Karolina uchwyciła wreszcie wijącą się i plączącą wszędzie smycz. Obok niej zmaterializował się Stefek.
– Nawiewamy! – krzyknął gorączkowym szeptem. – Zabierz ją! Prędzej!
Chwile, które przeżył, były straszliwe. Atak Karo na Czesia wywołał w nim w pierwszej chwili wybuch upojenia wręcz kosmicznego, w następnej uświadomił sobie, co będzie i przeraził się śmiertelnie. Ściśle biorąc, nie miał pojęcia, co będzie i to wydawało się jeszcze gorsze. Rozszarpanie Czesia na drobne kawałki było może lekką przesadą, wybiegający ludzie mogli zrobić coś złego psu, wszyscy razem mogli zrobić coś złego Karolinie… W dodatku zdawał sobie sprawę, że sam nie może się tam pokazać, Czesio nie ma prawa zobaczyć go i powiązać z wydarzeniem! Powinien pędzić na pomoc Karolinie, jak ma to zrobić…?! Zostawić twarz po drugiej stronie ulicy…?!!!
Zmobilizował go widok Chabra, którego rozpoznał pomimo paniki. Jeśli pojawił się tam Chaber, Janeczka musiała być w pobliżu. Na samą myśl o Janeczce pienia anielskie zagrzmiały mu w uszach i zagłuszyły wszystko.
Za narożnikiem budynku tkwiły trzy cienie.
– Zmywamy się! – żądał zdenerwowany Rafał. – Zabierzcie Chabra…!
– Niech ja się skicham… – szeptał zaskoczony, lekko oszołomiony i zachwycony Pawełek. – Ale polka… Co to za pies?!
Janeczka odzyskała zimną krew natychmiast po uratowaniu brata.
– Coś mi się zdaje, że to są te dwie, Karo i Karolina – rzekła, wpatrując się uważnie w kłębowisko przy furtce. – O, widzę Stefka! Trzeba ich stamtąd zabrać. Gwizdnij!
Barański na ziemi, osłaniając głowę rękami, gromkim rykiem domagał się wody. Przynieść wody, oblać te wściekłe psy wodą! Czesio wzywał ratunku. Karolina, łkając histerycznie, zawiadamiała okoliczną przestrzeń, że Karania jest szczepiona. Pawełek złapał oddech i gwizdnął przeraźliwie. Stefkowi udało się wreszcie pociągnąć ku sobie rękę Karoliny razem z kurczowo ściskaną smyczą. Na końcu smyczy awanturowała się Karo. Chaber zareagował na gwizdnięcie, porzucił rozrywkę, śmignął w stronę narożnika budynku. Pan Fajksat wpadł do wnętrza po wodę, za nim popędził Okularnik. Z okolicznych domów zaczęli wychylać się ludzie. Dwóch powalonych wrogów najwidoczniej zaspokoiło potrzeby rozszalałej psicy, bo, odciągnięta o kilka metrów, nagle się uspokoiła. Ułożyła gładko sierść na grzbiecie, pomachała ogonem i zaprezentowała wyraźne, radosne zadowolenie. Karolina jeszcze płakała ze zdenerwowania, pozwalając się wlec w kierunku skrzyżowania.
Szczęśliwym trafem Karolina, Karo i Stefek wydostali się od razu na zewnętrzną stronę ogrodzenia. Gdyby pozostali wewnątrz, mogłyby się pojawić kłopoty. Sytuacja ułożyła się doskonale. Janeczka, Pawełek, Rafał i Chaber przebyli powrotną drogę w tempie godnym podziwu i wszyscy spotkali się przy samochodzie.
– Co to było, to wszystko, w ogóle? – spytał Rafał surowo.
– Spokój, Karo! – powiedziała Karolina znękanym głosem, ujmując krócej smycz.
– To jest Karolina – dokonał prezentacji Stefek. – Ta, co to wam mówiłem. O co chodzi, miałem przecież pilnować Czesia, nie? Mówiłem, że ta Karo to jest zły pies! Znaczy, zła suka!
Pawełek najpierw obejrzał złą sukę, która, o dziwo, zachowywała całkowity spokój, z zainteresowaniem obwąchując Chabra. Potem popatrzył na jej panią i słowa zamarły mu na ustach. Czarne, lśniące jeszcze resztkami łez oczy Karoliny spojrzały mu prosto w serce. Odchrząknął, poczuł się jakoś dziwnie zakłopotany i zapomniał, co chciał, powiedzieć.
Janeczka oderwała się od sprawdzania, czy psy nie doznały żadnych obrażeń.
– Więc to był zwyczajny ślepy fart – zaopiniowała z westchnieniem ulgi. – Znaleźliście się tutaj jak na zamówienie. Chaber mówił, że jest niebezpiecznie i właśnie próbowałam wejść… Co tam było? – zwróciła się do brata.
Pawełek z pewnym wysiłkiem usunął z gardła dławiącą chrypkę.
– Nic takiego – rzekł niedbale. – Chcieli mnie wykończyć, bo za dużo się dowiedziałem. Czekali tylko na Czesia, leciał z igłami i już się nawet zacząłem obawiać, że nie zdążycie.
Oczy Karoliny pozbyły się łez, a za to lśniły blaskiem podziwu. Pawełek poczuł nagle niejasny żal, że nie stoczył tam żadnej walki i nie przetrwał mężnie wyszukanych tortur. Żeby chociaż leżał na podłodze, a nie na tej całkiem wygodnej kanapie…! No tak, do podłogi go nie mogli przywiązać…
– Hej, chodźmy stąd – powiedział niespokojnie Stefek. – Niech się ten Czesio nie połapie, że ja tu jestem, bo stracę do- skok. Odsuńmy się gdzieś dalej.
– On ma rację – przecknął się nagle Rafał, w niejakim otumanieniu zagapiony w to całe towarzystwo. – Odjeżdżamy, w domu się wszystko obgada. Jazda, wsiadać!
Ulokowanie w małym fiacie pięciu osób i dwóch psów napotkało pewne trudności, które po krótkich wysiłkach dały się przełamać. Karo i Karolina wsiadły z przodu, Karo próbowała pozbyć się kagańca, użytkując w tym celu rączkę biegów. Zanim dojechali pod ich dom, Rafał zdążył dziesięć razy oblać się zimnym potem.
– Prawdę mówiąc, żeby nie ona, nie wiem, co bym zrobił – wyznał po drodze Stefek, przyduszony nieco Chabrem, delikatnie odsuwając jego ogon z twarzy. – Sam bym się przecież na tego Czesia nie rzucił i wlazłby do środka jak nic.
– A ja bym stracił życie – mruknął Pawełek. – A co najmniej rozum.
– O rozumie nie mówiłeś? – zainteresowała się podejrzliwie Janeczka.
– Bo to długa sprawa. Wszystko ci opowiem. Co prawda, nogi już miałem…
– Ale ja też chcę posłuchać! – wtrąciła się gwałtownie Karolina. – Chciałam wam pomóc, ale nic z tego nie rozumiem i chcę się dowiedzieć! Niech to się opowiada u mnie w domu!
– Fakt, należy jej się – poparł ją uczciwie Stefek. – Mówię wam, wzięła psa i poszła jak nic, okiem nie mrugnęła. Poszczuła tego Czesia bombowo!
Karolina spęczniała z dumy, nie odzywając się już. Nie zamierzała się przyznawać, że nikogo nie szczuła, że Karo najzwyczajniej w świecie, wyrwała się jej z ręki. Chciała mieć swój udział w wyratowaniu Pawełka, spragniona była podziwu i wdzięczności. Pawełek tak patrzył… No, tak patrzył… że niechby jeszcze z raz tak popatrzył…
Stwierdziwszy z wielką ulgą i jeszcze większym zdziwieniem, że rączka biegów jednak wytrzymała, Rafał również wysiadł przed domem Karoliny. Pomyślał, że pewnie trzeba będzie łagodzić uczucia rodziców i ten obowiązek spadnie na niego. Nie było jej dość długo, mogli się zdenerwować, a on tu jest w końcu najstarszy…
Niczego nie trzeba było łagodzić. Mamusia Karoliny spokojnym głosem zawiadomiła, że właśnie zaczynała się niepokoić, tatuś obejrzał córkę i nie odezwał się ani słowem. Rozkwitła emocjami Karolina robiła honory domu, zaprosiła wszystkich do swego pokoju.
Wyjaśnienia w pierwszej chwili trochę kulały, bo magazyn z zabawkami, przez które przeszło lekkie tornado, odwrócił część uwagi. Rafał oderwał się pierwszy.
– No dobra, mamy wyjaśniać, to wyjaśniajmy. Wlazłeś przez ogrodzenie i co było dalej?
Pawełek odłożył na podłogę model mercedesa.
– Popatrzyłem sobie przez różne okna – rzekł z westchnieniem. – Nic na razie nie słyszałem, ale oni się połapali, że podglądam. Był tam pan Fajksat, Czesio i Okularnik, wszyscy się znają. I wiem, kto to jest Barański. Ropuch.