– W dalszym ciągu jest? – zaniepokoił się Rafał. – Nie przestanie być?
Dziadek trochę się zakłopotał.
– Na jakiś czas na pewno przestanie, ale obawiam się, że odczeka bezpieczny okres i zacznie na nowo. Oczywiście będzie mu trudniej, bo środowisko jest zorientowane, ostrzega się przed nim nabywców…
– A jakby go wsadzić do więzienia? – podsunęła z nadzieją Janeczka.
– Chyba się nie uda. Dowody zdążył ukryć, albo zniszczyć, dochodzenie prawdy byłoby szalenie skomplikowane, a rezultat niepewny.
– No dobrze, jak wobec tego udało ci się wydrzeć mu tę resztę kolekcji?
Dziadek westchnął, pokręcił głową i popukał fajką w popielniczkę.
– Poszedłem na kompromis – wyznał ze skruchą. – Wolał mieć spokój. Wiedział, że w tym wypadku ja też będę bezwzględny i nawet jeśli nie spowoduję sądownego skazania, narobię mu straszliwych kłopotów. Poza tym… tego właśnie nie rozumiem, miała na to wpływ jakaś historia z Pawełkiem. Nie dociekałem, bo myślałem, że dowiem się od was…
Dziadek urwał i popatrzył pytająco.
– To znaczy, że co? – spytała bardzo ostrożnie Janeczka po długiej chwili milczenia, w czasie której Rafał i Pawełek jedli tort tak, jakby od tygodnia nie mieli nic w ustach. Pawełkowi udało się nawet zakrztusić coca colą.
– No cóż, powiedział, że idzie na ustępstwa pod warunkiem, że nie będę w to włączał mojego wnuka – wyjaśnił dziadek. – Między nami mówiąc, wcale nie miałem ochoty go włączać, podglądanie i podsłuchiwanie, to nie są zajęcia, którymi chciałoby się chwalić. Moja powściągliwość jest dość naturalna, ale nie wiem, skąd jego…
Znów urwał i czyszcząc fajkę, pytająco spoglądał na wnuki. Wszyscy troje uświadomili sobie nagle z największą dokładnością, że nikt nie wtajemniczył dziadka w szczegóły owego podglądania i podsłuchiwania. O uwięzieniu Pawełka i innych wydarzeniach towarzyszących dziadek nie miał pojęcia. Myśleli, że wyjdzie to na jaw bez nich i byli tym nawet nieco zaniepokojeni, tymczasem okazuje się, że nie, zostało ukryte. Tylko głupi Barański o mało się nie wygadał… Dla Janeczki i Pawełka całkowite pominięcie tej kwestii było ze wszech miar upragnione, a Rafał milczał na wszelki wypadek.
– Może chodziło mu także o to, że Pawełek był naocznym świadkiem? – zasugerowała Janeczka dyplomatycznie.
– Tylko on jeden widział te fałszywe pieczątki na własne oczy i na własne uszy słyszał całe gadanie…
– Możliwe – zgodził się dziadek z powątpiewaniem. – Jednak się dziwię. Szczególnie, że wywarli na niego nacisk pan Fajksat i mecenas Okuliczko…
– Okularnik…!!! – wrzasnęła z olbrzymią ulgą Janeczka.
– Aaaa…!!! Zapomniałam wam powiedzieć! Dowiedziałam się od pani Piekarskiej! Tam była o to cała awantura! Wykryło się, że on jest taki adwokat, jak… jak…
– Z koziego ogona waltornia? – podpowiedział Rafał niepewnie.
– No właśnie! Pani Piekarska się dowiedziała! Wcale nie skończył studiów, wyrzucili go w ostatniej chwili za jakieś różne świństwa! Udawał adwokata do takich tych… no, podejrzanych interesów! Już się go pozbyli czym prędzej!
– Co ty powiesz? – zainteresował się dziadek. – No to zaczynam rozumieć, dlaczego tak nalegał, żeby wszystko załatwić polubownie. Nie chciał być wmieszany w aferę wokół Barańskiego… No tak, pod tą podwójną presją Barański się ugiął i oddał znaczki pana Franciszka…
– Oddał? – zdumiał się Rafał.
– Sprzedał – poprawił się dziadek. – Dokonałem z nim wymiany na inne, ale bardzo przyzwoicie i sprawiedliwie, nie pozwoliłem się wyzyskać. Mam wrażenie…
Urwał, zamyślił się i pyknął z fajki.
– Masz wrażenie, że od razu wymyślił sobie jakiś kant – zgadła Janeczka.
– Tak – przyznał dziadek. – Mówiliście coś o zagranicznym kupcu. Zdaje się, że chciał mu to sprzedać jako unikatową, nietypową kolekcję. Już ich nie ma, więc… Nie chciałbym rzucać niepotrzebnych podejrzeń, ale…
– Na Barańskiego możesz rzucić – przyzwolił stanowczo Pawełek.
– Ale teraz przypuszczasz, że sprzeda coś innego i wy- kantuje faceta – włączył się Rafał. – O rany, faktycznie, zemdliło mnie…
– Dziadku, a ciebie nie wykantował? – zaniepokoiła się Janeczka. – To znaczy, mam na myśli, czy oddał ci wszystko po panu Franciszku? Bo może ukrył podstępnie jakąś resztę?
– Nic nie ukrył – uśmiechnął się dziadek. – Dokładnie wiedziałem, co ma. Rozmawiałem z nim uzbrojony w ścisłe informacje.
– Skąd…?!
Dziadek nadal uśmiechał się tajemniczo.
– Pytaliście mnie kiedyś o niejakiego Przeworskiego…
– Pani Nachowska!!! – wrzasnęła Janeczka. – Rozmawiałeś z panią Nachowska! I co z nią…? To ona znała Przeworskiego!
Dziadek kiwał głową i pykał fajką.
– Pani Nachowska przesyła wam pozdrowienia i podziękowania. Odżyła i rozkwitła. To tak między nami, w cztery oczy, mówić o tym nie należy, sprawę jej syna zna wyłącznie pan Lewandowski, poznałem go przy okazji, bardzo miły młodzieniec… Pan Lewandowski zatem, wy i ja. I nikt więcej. Barański w pierwszej chwili próbował mnie nią szantażować, ale zaproponowałem, żeby sprawdził, czy przypadkiem nie nastąpiła jakaś zmiana. Sprawdził, okazało się, że pani Nachowska remontuje właśnie drzwi do pustej piwnicy, no i trochę go to zbiło z pantałyku…
– I okazało się, że co…?
– I okazało się, że Przeworski jest to osobnik, który wygrzebał z gruzów znaczki pana Franciszka…
Wrażenie było kolosalne. Janeczka uprzytomniła sobie nagle, że pani Nachowskiej nie muszą się już czepiać, mogą ją zostawić w spokoju, wiedzą wszystko! Ostatnią zagadką był ów Przeworski, nikomu nie znany, a za to pozapisywany gdzie popadło. Tylko pani Nachowska miała o nim jakieś pojęcie…
– W tamtym czasie był to, oczywiście, młody chłopak – mówił dziadek. – Mieszkał w tym samym domu, znał pana Franciszka. Nie był nigdy kolekcjonerem, zgarnął te znaczki wyłącznie dla pieniędzy. Zrobił sobie spis, sprzedawał je potem sukcesywnie, z tym, że notował, co i komu sprzedaje. W ten sposób wiadomo było, jakie znaczki przeszły w ręce Barańskiego. Z panią Nachowska miewał liczne kontakty, bo ona przecież robiła wyceny, a on rozszerzył trochę swój zakres działania i handlował znaczkami na większą skalę. Spodobało mu się to zajęcie… Ale o znaczkach pana Franciszka dowiedziała się bardzo niedawno, sama się zresztą postarała, poprosiła Przeworskiego o jego notatki, zanim je znalazł, upłynęło trochę czasu i już mi o tym nie mogła powiedzieć, bo zaczęły się te historie z jej synem. Ponadto Barański poszedł dalej, zmuszał ją do oszustw, do zaniżania wycen… Prawdę mówiąc, była bliska obłędu. Nie znam szczegółów waszego działania, ale wiem od niej, że nagle uwolniliście ją od jakiegoś ciężaru w sposób może trochę dziwny, niemniej jednak skuteczny…
– Jak to…?! – oburzył się Pawełek. – Ona wie, że to my?! Miało być na pana Lewandowskiego!
Dziadek był tak uszczęśliwiony, że podobało mu się wszystko. Pobłażliwie pomachał fajką.
– Miało, owszem, i pan Lewandowski bardzo się starał przypisać sobie wszystkie zasługi, ale trochę mu nie wyszło. Źle się poczuł w roli przywłaszczyciela i pani Nachowska z łatwością odgadła prawdę. Osobiście uważam jej sprawę za wasz ogromny sukces, więc nie będę się czepiał metod.
Janeczka odstawiła pusty talerzyk po torcie, przysunęła krzesło do biurka dziadka i wsparła brodę na zwiniętych pięściach.
– No tak – powiedziała z satysfakcją. – Wyszło bardzo dobrze. To teraz opowiedz wszystko od początku jeszcze raz, ze szczegółami, po kolei, godzina po godzinie. Jak było, co kto zrobił i co kto powiedział.