Выбрать главу

Uśmiechnął się do swoich myśli.

– A jakie wyroki dostaniemy – odgryzł się Paweł. – Zakłócanie spokoju publicznego, napaść z użyciem niebezpiecznych narzędzi… Jak stacje będą kręcić, to bez problemu nas zidentyfikują.

Mitrofanow parsknął śmiechem.

– Wot durak – powtórzył. – W bocznych ulicach zgromadzicie jeszcze ze dwustu albo trzystu sympatyków na koniach i w mundurach. Stać będą nieruchomo i tylko obserwować. Na czas szarży zakładacie na twarze pończochy albo kominiarki. Po akcji odskakujecie na boki, wtapiacie się w tłum innych kozaków, którzy nie brali udziału w zadymie, ściągacie maski, i kto was wyłuska z tłumu? Kto rozpozna? Czterystu chłopa nie wsadzą do pudła, bo nie będą mieli gdzie zmieścić. Poza tym trzystu wsadziliby niewinnych. Oczywiście, jest jeszcze inny problem. Mogą posadzić kierownictwo waszej ligi jako organizatorów. Można jednak łatwo się przed tym uchronić. Należy wierchuszkę ligi zgromadzić gdzie indziej, na przykład przed pałacem namiestnikowskim. Niech tam robią kocią muzykę i rzucają jajkami. W razie czego nie mieli pojęcia o tym, co przygotowaliście. Zresztą, jaka Liga Republikańska? Nikt z waszej organizacji nie brał udziału w szarży. Krój masek na twarzach i kominiarek wskazuje raczej, że Młodzież Wszechpolska. Liga zorganizuje konferencję prasową, gdzie odetnie się od pomysłu i udziału w zadymie.

– A jeśli gliniarze otoczą oddział lejący komuchów?

– Pokaż mi gliniarza, który spróbuje zatrzymać galopującego konia. Strzelać do was nie będą. No, mogą ewentualnie użyć broni gazowej, ale koń, potraktowany gazem, co najwyżej poniesie, a jeźdźców wyposażyć trzeba w fiolki z amoniakiem. Szybko sami się docucą.

– Mamy w Warszawie oddział gliniarzy na koniach. Patrolują parki. Mogliby…

– Co ty. Po pierwsze, ich tam nie będzie, bo skąd mieliby wiedzieć, że szykuje się taka awantura. Po drugie, nawet jeśli przyjedzie ich pięćdziesięciu, o ile jest aż tylu, ja nigdy nie widziałem więcej niż trzech naraz, to i tak macie dwukrotną przewagę liczebną, a łącznie ze statystami – sześciokrotną. Nie odważą się.

Roześmiał się ponownie. Otworzył kolejną puszkę piwa.

Zajmował się właśnie tym, pomyślał Paweł. Prowokacją i rozbijaniem demonstracji.

Robert był już nieco wstawiony.

– Stosowaliście tortury? – zapytał.

– Czy ja stosowałem tortury? – zdziwił się Omelajn. – Oczywiście. Większość pękała na sam widok narzędzi. Ale czasami trzeba było trochę pomóc. Mieliśmy bardzo nowoczesny sprzęt. Tyle tylko, że rzadko mogliśmy go używać.

– To nieludzkie – zaprotestował Paweł.

– Też tak wtedy myślałem. Ale wystarczyło mi popatrzeć, co robią bolszewicy i przeszły mi wszystkie wyrzuty sumienia. Poza jednym. Zsyłaliśmy tych zafajdanych rewolucjonistów na Sybir. A trzeba ich było likwidować tam na miejscu, w piwnicy. Likwidować, jak plugawe robactwo. Kiedy pomyślę, że mieliśmy w celi Feliksa Dzierżyńskiego i pozwoliliśmy mu żyć…

Twarz starca zbladła, a na policzki wystąpiły czerwone plamy. Łyknął pospiesznie trzy tabletki. Paweł wzdrygnął się, choć nie mógł odmówić racji staremu agentowi. Już prawie przysypiał na krześle za stołem, gdy pomarszczona ręka rozgarnęła dzielącą ich pryzmę pustych puszek. Powykręcanymi od artretyzmu palcami Mitrofanow złapał chłopaka za klapy i, przyciągnąwszy go, wysyczał mu prosto w twarz pytanie:

– Uważacie swój kraj za wolny i niepodległy?

– Tak. Tak właśnie uważamy.

– Wasz kraj nie będzie wolny, dopóki jego terytorium nie opuści ostatni socjalista.

***

– A coś takiego niepotrzebne? – zapytał antykwariusz, zdejmując z półki niedużą, rzeźbioną skrzyneczkę.

Omelajn aż się poderwał z wózka inwalidzkiego, na którym siedział.

– Od spodu jest wypalona litera?

Antykwariusz uniósł brwi ze zdziwienia.

– Skąd pan wiedział?

– Wewnątrz jest obrazek, wykonany ołówkiem na tekturce, przedstawiający młodą dziewczynę.

– Tak…

– Ciekawe. Miałem ją w ręce w 1910, dowiedziałem się, jak powstała…

– Do mnie też wróciła. Sprzedałem ją takiemu młodemu chłopakowi, a w jakieś pięć miesięcy później przyniosła mi ją jakaś babina. Zaklinała się, że jest w jej rodzinie od czasów wojny…

– Ile?

– A ile jest dla pana warta?

Starzec popatrzył w zadumie na Pawła i Roberta.

– Dacie radę pobić go i odebrać mu ją siłą?

– Jestem wrogiem przemocy – powiedział Paweł. – Myślę, że nie będzie chciał za nią dużo. Nie ma jej na zdjęciach.

– To było wcześniej. Pierwszy ślad… Nie jest nam potrzebna, ale miło byłoby ją mieć. Sto złotych – rzucił znienacka, wbijając wzrok w sprzedawcę.

– Sto złotych – powtórzył w zadumie antykwariusz. – Pan jest dobrym klientem. Niech ją pan weźmie na pamiątkę.

Pokrzywione palce zacisnęły się na rzeźbionym drewnie jak szpony.

– Błagadariu!

Otworzył wieczko i wpatrzył się w podobiznę dziewczyny.

– Tatiana Breszko-Breszkowska – powiedział nieoczekiwanie. – Wnuczka znanej rewolucjonistki i mistyczki. To go przyciągnęło. – Pokazał umieszczony pod obrazkiem adres. – Ona tam nie mieszkała, tylko artysta, który ją sportretował. Chłopak, który kupił skrzyneczkę, miał krótko obcięte włosy, brązowe oczy i kolczyk w lewym nozdrzu?

– Skąd pan wie? – zdumiał się antykwariusz.

– Spotkaliśmy się. Niech się pan nie zdziwi, gdy za kilka dni pudełeczko wróci do pana w rękach jakiegoś starego człowieka, który powie, że jest ono w posiadaniu jego rodziny jeszcze od pierwszej wojny światowej.

– Wyjaśni mi to pan? Jakaś gra?

– Gra. To dobre określenie. Gra się ludźmi. Zna się pan na polityce? Albo na szachach?

– Słabo.

– Politykę tworzy jeden człowiek. Narzuca swoją wolę całej reszcie ludzkości. Wystarczy zbić jednego pionka na szachownicy i wszystko się zmienia. Król musi uciekać. Albo następuje mat. Biały król wykona roszadę. Hetman zasłoni go od tyłu i weźmie na siebie całą odpowiedzialność i całe ryzyko. Pionek z tej samej drużyny zabił hetmana. Ale zbuntowany pionek może zostać wyeliminowany. Wyeliminowany bez litości. Wcześniej. Jeśli czarne się ruszą, białe będą stać nieruchomo i w rezultacie wezmą całą pulę, gdy nadejdzie odpowiedni czas.

Rozmarzony wzrok zmętniał. Wstrząsnęły nim drgawki, ale po chwili przeszły. Z kieszeni wyjął figurkę gońca. Gońca, pociągniętego czerwonym lakierem do paznokci. Niespodziewanie jakby się obudził.

– Dziękuję panu – powiedział sprzedawcy. – Chłopaki, do samochodu.

Pchnęli fotel inwalidzki przez wąskie drzwi antykwariatu. Zanim wepchnęli go z wózkiem do auta, zdążył sprawdzić, że w pudełeczku zmieści się bez problemu czterdzieści płytek CD-ROM.

***

Jeszcze jeden hak, kilka uderzeń młotkiem… Po kilku minutach pielęgniarz mógł wwieźć triumfalnie starca na wózku do pokoju, którego ścianę ozdabiał obraz. Omelajn uśmiechnął się.

– Wystarczy – powiedział. – Nie kupujcie już nic więcej. Tylko jeszcze jedno. – Zwrócił wzrok na Pawła. – Na Stadionie Dziesięciolecia, na koronie siedzi Polak, który handluje carskimi rublami w papierkach. Kup wszystkie. Dziś wieczorem chyba będzie burza.

– Zapowiadali w telewizji – powiedział Robert.

– Dobrze. Wejdziesz na dach i umieścisz tam stalowy pręt tak, jak poleciłem. Do dzieła. Do południa chcę, żeby wszystko było skończone.

Z kieszeni szlafroka wydobył rewolwer i zakręcił go na palcu, jak kowboj z westernu. Uśmiechnął się przy tym szeroko.