We wnętrzu mieszkania jednakże nie było nikogo, o czym uprzejmie poinformował Chaber. Z wielkim żalem i głęboką niechęcią Stefek musiał porzucić zarówno czarowne wizje, jak i uwielbianą istotę.
Przekroczywszy próg, Janeczka od razu skierowała się ku szafce kuchennej.
– Tu jest jakaś resztka mąki – oznajmiła, przeszukując jej głębie. – Tak myślałam, że coś będzie. Przed wyjściem posypiemy wszystko, cieniutko i delikatnie, ale bardzo równo.
– Chcesz sprawdzić, czy on tu przyjdzie i będzie grzebał? – zgadł Pawełek, przystępujący już do wyjmowania z szafy książek.
– No właśnie. Nie ma innego sposobu, bo tu za duży bałagan. Mąkę zabierzemy ze sobą, żeby nie mógł posypać drugi raz i powiemy o tym przez telefon pani Amelii. Na wszelki wypadek.
– Przy okazji będzie wiadomo, gdzie grzebał i czego szukał. Bardzo dobry pomysł. Teraz bierz zeszyt i spisujemy, śmieciami zajmiemy się na końcu. Tylko to nie będzie alfabetycznie.
– Nie szkodzi. Alfabetycznie przepisze się na maszynie. Ty czytaj, a ja będę pisać, potem się zamienimy.
Pawełek wyjmował z szafy książki po kolei, odczytywał nazwisko autora i tytuł, sprawdzał czy nic nie ma pomiędzy kartkami i układał na podłodze porządny, równy stos. Obok niego drugi. Na każdych dwóch stosach kładli kartkę ze spisem, dzięki czemu wiadomo było, co się tam znajduje. Po półtorej godziny mieli uporządkowane prawie dwieście książek. Pawełek zajrzał do opróżnionej szafy.
– Tu już koniec – stwierdził i pomacał ręką w głębi półki.
– Nie, jeszcze coś. To nie książka.
– A co? – zainteresowała się Janeczka. Przerwała pisanie i pogimnastykowała dłoń. – Już mi ręka zdrętwiała. Co tam masz?
Siedzący w kucki pod szafą Pawełek podniósł się i podszedł do stołu.
– Notes. Popatrz. Czarny, nie było go widać w kącie.
– I bardzo stary…
Przez chwilę w milczeniu przeglądali duży, zniszczony, gęsto zapisany notes. Janeczka zawahała się.
– Nie wiem…- zaczęła.
– O żadnych notesach nie było mowy – przerwał jej zimno Pawełek. – Obejrzyjmy to lepiej od razu, zanim zdążysz jej obiecać, że notesów też nie będziemy czytać. Ukraść nie mówię, odpada, ale sprawdzić musimy!
Janeczka odebrała mu notes i podsunęła zeszyt.
– Przepisać – rzekła sucho. – Teraz ty pisz, a ja będę dyktować. Tylko się nie pomyl. Wickowski fałsz.
– Co?
– Dyktuję. Tak tu jest napisane. Wickowski fałsz. Kropka. Pięć zwykłe, dziesięć rzymskie. Wygląda jak piąty października.
– Pokaż! No, możliwe. 5.X. Data. O rany…! Gib. Felek. Co to jest?
– Skąd mam wiedzieć, co to jest gibfelek! Trzeba się zastanowić, dlatego uważam, że należy przepisać. Pisz i nie zawracaj głowy, bo mamy mało czasu. Jasio Jasiński, Puławska jedenaście, em sześć. Buty dwa małe pe. Bronek środa osiemnasta. Kaletnik Zweig 18.X. przekreślone… Nie pisz przekreślone, tylko ten Kaletnik jest przekreślony! I w ogóle pisz jedno pod drugim, tak jak tutaj. Dokładnie!
– Nic z tego nie rozumiem…
– Nie masz rozumieć, tylko pisać. Rozumieć będziemy później.
Notes był wypełniony tysiącem nazwisk, adresów, notatek dla pamięci, różnych rachunków, tajemniczych skrótów i dat. Stwarzał znacznie więcej trudności niż książki. Nie dotarli nawet do połowy, kiedy zrobiło się późno i trzeba było wracać do domu, a śmieci do wyrzucenia wciąż jeszcze leżały nietknięte.
– Nie wiem, co zrobić – powiedział Pawełek trochę bezradnie. – Te śmieci też bym chciał obejrzeć, z daleka widzę, że tu są śrubki. A coś trzeba wyrzucić…
– Wyrzucisz te zaschnięte słoiki – zadecydowała Janeczka. – A ja zabiorę resztę szmat. Tylko nie wiem, co z tym… Nie zostawiłabym tego tak na wierzchu.
Trochę zmartwiona i zakłopotana poklepała leżący na stole notes. Pawełek nie wahał się ani chwili.
– To zabieramy ze sobą. On tu może przyjść w nocy i przeszukać wszystko. I wcale nie musimy w tajemnicy, powiemy pani Amelii, że zabraliśmy, żeby ten włamywacz go nie dopadł. Jutro przyniesiemy z powrotem.
Janeczka kiwnęła głową i energicznie zerwała się z krzesła.
– Bardzo dobrze, to jest najlepszy sposób. W domu przepiszemy do końca. Zabierz śmieci na schody, a ja załatwię z tą mąką…
Chaber, obwąchawszy na wstępie z największą dokładnością całe mieszkanie, resztę czasu przespał pod stołem. Wybiegł teraz za Pawełkiem i cierpliwie przeczekał operację obsypywania wszystkich rzeczy białym pyłem. Janeczka posłużyła się znalezionym w kuchni sitkiem, dzięki czemu cieniutka warstewka mąki ułożyła się mniej więcej równo. Zadowoleni z przedsięwzięcia, opuścili lokal.
Następne trzy dni były owocne. Przez Stefka uzyskali upragnione informacje od Zbinia. Fajksat mieszkał sam i tylko niekiedy bywała u niego jakaś pani, podobno narzeczona. Czesio miał kłopoty po drugiej stronie Wisły, obstawiał mieszkanie po nieboszczce, której mąż prawdopodobnie był filatelistą, spadkobiercy zaś prowadzili wojnę. Mąż, oczywiście, nie żył już od dawna. Problemy tam istniały szalone, z nikim się nie mógł dogadać, nikt pojedynczo nie miał dostępu do zamkniętego lokalu, na samym początku bowiem klucze do trzech zamków zostały rozdrapane i każdy znalazł się w posiadaniu innej osoby. Bywano tam wyłącznie grupowo, w dodatku rzadko, wojnę tocząc przez adwokatów, w dodatku raz Czesio osobiście przyłapał sąsiada, jak próbował wytrycha, w dodatku, w chęci zrobienia sobie wzajemnie na złość, byli zdolni do wszystkiego. Fajksat kazał Czesiowi oka od tego mieszkania nie odrywać i trzymać rękę na pulsie, od czego ma istne urwanie głowy.
Wśród uporządkowanych do końca książek znaleźli dwa stare katalogi filatelistyczne, jeden polski, a drugi Zumsteina. Wyrzucili resztę śmieci i zadzwonili do pani Amelii.
Pani Amelia już wcześniej porozumiała się z dziadkiem i przyjęła ametyst. Przyjechała w niedziele, z pudłami, wdzięczna do nieprzytomności i bez chwili namysłu oba katalogi oddała im w prezencie. Zaaprobowała wszystko, śrubki, gwoździe, mąkę i noszenie notesu, przejrzała spisy, podzieliła książki, po czym razem przystąpili do pakowania.
Zawiązywali właśnie sznurkiem ostatnie pudło, kiedy leżący pod drzwiami przedpokoju Chaber poderwał się nagle i cichutko pisnął. Janeczka usłyszała go natychmiast.
– Cicho! – syknęła ostrzegawczo.
Chaber dopadł drzwi wyjściowych i znieruchomiał z nosem przy szparze pod nimi. Pawełek powstrzymał wysilone sapnięcie. Pani Amelia, zdziwiona, obejrzała się na nich i zastygła z nożyczkami w ręku.
– Co się sta… – zaczęła.
Janeczka gwałtownie zamachała ręką i położyła palec na ustach. Pani Amelia zamilkła. Chaber cofnął się, wystawił zwierzynę, obejrzał się na Janeczkę, znów dopadł drzwi i niecierpliwie drapnął podłogę pod nimi. Kręcił się i przysiadał, wyraźnie żądając wypuszczenia i oglądając się wciąż na swoją panią.
Janeczka jak zwykle, zgadła.
– Już poszedł – szepnęła. – Pawełek, leć…! Pawełek poderwał się bez słowa i wypadł z mieszkania razem z psem. Pani Amelia odłożyła nożyczki.
– Co to znaczy? – spytała niespokojnym szeptem. – Co się stało?
– Nic – odparła Janeczka normalnym głosem. – Przylazł tutaj pod drzwi ktoś podejrzany. Możliwe, że ten włamywacz. Polecieli go obejrzeć.
– Jak to…? Skąd to wiesz?!
– Pies powiedział. Widziała pani. Wyraźnie przecież powiedział, że ktoś idzie, że przyszedł, postał chwilę i poszedł. Ktoś, kogo on już zna, to znaczy, już go wąchał.
– No dobrze, a dlaczego podejrzany…?
– Gdyby to był ktoś zwyczajny, albo w ogóle obcy, on by się zachował zupełnie inaczej. Nasz pies wie wszystko i zawsze nam mówi. Jeszcze nie wiem, kto to był, ale że podejrzany, jestem pewna.