– Bo co się stało? – spytała Janeczka, odstawiając tornister na podłogę i pośpiesznie usiłując sobie przypomnieć, ile lekcji ma dzisiaj Pawełek.
– Aż się boję mówić przez telefon – odparła pani Piekarska – ale, oczywiście, chodzi o znaczki. W ogóle o tę całą sprawę. Nastąpiła duża zmiana.
Janeczka poczuła rozkwit emocji.
– W takim razie przyjdziemy dzisiaj – zadecydowała. – Tylko nie wiem, o której godzinie, ale pewnie zdążymy o piątej.
– Doskonale, będę na was czekała…
Ponowny terkot telefonu rozległ się dokładnie w momencie, kiedy Pawełek wpadł do holu. Ściągając tornister z pleców jedną ręką, drugą podniósł słuchawkę. Dzwonił pan Lewandowski.
– Dowiedziałem się już całej reszty o synu pani Nachowskiej – rzekł bez wstępów. – Głupia sprawa. Chciałbym to z wami omówić.
Zanim Janeczka zdążyła wyjść ze swego pokoju i bodaj otworzyć usta, Pawełek uzgodnił wizytę na piątą. Odłożył słuchawkę i ujrzał, jak jego siostra gwałtownie puka się palcem w czoło. Zaniepokoił się.
– Co jest?
– Mógłbyś chociaż spojrzeć! – zdenerwowała się Janeczka. – Przecież jestem! Jak ja się umawiałam, to ciebie nie było!
– I co?
– I na piątą umówiłam się, że przyjdziemy do pani Piekarskiej! Tam się zrobiło coś ważnego!
– O kurczę… To co…?
– Przecież się nie rozszarpiemy na sztuki!
– Czekaj, to może zadzwonić…? Przełożymy godzinę! Gdzie…?
– Do pana Lewandowskiego. Przed chwilą z nim rozmawiałeś…
Pana Lewandowskiego jednakże w domu nie było, nikt tam nie podnosił słuchawki. Uświadomili sobie, że są jeszcze godziny pracy i pana Lewandowskiego w domu być nie może. Dzwonił zapewne ze swojego instytutu, a tam telefonu nie mieli.
– Przełóżmy panią Piekarską – zaproponował Pawełek.
Pani Piekarskiej również nie było. Musiała widocznie wyjść po rozmowie z Janeczka i mogła wrócić dopiero przed piątą. Nie było sposobu zmienić uzgodnień.
– Trudno, znów się musimy rozdzielić – powiedziała gniewnie Janeczka. – Ja pojadę do pani Piekarskiej, a ty do pana Lewandowskiego. Tylko żebyś potem wszystko dokładnie powtórzył!
– Ty też,
– Ja zawsze powtarzam dokładnie. Najlepiej będzie sobie pozapisywać. Może być w punktach.
– Dobra, zapisujemy. Z kim jedzie Chaber?
– Ze mną. Jestem pewna, że pani Piekarska spodziewa się wizyty z psem. Lepiej, żeby nie była rozczarowana, bo może się zniechęcić.
– W porządku, odwalmy obiad i co tam zdążymy. I jazda!
Pani Piekarska rzeczywiście spodziewała się psa i miała dla niego keks. Dumna, tajemnicza i pełna satysfakcji wprowadziła Janeczkę do pokoju i wskazała leżący na stole niewielki stosik.
– Proszę – powiedziała. – To jest to! Janeczka nie wierzyła własnym oczom, chociaż zrozumiała od razu.
– Jak to…?! – wykrzyknęła zaskoczona. – Klasery…!
– Ze znaczkami. To są właśnie te znaczki.
– Te znaczki od pani kuzynki? Od pani Spayerowej? Te ze spadku? Skąd pani je ma? Jakim sposobem?!
Zadowolona z wrażenia pani Piekarska rozłożyła na stole podniszczone klasery.
– Chyba zabrałam je przemocą – wyznała. – Prawie ukradłam. A może to było podstępem, nie jestem pewna. Możesz je obejrzeć.
Nieopisanie przejęta i wzruszona Janeczka otworzyła pierwszy z brzegu klaser. Wystarczył jeden rzut oka.
– Achchch…! – powiedziała tylko i powoli przewracała dalej grube, sztywne karty.
Znajdowały się na nich stare znaczki, które doskonale znała z reprodukcji i ze zbiorów dziadka. Powtykane dość nieporządnie, przemieszane ze sobą, czyste i kasowane, prezentowały właśnie to, o co chodziło. Pierwszą Polskę. Nie były ułożone w kolejności, starsze i nowsze przeplatały się ze sobą, między nimi trafiały się jakieś zagraniczne, dalej znajdowały się serie przedruków, niektóre byle jakie, a niektóre wręcz bezcenne. Janeczka dostała wypieków.
– To powinien obejrzeć nasz dziadek – oznajmiła stanowczo. – Widać, że to jest to, można sprawdzić w katalogu, ale tylko dziadek zna się na tym naprawdę porządnie. I jeszcze trzeba zobaczyć znaki wodne i obejrzeć wszystko przez lupę i sprawdzić, czy nie ma fałszerstw. Dziadek oszaleje z radości. Czy ja mu o tym mogę powiedzieć?
– Ależ oczywiście! Przecież właśnie po to je zabrałam! Ja też uważam, że przede wszystkim powinien je obejrzeć wasz dziadek.
– A jak pani to zrobiła? Niech pani opowie! Pani Piekarska westchnęła z satysfakcją i równocześnie z lekką skruchą.
– To wy mnie natchnęliście. Nasunęliście mi pomysł. Nie wiedziałam, ile tam tego jest, ale na wszelki wypadek zabrałam z domu trzy stare klasery z byle jakimi znaczkami…
– Tych jest cztery – zauważyła Janeczka.
– Ale bardzo podobne do moich. Też stare i dość cienkie. Całe szczęście, bo grube byłyby dla mnie za ciężkie. Umówiłam się tam z tymi innymi osobami prawie przemocą, wcale nie chcieli, ale powiedziałam im, że tam są pieniądze. Że sobie o tym przypomniałam. Więc oczywiście przyjechali, z tym, że tylko po jednej osobie. Była matka chrzestnego syna, zięć szwagierki i sąsiad. No i ja. Razem mieliśmy wszystkie klucze. Powiedziałam im, że kiedyś moja kuzynka chowała pieniądze pomiędzy książkami, przypomniałam sobie o tym dopiero teraz i uważam, że trzeba to sprawdzić. Od razu rzucili się na książki, a klasery stały na takiej półce obok. Nawet im je pokazałam i powiedziałam, że to należy do mnie, zajrzeli do nich, ale nikt z nich nie ma pojęcia o znaczkach. Udawałam, że je przeglądam, potem wyjęłam moje, te co przyniosłam i zamieniłam na tamte. I teraz stoją tam trzy moje klasery, a ja mam tutaj te po kuzynce. Nikt na to nie zwrócił uwagi, bo wyobraź sobie, rzeczywiście pomiędzy książkami znaleźli pieniądze. Wcale nie wiedziałam, że tam są.
Janeczkę ta historia zachwyciła.
– Zrobiła pani po prostu przecudownie! I co było dalej?
– Podzielili te pieniądze na cztery części, nie wiem dlaczego, ale postanowiłam się nie wtrącać. I każdy dostał trochę, ja też. Tyle tego było, co dwie zwyczajne pensje, więc nikt się zbytnio nie wzbogacił, ale przynajmniej mieli zajęcie. A ja zabrałam swoje znaczki. Tamte zresztą też chyba odzyskam jak dojdzie do tego ostatecznego podziału, ale przynajmniej będę spokojna, że tych już nikt nie zamieni.
– No pewnie! To był najwspanialszy pomysł na świecie! A monety? Pani przecież zbiera monety? Monet nie mogła pani zabrać?
– Nie, monety są w sypialni, w szufladce takiej specjalnej szafki. Nikt tam nie wchodził, więc ja też nie chciałam. Ale co do monet, też wiadomo, że należą do mnie i chyba nikt ich nie zamierza zamieniać?
– O monetach nie było mowy – stwierdziła Janeczka. – Nikt się na nie nie czai. To co teraz zrobimy?
– No właśnie nie wiem. Myślałam, że przyjdziecie obydwoje, ty i twój brat, moglibyście zabrać je od razu, ale sama jedna, nie wiem czy dasz radę?
Janeczka zebrała klasery na jeden stos i zważyła w rękach.
– Wcale nie są ciężkie. Mogę je wziąć. Ale czy pani naprawdę chce je tak dać, zwyczajnie, bez niczego? Przecież to jest potworny majątek!
– No więc właśnie – potwierdziła pani Piekarska z lekkim wahaniem. – To znaczy, ja do waszego dziadka i do was mam absolutne zaufanie, bo, wyobraź sobie, ja o waszym dziadku słyszałam. Wiem na pewno, że do niego można mieć absolutne zaufanie. Tylko tak się zastanawiam nad transportem. We dwoje z bratem, to byłoby bezpieczniej, ale ty sama…? Może powinnam ci wezwać taksówkę…?
– Ależ ja jestem z psem! – powiedziała Janeczka z takim zdumieniem, że pani Piekarska natychmiast wyzbyła się wszelkich wątpliwości. Rzeczywiście, skoro obecny był ten pies, żadne niebezpieczeństwo grozić nie mogło…