– Skąd to macie? – spytał surowo.
– Znaleźliśmy – odparł bez namysłu Pawełek.
– Co to znaczy znaleźliśmy? Jak mogliście coś takiego znaleźć? Dzieci, bez żartów, to są drogie rzeczy, to się nie poniewiera po ulicy…
– Owszem, poniewiera się – przerwała stanowczo Janeczka. – Znaleźliśmy w śmietniku.
– Jak to…?!
– Tak zwyczajnie. Jedna pani to wyrzuciła. Na moich oczach.
– Przez pomyłkę…?
– Wcale nie przez pomyłkę. Nawet jej pomogłam. Od razu zobaczyłam, że wyrzuca listy ze znaczkami i zwróciłam jej uwagę. Powiedziała, że ją to nic nie obchodzi i mogę to sobie zabrać, jak chcę. W ogóle miała zamiar spalić. No więc zabrałam i jeszcze po niej posprzątałam.
– Znasz tę pani ą?
– Nie. Zupełnie obca osoba. To było przypadkiem.
Dziadek przypomniał sobie wszystkie znaczki powyrzucane, zniszczone i spalone, o jakich w ciągu całego swojego życia słyszał i wiedział, i westchnął ciężko. Wyobraził sobie, co by było, gdyby Janeczka tego nie uratowała. Do owej pani, wyrzucającej na śmietnik bezcenne skarby, poczuł zdecydowaną antypatię, nie mógł jednakże tego tak zostawić.
– Potrafiłabyś tę panią znaleźć? – spytał, wzdychając ponownie.
Janeczka zawahała się. Na upartego dałoby się tę sprawę załatwić. Na listach znajdowały się adresy, prawdopodobnie widniał tam także adres nieżyjącej ciotki, nawiązanie kontaktu z panią było możliwe, ale nie miała najmniejszej ochoty oddawać takich cudownych znaczków osobie, która je wyrzuca.
– A co? – spytała ostrożnie. – Chcesz, żeby jej to zwrócić?
– Uważam, że powinna przynajmniej wiedzieć, jaką to ma wartość. Należałoby to od niej odkupić.
– Za pół ceny – wtrącił się znów Pawełek z wielką stanowczością. – O całej mowy nie ma, nie zasługuje na to!
– No owszem – przyznał dziadek z wahaniem. – Tu masz trochę racji…
– Albo może zamienić – podsunęła Janeczka. – Możemy jej dać za to któryś ametyst.
– Ametyst! – ucieszył się Pawełek. – Pierwszorzędny pomysł! Ale nie największy, żadne takie, któryś z tych mniejszych…
Dziadek rozważył sprawę i zgodził się na ametyst. Ametysty mieli, przywieźli sobie z Algierii, należały do nich bezsprzecznie i stanowiły coś w rodzaju podarunku losu. Co prawda, losowi wydatnie pomógł Pawełek, własnoręcznie wysadzając w powietrze kamieniołom, ale to tym bardziej, napracowali się i należało się im wynagrodzenie. Mieli tego dwie garście, jedną sztukę mogli poświęcić bez wielkiego
żalu…
– Z tym, że to nie będzie takie całkiem proste – zastrzegła się Janeczka. – Musimy się postarać i proszę bardzo, możemy, ale pod warunkiem.
Załatwiwszy najważniejszą kwestię, dziadek zaczął okazywać lekkie roztargnienie. Peseta wyjął z klaserka niebieski znaczek, obejrzał go ze wszystkich stron, położył na biurku i wyciągnął austriacki katalog.
– Pod jakim warunkiem? – spytał, przewracając kartki.
– Pod warunkiem, że nam coś powiesz. Parę rzeczy… Dziadek znalazł właściwą stronę i znów sięgnął po lupę.
– Typ drugi… No? Ja słucham, słucham…
– Nie słuchać masz, tylko mówić – mruknął pod nosem
Pawełek.
– Chcemy się dowiedzieć, czy pan Miedzianko ma na imię Bonifacy – powiedziała Janeczka podstępnie.
– Bonifacy? – zdziwił się dziadek. – Skąd? Nie żaden Bonifacy, tylko Szymon.
– I czy pan Fajksat ma telefon – dodał szybko Pawełek.
– Nie wiem, czy Fajksat ma telefon, ja do niego nie dzwonię. Jeśli ma, to zastrzeżony – odparł z niechęcią dziadek i nagle oderwał się od katalogu. – Zaraz, chwileczkę… Skąd wy macie takie znajomości? Co to ma znaczyć?
– Wcale nie mamy żadnych znajomości… – zaczął z urazą Pawełek, ale Janeczka mu przerwała.
– Dziadku, dlaczego typ drugi? Powiedziałeś, że typ drugi?
Dziadek natychmiast zapomniał o znajomościach.
– Dlatego, że ma taki napis… Popatrz sama przez lupę. Typ pierwszy w napisie ZEITUNG ma skrzywione I, typ drugi ma proste.
– Tak. Rzeczywiście. Widzę. Niebieski, zero sześćdziesiąt kr. Korony?
– Korony, oczywiście. To znaczy sześćdziesiąt grajcarów.
Pawełek doskonale rozumiał, jaką politykę uprawia jego siostra.
– Zapomniałem, dlaczego ich jest tak mało – powiedział z zakłopotaniem. – Bo w ogóle, to zdaje się, że były pospolite?
– Ponieważ zaklejano nimi opaski na gazety – wyjaśnił dziadek. – Jak sama nazwa wskazuje, były to znaczki specjalne do wysyłania gazet. Żeby rozłożyć gazetę, rozdzierano opaskę, a najłatwiej się rozdzierała akurat na znaczku. Zbieractwo nie było jeszcze wtedy zbyt rozpowszechnione, nikt się nie przejmował zużytym znaczkiem. Jeżeli jakieś ocalały, to tylko dlatego, że nikt nie czytał tej gazety, zostawała złożona tak jak przyszła z poczty, albo przypadkiem opaska rozdarła się inaczej. Wyjątkowo mogło się zdarzyć, że ktoś ostrożnie zdjął tę opaskę z adresem i zadbał o znaczek, i z pewnością były takie wypadki, skoro w ogóle jakieś znaczki zachowały się do tej pory. Przy otwieraniu listu znaczek łatwo może zostać ominięty i nie uszkodzony, przy rozszarpywaniu opaski musi się zniszczyć i w ten sposób większość z nich przepadła.
– Ten jest w porządku – oceniła Janeczka, oglądając znaczek przez lupę.
Pawełek odebrał jej lupę i przyjrzał się napisowi z prostym I.
– Tak – przyświadczył dziadek. – Ten akurat został bardzo starannie odklejony, nie ma żadnych uszkodzeń. Piękny egzemplarz! Sprawdzę go później dokładnie…
– Dlaczego pan Miedzianko to jest nieodpowiednia znajomość? – spytała Janeczka z grzecznym zainteresowaniem.
– Miedzianko to jest hochsztapler – odparł dziadek gniewnie. – Nie ma afery, w którą by nie był wplątany, przeważnie sam je powoduje! Uczestniczy… Zaraz, a skąd w ogóle o nim wiecie?
– Dziadku, a czyste? – zaciekawił się z naciskiem Pawełek. – Tych czystych dużo zostało?
Dziadek znów z łatwością dał się zepchnąć z tematu.
– Prawie dwa razy mniej niż używanych. Ale znane są nawet całe bloki, sześć sztuk razem, w jednym kawałku. Z tym, że jest tego niewiele, ja osobiście wiem o trzech. To już ogromny skarb.
– No dobrze, a czy pan Fajksat to też hochsztapler?
– Owszem, ale innego rodzaju. Podejrzana postać, w zasadzie zwyczajny oszust, aleja mam obawy… Dzieci, co to znaczy? Dlaczego wy mnie o tych ludzi pytacie? Co macie z nimi wspólnego?
– Nic – zapewniła Janeczka. – My chcemy wiedzieć, czy te nasze znaczki powinno się zostawić razem z kopertą, czy może lepiej wyciąć. I czy odkleić, czy zostawić razem ze stemplem?
Tym razem dziadek nie pozwolił się skołować. Odsunął fotel od biurka, żeby go nic nie rozpraszało i uważnie przyjrzał się swoim wnukom.
– Moi drodzy, ja jeszcze nie mam aż takiej sklerozy. Nie podoba mi się wasze zainteresowanie takimi ludźmi jak Miedzianko i Fajksat. Chciałbym wiedzieć, jak się z nimi zetknęliście i dlaczego. Proszę o uczciwą odpowiedź.
– Wcale się nie zetknęliśmy – odparł energicznie Pawełek. – Nie widzieliśmy ich w ogóle na oczy.
– Przecież mnie o nich pytacie!
– Toteż właśnie – wytknęła Janeczka. – Pytamy, bo nic nie wiemy. Ale słyszeliśmy o nich.
– Co i od kogo?
– Nic. Że w ogóle istnieją i podobno zajmują się znaczkami. Każdy oddzielnie.
– To znaczy, nie wiemy, czy zajmują się oddzielnie, tylko słyszeliśmy oddzielnie – uściślił Pawełek.
– I będzie dobrze, jeżeli na tym poprzestaniecie…