Zdumiona i zaintrygowana pani Amelia podniosła się od pudła i usiadła przy stole.
– Naprawdę, do tego stopnia on jest wytresowany? To jakiś nadzwyczajny pies! Wręcz trudno mi uwierzyć…
– Sama się pani za chwilę przekona. Oczywiście, że nasz pies jest nadzwyczajny i drugiego takiego nie ma na świecie. To w ogóle nie jest pies, tylko brylant i perła, i zwyczajne bóstwo. Zobaczy pani, jak tylko wrócą.
Pawełek z Chabrem wrócili po kilku minutach, Chaber pełen satysfakcji, Pawełek nieco zdyszany.
– Czesio – zakomunikował lakonicznie już od progu. Janeczka zerwała się z miejsca.
– A mówiłam…! Chaber, pieseczku, najśliczniejszy, kochany, chodź, pokaż! To był Czesio, pokaż Czesia! Pokaż Czesia tutaj! Gdzie Czesio? Zaraz się dowiemy…
Nie wierząc prawie własnym oczom, oniemiała ze zdumienia pani Amelia patrzyła, jak pies obiega mieszkanie, węsząc z wielką uwagą, zatrzymuje się w niektórych miejscach, ogląda na panią i pofukuje. Najdłużej tkwił przy biurku, przy szafie po książkach i obok szafy z bielizną w sypialni. Łazienkę zlekceważył całkowicie.
– Do łazienki nie właził – zaopiniował Pawełek.
– Więc proszę, ten włamywacz to Czesio – orzekła z triumfem Janeczka. – Proszę, grzebał w biurku, w książkach i pewnie szukał pod prześcieradłami. Dużo znaleźć nie zdążył, bo go pani wypłoszyła, a potem nie mógł przyjść, bo nie miał czasu. Wiemy, że go nie było, bo mąkę zastaliśmy nietkniętą.
Pani Amelia była oczarowana.
– Coś podobnego…! Wiecie, jak on tak pokazuje, to nawet ja rozumiem. Co za cudowny pies! Kto to jest Czesio?
– Jeden taki, który się strasznie pcha do znaczków – wyjaśniła lekceważąco Janeczka. – Myślał, że tu są.
– Nawet nieźle myślał, tylko trochę źle trafił – mruknął jadowicie Pawełek.
– No tak, bo ja zaczęłam porządkowanie od papierów – wyznała ze skruchą pani Amelia. – Gdyby przyszedł wcześniej, znalazłby tę walizkę. Chyba dobrze się stało, chociaż strasznie mi głupio…
– Niepotrzebnie, bo w ogóle wyszło doskonale – zapewniła wspaniałomyślnie Janeczka. – Nie ma pani czego żałować. Teraz już będzie spokój i możemy skończyć robotę…
– I znów mamy na głowie dwie rzeczy naraz! – westchnął z irytacją Pawełek, kiedy po pożegnaniu pani Amelii wracali do domu. – Pokazać Chabrowi Fajksata i pilnować tamtych spadkobierców Czesia. Jedno od Sasa, drugie od łasa.
– Trzy rzeczy – poprawiła Janeczka. – Jeszcze musimy zrozumieć, co tam jest powypisywane w tym notesie. Dobrze, że już mieliśmy do czynienia z szyframi…
Sprawa pana Fajksata poszła błyskawicznie. Już w poniedziałek, po zaledwie pięciu minutach oczekiwania, ujrzeli go, wychodzącego z domu. Nie zdążyli nawet uzgodnić, gdzie lepiej czatować, na klatce schodowej, czy na ulicy. Janeczka poinstruowała psa i w pół godziny problem był z głowy.
Wyśledzenie mieszkania niedostępnego spadkobiercom zajęło zaledwie dwa dni, ponieważ Czesio bywał tam często. Mieściło się na Saskiej Kępie, na drugim piętrze jednego z nowych budynków w głębi osiedla. Tabliczka na drzwiach informowała, iż mieszkała tu Bronisława Spayerowa. Zapisali sobie to na wszelki wypadek, niewątpliwie bowiem mąż- filatelista pani Bronisławy nazywał się Spayer i jego nazwisko mogło okazać się potrzebne.
Rozwikłanie trzeciej kwestii potrwało najdłużej.
– Te wszystkie buty, koszule, pralnie, poczty i inne takie możemy od razu wyrzucić – zawyrokowała Janeczka, studiując zeszyt, do którego tajemnicza treść została dokładnie przepisana. – Zobacz, pralnia, kosz, sześć, odb. dwanaście. Niczego innego nie mógł zanieść do pralni sześć sztuk, tylko koszule. I nie odebrał przecież dwunastu, więc to musi być data. Odebrać dwunastego. Albo tu, rękaw. napr. Wilcza piątek. Rękawiczki, naprawa, na Wilczej.
– Skąd wiesz, że rękawiczki a nie rękaw od marynarki? – spytał z cieniem protestu Pawełek.
– Bo jest kropka. Znaczy skrót. I po kropce nie napisał dużą literą, tylko małą i też kropka. Same skróty. Tu napisał porządnie, hydraulik, czwartek, osiemnasta, ale dalej masz: skl. elektr. żar. rozgał. przedłuż. To co to ma być, jak nie sklep elektryczny, żarówki, rozgałęziacz, przedłużacz? Na co nam to?
Pawełek w skupieniu obejrzał notatki i zgodził się z siostrą.
– Ja bym przekreślił – zaproponował.
– Ja też. Ale cienko. Żeby można było przeczytać to przekreślone.
Przepisana treść notesu zajmowała dwa zeszyty w kratkę. Po wykreśleniu ostro zatemperowanym ołówkiem wszystkich słów, nie budzących wątpliwości, że są wyłącznie notatkami dla pamięci, pozostała mniej niż połowa tekstu.
– Wrocław o. dziewiąta trzydzieści, pe piętnasta dwadzieścia – przeczytał Pawełek – O. zero trzydzieści, pe sześć pięćdziesiąt cztery. Niech ja kichnę, jak to nie jest rozkład jazdy!
– Myślisz…? To tam dalej jest coś podobnego, zaraz… O, tutaj. Zamość i różne godziny. Myślisz, że to też rozkład jazdy?
– Mur beton. Niepotrzebne nam. Wykreślić.
– Bardzo dobrze, coraz mniej zostaje. Czekaj, te inne rzeczy przepisałabym oddzielnie.
– Po co?
– Nie wiem. Żeby były razem i dobrze widoczne. Może coś z tego wyjdzie. Zaczynamy od początku, pisz. Wickowski fałsz.
– Czekaj no! – przerwał Pawełek, nagle zemocjonowany.
– Zaraz, zaraz… Czy ja tam nie widziałem…
Odebrał Janeczce zeszyty i pośpiesznie zaczął je kartkować. Zatrzymał się zaraz na początku drugiego.
– Proszę! Dobrze mi się wydawało! Ten Wickowski umarł! O, Wickowski, pogrzeb Bródno, dziesiąta, zam. kw. Zamówić kwiaty, nie?
– No owszem. Wickowskiego przekreślić…
– Nie. Znaczy tak, ale tu dalej, patrz! Fałsz. p. Kazio. No?
– To tym bardziej trzeba przepisać. Oddaj ten zeszyt, może takich fałszywców będzie więcej i żywych. Jeszcze nie wiem, co to znaczy…
– Obracał się w podejrzanym towarzystwie – wysunął supozycję Pawełek.
– Możliwe. Przepiszemy i zaczniemy się poważnie zastanawiać.
Tajemniczego fałszu więcej nie znaleźli, widniał tylko w dwóch miejscach. Trafili za to na równie niezrozumiałego giba, połączonego z rozmaitymi dodatkami.
– Gib. Felek, Gib. Kazio i znów Gib. Felek. Co to może być? – głowił się Pawełek. – I ten Kazio jakiś taki… wszechstronny. I gibem się zajmuje i fałszem, ja bym się z nim nie zadawał.
– Po pierwsze, tam jest kropka – rzekła surowo Janeczka.
– Więc znów mamy skrót. Wcale to nie jest żaden gib i żaden fałsz, tylko skróty od czegoś. A po drugie, on im chyba coś pożyczał. Zobacz, tu jest kat. ryby Gucio, zwr. pierwszego maja. Zwrot.
– Albo od nich pożyczał. I zapisał, kiedy ma zwrócić.
– Nie, ja uważam, że im. To znaczy od nich tylko tam, gdzie pisał zwrot, o tu, proszę. Ekonomia bibl. zw. do 15.VI. Pożyczył z biblioteki jakąś ekonomię i miał oddać do piętnastego czerwca. A tu masz, 500 Felek i przekreślone. Pożyczył temu Felkowi pięćset złotych i przekreślił, bo Felek mu oddał.
– Skąd wiesz, że złotych?
– Napisane tak, jakby było złotych. Przecież widzisz.
– Długi, uważam, że też możemy wyrzucić – zawyrokował Pawełek po chwili namysłu. – Szczególnie te oddane. A to co to ma być? Spr. M. Nachowska, klub Przeworski i znak zapytania. I zaraz dalej Kazio tart. deski półtorej minuty…
– Dlaczego minuty?
– Takie dwa przecinki u góry to jest minuta. Wyniki sportowe tak piszą. Chociaż właściwie powinno być jeden, te dwa przecinki i trzydzieści sekund, ale może zapisał nieprawidłowo.
– I co te deski miały robić przez półtorej minuty?