– Nie…?!- wykrzyknęła Janeczka.
– Kto to jest Barański i kto to jest Ropuch? – spytała Karolina.
– Jedna i ta sama osoba. Właściciel tego domu. Oszust i podlec. Fałszuje pieczęcie ekspertów. Połapali się, mówię, że jestem, Czesio wyszedł i dał mi po łbie. I zawlókł do środka.
– Jak to?! – oburzył się Stefek. – Kiedy?! Przecież przyleciał przy nas!
Pawełek wyjaśnił, że Czesio przyleciał dwa razy. Gromkie atrakcje towarzyszyły drugiemu przyjściu.
– A gdzie był Chaber? – spytała Janeczka.
– Skąd wiesz o pieczęciach ekspertów? – zainteresował się równocześnie Rafał. Pawełek opisał sytuację.
– A co do pieczęci, to widziałem – dodał. – Nie dość, że znaczki leżały, ale pieczątki obok. Nie zorientowałem się w pierwszym momencie, ale teraz w oczach mi stoi. Jeden ekspert ma jedną pieczątkę, a nie dziesięć, a poza tym on wcale nie jest ekspertem i nie ma prawa ich mieć. A potem słyszałem.
– Po jakiego diabła łapali cię i wlekli do środka? – zirytował się Rafał. – Od zewnątrz nic byś nie słyszał! Na głowę upadli, czy co?
– Wiedzieli, co robią – odparł Pawełek z wielką satysfakcją. – Wszystko dlatego, że jestem wnukiem dziadka. Fajksat mnie rozpoznał.
– A jakbyś nie był wnukiem dziadka, to co?
– To nic. Przepłoszyć mnie chcieli, owszem, ale nie wiedzieli, kto tam podgląda. Okazało się, że ja.
– I co?
– I przecież znają dziadka, nie? A dziadek doskonale wie o fałszowaniu, tylko do tej pory nie miał pojęcia, kto to robi. I Barański ma znaczki pana Franciszka, nie wszystkie, ale dużo, chciał wydrzeć je od pani Piekarskiej, skompletować kolekcję i sprzedać jednemu z Francji. Znaczy nie całkiem tak, chciał mu pokazać, ekspertyzy i tak dalej, a potem najmniej z połowę sfałszować. Fałszują tak, że robią kserokopię na specjalnym papierze. I teraz mu się cały interes zawalił. Wystarczy, że powiem dziadkowi, co widziałem i słyszałem.
Rafał omawiane kwestie znał doskonale. Poczuł się wstrząśnięty.
– Rany boskie, skąd to wszystko wiesz…?!
Z rosnącym zadowoleniem Pawełek powtórzył wszystko, co słyszał przez dziurę. Pamiętał doskonale każde słowo, teraz już mógł to spokojnie kojarzyć i wyciągnąć wnioski. Zawleczenie go do środka było oczywistym idiotyzmem, ale i bez tego stał się dla nich niebezpieczeństwem, skoro zobaczył znaczki i pieczątki na stoliku. Jako osoba postronna mógł nie mieć pojęcia, co widzi, ale jako wnuk dziadka…
– No tak – przyznał Rafał – teraz już się mniej dziwię. I co chcieli? Trzasnąć cię i utopić w gliniankach?
– Glinianki im do głowy nie przyszły, nie wiem dlaczego. Chcieli mnie podrzucić na tamtejszych działkach, ale nie jako trupa, tylko jako debila.
– Proszę? – zdziwił się Rafał.
Tu już wyjaśnienia Pawełka były nieco mniej dokładne, nie znał się na medycynie. Szok insulinowy stanowił zjawisko całkowicie mu obce. Wrogowie w każdym razie byli pewni, że co najmniej skretynieje nieodwracalnie i straci pamięć na zawsze, możliwe, że właśnie taki rezultat udałoby się im osiągnąć, gdyby Czesio zdążył. Teraz, kiedy im uciekł, nie wiadomo co zrobią…
– Wiadomo – powiedziała spokojnie Janeczka. – Albo będą mówili, że go chcieli tylko nastraszyć, albo się wyprą całkiem i powiedzą, że go znaleźli na schodkach, sam się przewrócił i rąbnął w głowę, a oni go zabrali do domu, żeby ratować. Czesio poleciał do apteki po lekarstwo. Głowę daję, że tak będzie.
– Niegłupie – pochwalił z namysłem Pawełek. – I coś mi się widzi, że tego…
– No właśnie. Też będziesz mówił, że tak właśnie było.
– Co takiego?! – oburzył się Rafał. – Czy wam coś na umysł padło?! Pozwolić im na takie…?!
– A co, uważasz, że dziadek powinien się dokładnie dowiedzieć, jak wygląda nasza metoda dedukcji? – przerwała zimno Janeczka. – Tobie też nie radzę gadać za dużo. Oni i tak będą się bali, że powiemy prawdę…
Karolina słuchała rozmowy z szalonym zainteresowaniem. Dzięki pierwszej opowieści Stefka rozumiała doskonale prawie wszystko. Przerażająca przygoda, w której wzięła udział bezpośredni, teraz podobała jej się nadzwyczajnie. Co prawda, w trakcie akcji wrażenia trochę przerosły jej siły, ale skończyło się to szczęśliwie i przyjemność brała górę nad okropnościami. W dodatku Pawełek, mówiąc do siostry i Rafała, właściwie zwracał się do niej. Spoglądał na nią niby krótko, ale za to jak…!
– Z tego wynika, że uratowała cię Karania – powiedziała głosem, w którym już zaczynało dźwięczeć rozbawienie.
– Fakt! – przyznał natychmiast Pawełek z gorącym zapałem. – I ty!
– I Stefek – podsunęła sprawiedliwie Janeczka. – To był genialny pomysł. Chaber sam jeden takiego zamieszania by nie narobił.
Stefek siedział w kącie, prawie w milczeniu, pławiąc się w błogości absolutnej. Od czasu do czasu ośmielał się nawet patrzeć wprost na Janeczkę. Dzisiejsze wydarzenia, wystrzałowe i tak imponująco skuteczne, upoważniały go niejako do takiego zuchwalstwa. Ostatecznie to on znalazł Karolinę razem z tym jej straszliwym psem, on wyśledził Czesia, on wpadł na cudowną myśl zabrania ich ze sobą. No owszem, niech będzie, przypadek w tym wszystkim gdzieś tam się plątał, ale nie kto inny, tylko on sam temu przypadkowi dopomógł. A teraz siedzi tu, patrzy na swoje bóstwo, ma prawo do tego, nic już więcej nie musi robić i słyszy słowa uznania.
– Co teraz? – spytał Pawełek, spoglądając na Karolinę. Karolina również chciała to wiedzieć.
– Teraz trzeba zrobić wszystko razem – oznajmiła Janeczka zdecydowanie. – Zawiadomić dziadka o aferze. I załatwić te piwnice i działki, z tym, że, zdaje się, miejsce nam odpadło…
Urwała, uświadamiając sobie, że w wyjawieniu sekretu posuwa się chyba za daleko. Rozejrzała się i jakby oprzytomniała. Nie, zaraz, w porządku, siedzą w tym pokoju wyłącznie osoby wtajemniczone. Wszyscy, z wyjątkiem Karoliny, nie tylko znają sprawę, ale nawet mają w niej brać udział. A ta dziewczynka…
Przyjrzała się Karolinie. Karolina nie wyglądała na swój wiek, wydawała się starsza. Z psiej bitwy pod furtką wybiegła wprawdzie roztrzęsiona i zapłakana, ale uspokoiła się błyskawicznie, w dodatku sama z siebie, bez żadnych starań. Podporządkowała się sytuacji, kłopotów nie przyczyniła…
Popatrzyła na Pawełka. Jeden rzut oka wystarczył. Tak, Karolinę należało potraktować odpowiednio…
– Czy ty potrafisz zachować sekret? – zwróciła się wprost do niej surowym tonem.
– Tak! – wyrwało się Pawełkowi. – Mur beton, że tak! Jestem pewien!
To wystarczyło. Karolina była gotowa przyświadczyć, że potrafi strzelać z armaty.
– No więc to, co tu mówimy, to jest tajemnicą absolutną i nikomu tego nie wolno powiedzieć. Ani słowa!
– Czekajcie! – wtrącił się Rafał. – W obliczu ostatnich wydarzeń, nie wiem czy ta cała hopa z częściami jest jeszcze potrzebna…
Janeczka i Pawełek zaprotestowali równocześnie, gwałtownie i z oburzeniem. Rafał zdziwił się podejrzliwie.
– Dlaczego? Skoro już zostali ujawnieni…?
– A to im właśnie zostało, jako ostatnia szansa! – zdenerwowała się Janeczka. – Już się zdążyłam zastanowić. Mają panią Nachowską jako zakładnika i powiedzą dziadkowi, że jak dziadek ich, to oni ją, no, rozumiesz, co mówię!
– I przyduszą ją więcej! – poparł ją energicznie Pawełek. – To są złoczyńcy, trzeba było słyszeć, co gadali i jak! Panią Nachowską trzeba od nich uwolnić, bo dopiero teraz się do niej zdrowo przyczepią!
Rafał też się zdążył zastanowić.
– Wyjąć im z ręki ostatnią broń… W porządku, macie rację. Ale faktycznie, u nich składować już nie można, bo zgadną, że myśmy w tym palce maczali i będą się mścić, albo co.