Sam Stefek nie precyzował miotających nim emocji. Nie mógł pojąć, jakim cudem nie zauważył dotychczas bóstwa, chodzącego do tej samej szkoły. Do niższej klasy wprawdzie, ale jednak… Ujrzał je dopiero, kiedy wkroczyło w progi jego domu i zajaśniało blaskiem złocistych włosów i gwiaździstych, błękitnych oczu. Pewnie przedtem był ślepy. Ten Pawełek, to chyba kretyn, skoro do tej pory sam składał mu wizyty, mając taką siostrę… Chociaż z drugiej strony owszem, kumpel na poziomie, inteligentny wyjątkowo, równy facet i przyjaciel od serca… I co to za pies prze- cudowny, takiego psa w życiu nie spotkał…!
Widząc całkowitą niemożność stłumienia tego jakiegoś tajemniczego obłąkaństwa, które znienacka opętało jego dotychczas normalnego kumpla, Pawełek energicznie wkroczył do akcji. Niektóre sprawy koniecznie należało załatwić przed powrotem do domu Zbinia. Stłuczona lampa i połamane krzesło zostały uprzątnięte, urwane drzwiczki wyjęto z zawiasów do reszty i odstawiono pod ścianę. Pod wpływem presji fizycznej Stefek zostawił w spokoju rower, na którym zamierzał zaprezentować jakieś wymyślne akrobacje. Udało się go w końcu w pewnym stopniu unieruchomić.
– Zamknij się i słuchaj, co mówię! – zażądał zirytowany Pawełek, niepewny, czy pomieszanie zmysłów Stefka nie okazało się trwałe. – Przede wszystkim to jest absolutna tajemnica i nie waż się do nikogo w ogóle gęby otworzyć.
Grób i mogiła!
– No coś ty?! – oburzył się Stefek. – Za kogo mnie masz?! Czy ja kiedy cokolwiek komukolwiek…
– Dobra, mówię tylko, żebyś wiedział. Słuchaj, tam gdzie idziemy, może się okazać, że jest włamywacz. Stefek wręcz rozkwitł.
– No to co? Wielkie rzeczy! Mogę iść razem z wami, zobaczysz, jak się załatwia włamywacza…!
– Zamknij się! Nie potrzeba go załatwiać. O rany, idzie o to, że jakby był, przylecę do ciebie zadzwonić na milicję…
– A na plaster ci milicja, co to, sami nie damy rady…?
– Kurczę flak! – wrzasnął rozwścieczony Pawełek. – Dasz mi wreszcie powiedzieć, czy nie?!!!
– Dobra, nadawaj. Chociaż jakieś głupoty tu…
– Zamknij się!!! Musi być milicja, bo jego trzeba złapać oficjalnie! Przyłożyć drągiem z zaskoczenia każdy kretyn potrafi i co z tego? Wyprze się, że tam był i powie, że go elementy napadły i tyle, a musi być złapany na gorącym uczynku! Więc jakby był, przylecę tu dzwonić i trzeba, żebyś wiedział o co chodzi, żeby nie marnować czasu! Rozumiesz, co ja mówię, czy nie?!
Emocje Stefka nie zmalały w najmniejszym stopniu, zmieniły tylko zabarwienie. Rozdrażniony Pawełek wyjawił mu tu jakieś potężne sekrety, w których najwyraźniej w świecie uczestniczyła także jego niebiańska siostra. Za możność wejścia do spółki oddałby wszystko co posiadał, dołożyłby chętnie również mienie swojego brata i swoich rodziców.
– Dobra! – rzekł głosem podobnym do dźwięku spiżowej trąby. – Przyswajam, możesz więcej nie truć. Masz mnie po swojej stronie, żelbet i granit! O co chodzi?
Pawełek zawahał się, niepewny, ile można wyjawić szaleńcowi. Siedząca na fotelu w pozie eleganckiej damy Janeczka poruszyła się i wytwornym gestem poprawiła włosy. Doskonale wiedziała, że patrzący w inną stronę wielbiciel nie traci z oczu najmniejszego jej drgnięcia.
– O znaczki – powiedziała chłodno i zwróciła się do Pawełka. – Uważam, że on powinien być zorientowany. Ja mu powiem.
Pierwszych zdań Janeczki Stefek nie zrozumiał, ponieważ brzmiały mu w uszach jak melodia bez słów, coś w rodzaju pień anielskich. Po dłuższej chwili zdołał się jakoś zmobilizować. Pojął, że wszystko obraca się wokół znaczków, które stanowią sedno sprawy. Przeznaczony do łapania włamywacz prawdopodobnie jest wmieszany w znaczkową aferę. Od Zbinia trzeba uzyskać niezmiernie ważne informacje, ma on bowiem bezpośredni kontakt z jednostką, nie dość, że podejrzaną, to jeszcze posiadającą następne ważne informacje. Stefek może dopomóc w tych staraniach, zna własnego brata, wie, co on lubi i w jaki sposób można go dobrze usposobić. Breloczki dla niego przynieśli, ale, być może, istnieje jeszcze jakiś inny, pożądany przez Zbinia przedmiot.
– Kisiel pomarańczowy z bitą śmietaną – wyrwało się w tym miejscu Stefkowi, przy czym w tonie jego zadźwięczał lekki akcent rozgoryczenia. – Zeżre swoje i cudze, jak nie powiem co!
– Niech będzie kisiel – zgodziła się Janeczka. – Akurat teraz przy sobie nie mamy…
– Możemy mu obiecać – podsunął Pawełek. Stefek był gotów na wszystko.
– W razie czego oddam mu swój – zaofiarował się szlachetnie.
Nieco łaskawsze spojrzenie Janeczki wynagrodziło go ponad wszelkie pojęcie. Z ognistym zapałem zobowiązał się wniknąć bliżej w upodobania swego brata, na które dotychczas nie zwracał dostatecznej uwagi. Zobowiązał się ulegać jego kretyńskim fanaberiom, wyłącznie w celu wprawienia go w dobry humor, nawet gdyby jego samego miało to napełniać najgłębszym wstrętem. Zobowiązał się dopilnować go, żeby spełnił rzetelnie ewentualne obietnice…
Nie wiadomo do czego jeszcze zdążyłby się zobowiązać, gdyby Zbinio nie wrócił właśnie do domu. Gośćmi swego brata zainteresował się od razu, ponieważ słowo „breloczki” padło już w pierwszym zdaniu. Po krótkim wahaniu wpuścił ich do swego pokoju.
Widok tego, czym obwieszone były ściany, nie rozczarował Janeczki. Wybuch jej płomiennego zachwytu napełnił słodyczą serce Zbinia i wzbudził w nim zdecydowaną sympatię do tej wyjątkowo dorzecznej i sensownej dziewczynki. Niegłupia, to widać i oczy ma umieszczone na właściwym miejscu…
Można było przystąpić do załatwiania interesów. Podstawowe żądanie, dowiedzieć się od Czesia, czy Fajksat mieszka sam, Zbinio zgodził się spełnić prawie bez namysłu. Nie widział w tym nic niewłaściwego. Nad następnym, wywlec z niego w ogóle wszelkie wiadomości na temat Fajksata, zastanowił się dłużej.
– Najpierw ja się muszę połapać, co on z nim ma – oznajmił stanowczo. – Bo jak to jest coś nie tego, słowa nie piśnie. Albo zełga. Do czego wam to?
– Znaczki – odparł krótko Pawełek. – My też zbieramy.
– A… Rozumiem. Te arabskie breloczki, o których już coś słyszałem, to co? Będą?
– A jak? Ale najmarniej dwa tygodnie trzeba poczekać. Tu ich nie mamy, muszą przylecieć z Algierii.
– W porząsiu, poczekamy. Przyduszanie Czesia też trochę potrwa.
Dwa przyniesione wisiorki, hinduska tancerka i muszla z Morza Śródziemnego, znalazły w oczach Zbinia uznanie i zostały wymienione na komunikat, iż Czesio jest właśnie wyjątkowo zajęty. Obstawia jakąś osobę, której ktoś tam umarł, coś z tą osobą załatwia, chyba to jest gdzieś na Pradze, ale bliższych szczegółów Zbinio nie zna. W każdym razie zajęty jest tak od niedawna, ledwie parę dni. Zbinio spróbuje się dowiedzieć więcej w najbliższym czasie, a informacje może przekazać przez Stefka, który widuje się z Pawełkiem codziennie w szkole.
Nie było siły na to, żeby Stefek nie odprowadził bogini, wraz z opromienionym przynależnością do niej bratem, aż pod drzwi podejrzanego mieszkania. W razie obecności w nich włamywacza był zdecydowany wykazać się wszystkimi zaletami, jakie w ogóle istniały kiedykolwiek na świecie. Czuł miecz w dłoni, lśniącą zbroję na piersi i skrzydła u ramion. Z całej siły pragnął, żeby wewnątrz znalazła się cała szajka włamywaczy, czterdziestu rozbójników, dzikie bestie i smok wawelski, on zaś, pokonując wrogie paskudztwa, pokazałby co potrafi…!