Heinz trzeci raz kiwnął głową. Zrobił znak, że rozumie. Był wściekły. Mieli mu dać służbowy samochód. I miał dosyć kierowcy. Chciał być jak najszybciej przy sekcyjnym stole. W prosektorium na ulicy Oczki, nazwanej tak na cześć nadwornego lekarza dwóch polskich królów, czekał na niego prawdziwy komitet powitalny. Obok Karloffa stał dwudziestokilkuletni zadbany brunet w beżowej skórzanej kurtce. Wyglądał, jakby właśnie wyszedł z salonu kosmetycznego. Heinz raz jeszcze spojrzał na jego kurtkę i aż pokręcił głową. Model stał między Karloffem, a niskim łysym mężczyzną. Jego łysina jaśniała, czego nie można było powiedzieć o fartuchu. Mężczyzna miał blade policzki pozbawione cienia zarostu i Heinz zrozumiał, dlaczego nazywany był Sierściuchem. Komitet powitalny uzupełniały dwa nieruchome ciała rozłożone na stołach.
– Doktor Jan Talar, nasz geniusz medycyny sądowej -
Karloff wskazał na Sierściucha. – A to podkomisarz Leszek Baryka, świeżo upieczony absolwent szkoły oficerskiej.
Widząc, że Heinz wpatruje się w kurtkę Baryki, dodał: – Debiutuje tu na Oczki i tym można tłumaczyć ten odświętny strój.
– Jak tracić dziewictwo, to w dobrym towarzystwie. -Sierściuch zaśmiał się. – A tu – teatralnym gestem wskazał na stoły – coś specjalnego…
– Super truper. – Podkomisarz nazwany Dziewicą starał się być zabawny.
– Dla porządku, nazywam się Heinz. Pisze się tak samo jak nazwę ketchupu. Wybiera się do nas prokurator?
– Dzwoniłem do niego – szybko odparł Baryka. – Powiedział, że się spóźni i żeby na niego nie czekać.
Karloff popatrzył przeciągle na Heinza.
– To nie ma znaczenia – powiedział Sierściuch. – Ciała są i tak otwarte. Zresztą zobaczcie… – Szybkim ruchem zdarł prześcieradła.
Heinz spojrzał uważnie na twarze, które jeszcze niedawno mogły się podobać. Jak lalki – przypomniał sobie, co mówił niedawno jego kierowca. Ktoś ich posadził jak lalki i naznaczył szminką. Jak w jakimś teatrzyku dla dzieci.
– Znaleziono ich – medyk zajrzał do dokumentacji – o czwartej nad ranem. Biorąc pod uwagę miejsce znalezienia zwłok i warunki atmosferyczne, możemy przyjąć, że śmierć nastąpiła jedenastego kwietnia między szesnastą a dwudziestą, a więc jakieś osiem do dwunastu godzin wcześniej.
– Co spowodowało zgon? Czy ma to związek z torbami foliowymi, które mieli na głowach? – Heinz wpatrywał się w martwą twarz leżącą bliżej niego.
– Proszę spojrzeć. Szyja – medyk odwrócił się. – U drugiego to samo. Widać ślady po taśmie samoprzylepnej albo jakimś materiale zaciskającym dolną część torby. Zostali w ten sposób uduszeni. Co do tego nie mam wątpliwości. Są też inne ślady w postaci otarć naskórka na szyi i twarzy, a także krwawe podbiegnięcia w śluzówce warg, trochę wybroczynek w spojówkach oczu…
– A zaczerwienienie przy ustach? U obu… – przerwał Heinz.
– To rzeczywiście jest ciekawe – przytaknął Talar. – Wygląda tak, jakby mieli usta zaklejone taśmą.
– Bez sensu – model w beżowej skórze postanowił coś powiedzieć. – Skoro duszono ich torbą, to po co zaklejano usta?
– I mamy jeszcze otarcia skóry na przegubach i na nogach, przy kostkach. – Medyk sądowy zignorował pytanie Baryki. – Oni byli do czegoś przywiązani… Szarpali się… Aha, i w jednym przypadku, u Leskiego, ślady defekacji na ciele i na bieliźnie. Najpewniej skutek duszenia lub stresu.
– Czy takie duszenie torbą… – Baryka przełknął ślinę. – Czy takie duszenie… boli?
– Czy boli? – Sierściuch oderwał wzrok od ciał i popatrzył na Dziewicę. – Mój profesor cytował Franza Kafkę, który mawiał, że śmierć to pozorny koniec, który powoduje realny ból. Powiem ci tak, młody przyjacielu: takie duszenie jest jedną z najgorszych tortur. W torbie założonej na głowę jest po prostu bardzo mało tlenu i szybko zaczynasz się dusić. Ale nie to jest najgorsze. Niby nie czujesz fizycznego bólu, ale wiesz, że umierasz, i to wywołuje nie dający się z niczym porównać strach. To ten strach boli cię, by tak rzec, naprawdę. Oczywiście znamy rozmaite wariacje tego sposobu – od prymitywnej metody umywalkowej, gdy podtapiamy ofiarę, do bardziej wyrafinowanych. Widzieliście film Bitwa o Algier?
Wszyscy trzej pokręcili przecząco głowami.
– W zasadzie niepotrzebnie pytałem. – Sierściuch był zdegustowany. – Przecież tylko ja pamiętam takie stare filmy. Była tam taka scena, jak Francuzi przywiązują faceta do deski i zanurzają w wodzie. Trzymają nieszczęśnika pod powierzchnią tak długo, aż zaczyna się na dobre dusić. Wyciągają i po chwili znowu powtarzają manewr. A Pola śmierci widzieliście?
– Widziałem – Karloff i Heinz odpowiedzieli niemal równocześnie.
– Nie wierzę wam – medyk uśmiechnął się. – Warto wiedzieć, że również ludzie Pol Pota w Kambodży przy pomocy toreb uśmiercili tysiące ludzi. Był to widowiskowy – i tani – sposób zabijania… Tak to z grubsza wygląda. Pan się nie najlepiej czuje? – Popatrzył na Barykę.
Podkomisarz pobladł.
– Nie… wszystko w porządku – wydusił.
– W jaki sposób pana zdaniem ci tutaj zostali obezwładnieni? – zapytał Karloff. – Dwóch młodych, sprawnych fizycznie chłopaków… To przecież nie jest łatwe. Nawet jeśli ma się broń… Przecież ich nie ogłuszył…
– Teoretycznie mógł. Sami wiecie… Wystarczy skarpetka wypełniona piaskiem albo pałka owinięta materiałem… Może się zdarzyć, że po takim uderzeniu nie będzie śladu na ciele. Ale chłopaków było dwóch, poza tym brak śladów walki. Poza tym po co się męczyć, mamy farmakologię…
Medykowi przerwał niespodziewany odgłos. Wszyscy spojrzeli w stronę starego żeliwnego zlewu. Podkomisarz trzymał się jego brzegów, pochylił głowę. Wstrząsnął nim skurcz.
– Rzygaj, chłopczyku, rzygaj. Najlepiej na podłogę, bo mi zlew zapchasz – powiedział Karloff, po czym odwrócił się do medyka sądowego. – Czyli przypuszcza pan, że ofiarom zaaplikowano coś w rodzaju kwasu gamma-hydroksymasłowego?
Medyk przytaknął.
– Tak, stawiam na którąś z odmian pigułek gwałtu. Na coś subtelniejszego niż na przykład popularny clonazepam.
– Dlaczego? – Karloff był wyjątkowo dociekliwy.
– Bo clonazepam można łatwo wykryć w czasie sekcji, a także u żyjących. Wystarczą badania toksykologiczne krwi i moczu. W naszym przypadku sprawca czy też sprawcy – medyk poprawił się – mogli się posłużyć choćby rohypnolem, środkiem, który szybko obezwładnia ofiarę. Przyjmujesz dawkę i za chwilę nie wiesz, co się z tobą dzieje, dajesz się bezwolnie wyprowadzić z restauracji życzliwym znajomym, i tak dalej… Na dodatek rohypnol, i podobne środki, powoduje niepamięć wsteczną, bardzo szybko rozkłada się i wydala z organizmu, co utrudnia późniejszą diagnostykę. Takie cudeńka najlepiej podawać z alkoholem, ale można też w kanapce o jakimś zdecydowanym, wyrazistym smaku.
Z okolic zlewu znów dobiegł odgłos uświetniający debiut podkomisarza Baryki na ulicy Oczki.
Heinz milczał. Uważnie oglądał dłonie zmarłych i patrzył na ślady na nadgarstkach. Ślady walki o życie.
– Gdzie są ubrania ofiar? – zapytał Karloffa.
– Powinny być w magazynie depozytów, ale sam wiesz, jak jest…
Heinz wiedział. Nawet ubrania zatrzymane w celu zabezpieczania śladów zwyczajowo przechowywano w policyjnych pokojach, zapakowane w czarne worki foliowe.
– Będę chciał na nie rzucić okiem. I wyprowadźmy go stąd – wskazał w stronę zataczającego się Baryki. – Bo wszystko doktorowi zachlapie.
– Byłbym zobowiązany – medyk uśmiechnął się. – A w wolnej chwili polecam Bitwę o Algier.
We trzech stanęli na ulicy. Baryka wdychał spaliny samochodów z taką lubością, jakby znalazł się w barze tlenowym.