– Nie wiem, może miał na myśli narty. Tart… Tartan! Pasuje!
– Zgłupiałeś? Na nartach się jeździ po igielicie, a nie po tartanie.
– Ale też sport, nie?
– Lepiej weź byle jaki słownik i zobacz co tam się zaczyna na tart. Może coś innego będzie lepiej pasowało.
– W ten sposób możemy sprawdzić w ogóle wszystkie skróty! – zapalił się Pawełek, wyciągając z półki wielki, stary słownik angielski. – Czekaj, tart, tart… Mam. Tarta bułka, tartak, tartan…
– Tartak! Nie żadne narty, tylko zwyczajnie deski, tartak pasuje!
Pawełek oderwał wzrok od słownika i zajrzał do zeszytu.
– Wiesz, że ty masz rację, ja rzeczywiście zgłupiałem. Nie żadne minuty, tylko półtora cala, te dwa przecinki to cale. Miał załatwić dla Kazia w tartaku półtoracalowe deski. No, to mamy z głowy!
– Dlaczego dla… – zaczęła Janeczka i zreflektowała się. – Nie, ja też zgłupiałam. Gdyby Kazio miał załatwić dla niego, to i Kazio by sobie zapisywał. Więc dla Kazia, zgadza. się. Wykreślamy, deski do niczego. Znak zapytania za Przeworskim, jeżeli on sam nie wiedział, to skąd my mamy wiedzieć… Nie zgadniemy tak od razu.
– Trudno, najgorsze zostawimy na koniec. Dawaj te skróty, co tam jest? Fałsz, zaraz… Tylko fałsz! To znaczy, fałszerstwo, fałszowanie, fałszywy… Ale nic więcej na fałsz nie ma. Jedno słowo.
– Fałszywy Wickowski, fałszywy Kazio…? – zaczęła Janeczka z dużym powątpiewaniem. – No nie wiem, jakoś mi nie pasuje… Fałszerstwo Wickowskiego…?Też nie. I w ten sposób zapisuje sobie pożyczone, przecież nie pożyczał im fałszywie! W dodatku tu przed Kaziem jest pe.
– Fałszywy podlec Kazio – zaproponował Pawełek.
– No coś ty?! I z takim fałszywym podlecem ciągle miał do czynienia?!
– Kto to w ogóle jest, ten Kazio? Na listach go nie było? Janeczka zajrzała do innego zeszytu.
– Nie, Kazimierza nie widzę. Chyba że na tych bez nadawców. Trzeba zapytać panią Amelię.
– To już bym zapytał o wszystkich hurtem. O Kazia, o Felka, o Gucia, o Przeworskiego…
– Wobec tego najpierw ich wszystkich przepiszmy…
– Nie, najpierw skróty. Jak już trzymam ten słownik… Co tam następne? Kat. Czekaj…
– Gib.
– Zaraz, już mam kata. Kat, katafalk, katalepsja, kataklizm, katakumby, katalog, katanka… O rany, pół strony!
– Przeczytaj wszystko dwa razy.
Pawełek dojechał aż do katuszy, po czym odczytał wszystkie słowa ponownie, powoli i z namysłem. Zaczęli dopasowywać je do ryb. Na dobrą sprawę, nic tu nie miało sensu, nie rozstrzygnęli kwestii.
– Z gibem jeszcze gorzej – stwierdził niezadowolony Pawełek. – Tylko jedno słowo, gibać. Gibanie, gibki, gibkość. Gibki Felek. Kretyństwo.
– Imiona własne! – wykrzyknęła Janeczka. – To nie jest rzeczownik pospolity, on to ciągle pisze dużą literą. Są tam jakieś nazwy, albo imiona?
– Nie, nie ma. Czekaj, wezmę drugi… W starym słowniku francuskim były tylko imiona własne osób, wśród których żaden Gib nie istniał.
– Gertruda, Gustaw, Gwendolina – przeczytał Pawełek ze zdecydowanym niesmakiem. – Do bani. Kata z rybami za dużo, a giba z Felkiem za mało. Nie zgadniemy. Jest tam dalej coś normalnego?
Z pozostałych skrótów przy pomocy słownika rozszyfrowali większość. W ostatecznym efekcie nieodgadnione tajemnice zajęły zaledwie niecałą stronę.
– Właściwie obchodzi nas tylko to, co dotyczy znaczków – zauważyła Janeczka w zamyśleniu. – Wobec tego zapytamy dziadka. Jeżeli czegoś nie będzie wiedział, to znaczy, że ze znaczkami nie ma to nic wspólnego.
– Bardzo dobry pomysł – pochwalił Pawełek.
– Ale przedtem zadzwonimy do pani Amelii i spytamy o tych ludzi…
Pani Amelia była w domu. Ciągle jeszcze gnębiły ją lekkie wyrzuty sumienia i spragniona była rehabilitacji. Z radością udzieliła informacji, nie pytając nawet, do czego im są potrzebne.
– Kazio to jest chrzestny syn mojego wuja – rzekła od razu. – Obecnie jest to dorosły człowiek, już od paru lat mieszka w Szwecji, niedawno się tam ożenił. Ale… Czekajcie! On zbierał znaczki! Jeszcze jako chłopiec, a nawet i później, jak już był dorosły. Zdaje się, że głównie chodzi wam o znaczki?
– Tak – przyznała Janeczka. – A Felek?
– Ach, to był taki przyjaciel wuja, ale nie pamiętam jak się nazywał i nie wiem, co się z nim dzieje. Zdaje się, że też zbierał znaczki… Tak, oczywiście! Tak mi coś się majaczy, że wuj poznał ich ze sobą, tego pana Felka z Kaziem, bo obaj zbierali… Ale to było już bardzo dawno temu!
Pozostałych osób pani Amelia nie znała, wydawało jej się tylko, że Gucio pracował razem z wujem, ale nie była tego zupełnie pewna. Na pytanie, dlaczego nie znaleźli żadnych listów od Kazia, odparła, że Kazio przysyłał wyłącznie karty pocztowe dwa razy w roku, a karty wyrzuciła na samym początku, za co najmocniej przeprasza. Jej wyrzuty sumienia na nowo się wzmogły.
Bardziej od pani Amelii przydatny okazał się dziadek.
– Wiem, kto to jest pan Jeremi Płoszyński, oczywiście – powiedział bez namysłu. – Ściśle biorąc, nie jest, tylko był. Filatelista, także ekspert, już nie żyje, umarł parę lat temu.
– Dokładnie kiedy? – nacisnęła Janeczka.
– Dokładnie nie wiem, ale mogę sprawdzić, może jutro. Kogo tam jeszcze macie? Wickowski? Nie znam. M. Nachowska, Maria, to jest taka jedna pani, która kiedyś pracowała w sklepie filatelistycznym, bywa niekiedy w klubie. Nie zbierała znaczków, sprzedawała cudze, wiecie, ktoś chciał sprzedać, dawał tej pani i ona to załatwiała, znała się na tym, bardzo solidna i przyzwoita osoba. Już dość dawno jej nie widziałem, co mnie nawet trochę dziwi. Przeworskiego nie znam. Machniak i Filipek… Pierwsze słyszę. Cudzikowski… Też nie znam. Ale wiecie, weźcie pod uwagę, że ja nie muszę znać wszystkich zbieraczy, ich są setki tysięcy, znam tylko niektórych.
– Nie szkodzi. Teraz tu mamy takie różne skróty. Może zgadniesz, co to może być na przykład fałsz pe.
– Fałszerstwa polskie – powiedział dziadek bez sekundy wahania.
– Co?
– Fałszerstwa znaczków polskich, mówiąc dokładnie. Jest taka książka, która o tym traktuje.
– Niech mnie indor zadnią nogą kopnie trzy razy! – wykrzyknął zaskoczony Pawełek. – Coś takiego…! W życiu by mi do głowy nie przyszło! A przecież wiemy, że jest taka rzecz…!
– Już to mamy uzgodnione, że obydwoje zgłupieliśmy – przypomniała Janeczka z lekkim rozgoryczeniem. – Fałszerstwa znaczków zagranicznych też są?
– Są, oczywiście. Każdy kraj ma swoją literaturę na ten temat. Proszę, cala ta półka…
Dziadek odwrócił się od biurka i wskazał jedną z półek regału. Stało tam mnóstwo grubszych i cieńszych książek w różnych językach. Janeczka i Pawełek zgodnie wydali z siebie ciężkie westchnienie.
– Oczywiście, to nie musi być to – ciągnął dziadek. – Fałsz pe może oznaczać także coś innego, na przykład fałszerstwa polskiego malarstwa. Albo fałszowanie podpisów. Ale chcieliście, żebym mówił, co mi się nasuwa na myśl w związku z filatelistyką, prawda?
– Jasne – przyświadczył Pawełek. – Zgaduj dalej. Kat ryby.
Dziadek okazał wyraźne zakłopotanie.
– Powiedziałbym, że jest to uzdolniony wędkarz… Ale to byłoby raczej kat ryb. Kat jednej ryby…?
– Nie kat, tylko coś dłuższego – poprawiła niecierpliwie Janeczka. – Kat to jest skrót. Kat, kropka, ryby.
– Katalog. Katalog ryb…
– Istnieje coś takiego? – zdziwił się Pawełek.
– Wiecie, że nie wiem – stropił się dziadek. – Istnieje encyklopedia ryb. Ale katalog…? A, może katalog rybacki! Katalog sprzętu rybackiego, oczywiście, wędkarskiego także, no, u nas tego nie widziałem, ale wszystkie zachodnie kraje mają takie wydawnictwa.