są same. Ale w życiu są i radosne dni. Bywa, że w najmniej spodziewanym momencie samotność nie oznacza już udręki, lecz prawdziwe wybawienie, że pomiędzy samotnością a wolnością stoi znak równości. Wolności dla własnych uczuć, myśli i marzeń. Także ambicji. Nie znam nikogo, kto by ich nie miał.
Dlatego, gdy zdarzy się nam zanurzyć w samotności, choćby i nie z własnego wyboru, tylko od nas zależy, co zrobimy z tym niespodziewanym podarkiem od losu. Zamkniemy przed nim serca i myśli czy też dostrzeżemy, że ta chłodna dama, jaką wydaje się być samotność, zawitała do naszego życia nie przez przypadek, ale po coś. Według filozofów jest jedynym sprawdzianem naszego istnienia. Dzięki niej uspokajamy duszę i karmimy ją tym, co w nas najpiękniejsze, najważniejsze i najlepsze. Wymaganiami wobec samych siebie i innych, potrzebą bycia kimś lepszym i dojrzalszym. A gdy już zaspokoimy uczuciowy głód, to samotność znudzi się naszym towarzystwem i odejdzie w poszukiwaniu kogoś innego, komu z lękiem przed nią też będzie do twarzy. Chwilowo.
Pozdrawiam bardzo…
MD
Frankfurt nad Menem, niedziela wieczorem
Zaletą pracy w zglobalizowanej firmie takiej jak moja jest globalizacja poglądów i postaw. Jako Polak pracuję w niemieckiej filii (niemieckie podatki i niemieckie prawo pracy) amerykańskiej firmy (amerykański dyrektor i angielski język) podlegającej holenderskiemu konsorcjum (moje wynagrodzenie przelewane jest z Amsterdamu). Codziennie spotykam ludzi przyznających się do 14 krajów pochodzenia i wyznających cztery różne światowe religie. Czasami gdy spotykam ich przy automacie do kawy, mam wrażenie, że pracuje w ONZ. W firmie mówię po angielsku, na ulicy po niemiecku, a w domu po polsku.