Выбрать главу

– Goniec bije piona – powiedział radośnie. – Szachy to gra, która wymaga porządku. Nie ma w niej miejsca na figury, które się buntują.

***

Paweł wrócił po dwu godzinach. Przywiózł piętnaście tysięcy rubli w banknotach o nominałach sto i pięćset. Mitrofanow uśmiechnął się, znowu asymetrycznie, jedną połówką ust. Z parapetu zdjął czarny neseser. Walizeczka była stara jak świat, rogi wzmocnione miała srebrzonymi okuciami z brązu, rączkę wykonano z hartowanej stali. Palisandrowy szkielet obciągnięto wołową skórą. Piękny, niezniszczalny wyrób. Starzec otworzył ją za pomocą kluczyka, który wisiał na dewizce jego zegarka. Wewnątrz była istna fortuna. Grube pliki banknotów stu – i pięćsetrublowych. Zwitki mniejszych nominałów wypełniały ciasno resztę wnętrza. Mężczyzna przeliczył je szybko.

– Łącznie z tym, co przyniosłeś, dwa miliony osiemset pięćdziesiąt tysięcy rubli, i mały ogonek – powiedział z pewną dumą.

– Sądzi pan, że po reprywatyzacji w Rosji te pieniądze odzyskają swoją wartość? – zagadnął Robert.

Omelajn parsknął śmiechem. Strużka śliny pociekła mu aż na szyję.

– Nie będzie reprywatyzacji – powiedział. – Nie będzie nacjonalizacji. Będzie święta własność prywatna. Na zawsze. To jest wasze honorarium. – Wyjął z kieszeni gruby plik dolarów i podzielił na dwie, mniej więcej równe części.

– To znacznie więcej, niż się umawialiśmy – bąknął Paweł.

– Mnie nie będą już potrzebne – odparł. – Ale zostańcie ze mną jeszcze do szóstej wieczorem.

– Coś się wydarzy?

– Tak. Laufer wykonuje skok i bije pionka.

Twarz starego człowieka wykrzywiła się w dość paskudnym uśmiechu. Z kieszeni wyciągnął paręnaście kartek odbitych na ksero. Spomiędzy nich wyciągnął, także odbite na ksero, zdjęcie.

– Bogrow – powiedział z nienawiścią, pokazując im fotografię. – Ten człowiek ma na sumieniu dwieście pięćdziesiąt milionów ofiar komunizmu. Zabiję go. Wcześniej. Miał tu zabić jednego rewolucjonistę, dwa domy stąd. I zabił. Przyszedł do niego jak przyjaciel. Przyniósł butelkę francuskiego wina…

Zakaszlał.

– Pionek. Jeden zafajdany mierzawiec. Ale do czasu. Do czasu. Chcecie, to wam coś opowiem. Przesadźcie mnie. – Wzrokiem wskazał krzesło przy stole.

Pomogli mu. Z torby wyjął pudełko. Przesunął palcami po jego rzeźbionym wieczku.

– W 1909 urządziliśmy nalot na jeden lokal. Przypuszczaliśmy, że mieszkają tam anarchiści. Mieliśmy rację, mieszkali. Zastrzelili czterech policjantów i przedarli się. Jeden został w budynku i zdetonował bombę. Spod gruzów wyciągnęliśmy rannego chłopaka. Widywałem wielu dziwnych typków, ale nigdy takiego z kolczykiem w nosie. Miał przy sobie tę skrzyneczkę. Przy wybuchu zwaliła się na niego ściana, miał zgniecioną miednicę. Podaliśmy mu opium, ale to mogło tylko złagodzić ból. Powiedział, że pokochał dziewczynę z rysunku. Kupił ten drobiazg w antykwariacie, starał się ustalić, kim była, i poszedł pod napisany adres. Gdy wchodził do bramy, w dom uderzył piorun. Cofnął się w czasie. Odnalazł Tatianę, ale ona go nie przyjęła. Pozwoliła mu zanocować w tym mieszkaniu, a nad ranem wpadliśmy tam my. Zachowałem tę skrzynkę na pamiątkę i straciłem ją w czasie powstania pod ruinami zburzonego domu. Ale jest zapętlona, więc wróciła. Zabiorę ją ze sobą z powrotem do carskiej Rosji. A potem wypuszczę z rąk, żeby mogła trafić do antykwariatu i, razem z chłopakiem, wrócić jeszcze raz.

Przerwał opowieść i popatrzył na nich triumfująco.

– On cofnął się w czasie? Ten z kolczykiem? – zapytał Paweł.

– Tak. I mam dowody, że nie tylko on. Ja też.

– Ale to niemożliwe!

Mitrofanow wyjął z kieszeni swój złoty zegarek. Zręcznie podważył kopertę z tyłu. Była podwójna. Spomiędzy dwu warstw złotej blachy wyjął monetę i rzucił ją na stół. Paweł podniósł wytarty nieco krążek.

– Pięć groszy – stwierdził ze zdziwieniem.

– Zobacz z drugiej strony.

Obrócił ją w palcach.

– Dwa tysiące pierwszy rok – szepnął…

– Wybiją ją za dwa lata. – Uśmiechnął się starzec. – Chłopak z kolczykiem w nosie nadal chodzi po ulicach i ma przy sobie skrzyneczkę. Za dwa lata wejdzie w bramę tego domu podczas burzy i się cofnie. Ale ja znam dokładną datę mojego przeniesienia. Portalu użyto jeszcze raz. Co najmniej jeden raz. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Człowiek, który wówczas z niej wyszedł, zmarł wkrótce. Miał zaawansowaną chorobę popromienną, tak w każdym razie potem wydedukowałem. Czytałem raport z jego sekcji, a dopiero czterdzieści lat później spadły pierwsze bomby atomowe. Znaleziono przy nim wiele dziwnych przedmiotów. I jeszcze dziwniejszych monet. Mieliśmy tu, w cyrkule, takie małe pomieszczenie. Coś jak archiwum X. – Roześmiał się z własnego porównania. – W ciągu stu lat nagromadziło się trochę dziwnych rzeczy. Oglądałem je… Ale czas się kończy. Nie będę was zanudzał szczegółami.

– Jakich rzeczy? – zaciekawił się Robert.

– Na przykład monety. Z 2068 roku. Powiem tylko tyle, że napisy na nich wykonano po rosyjsku. Cyrylicą, choć nieco zreformowaną.

– Więc ten dom… – zaczął pielęgniarz.

– Ten dom to brama w przeszłość. Ale żeby się otworzyła, trzeba zachować warunki i dostarczyć energii. Tak mi się przynajmniej wydaje. Może ta burza to przypadkowa zbieżność? Może trzeba mieć przy sobie zapętlony przedmiot, a może wystarczy znać czas otwarcia? Ja, w każdym razie, zabezpieczyłem się na wszystkie ewentualności.

Z albumu wyjął fotografię, przedstawiającą leżącego na podłodze mężczyznę z roztrzaskaną głową.

– To ja. Już raz cofnąłem się w przeszłość. Wtedy Bogrow był szybszy. Tym razem moja kolej.

Za oknem zagrzmiało.

– Któryś z was ma dzisiejszą gazetę. – W jego głosie zabrzmiała żelazna pewność.

– Ja mam. I co z tego?

– Odkupię ją od ciebie.

Z kieszeni wyłowił złotą dziesięciorublówkę. Robert wyjął z torby poskładaną gazetę. Starzec otworzył walizeczkę z rublami. Gazetę włożył do środka, a spod warstwy banknotów wyjął jakiś pożółkły strzęp. Rzucił go obojętnie na podłogę.

– Chrońcie to miejsce – powiedział poważnie. – Kiedyś może wam się przydać. I obserwujcie. Ktoś może stąd jeszcze wyleźć.

Piorun uderzył gdzieś blisko. Omelajn uśmiechnął się szeroko.

– Już prawie szósta. Uderzenie pioruna namagnesuje zegarek. – Pokazał wiszący na dewizce czasomierz. – Stąd znam godzinę. Lepiej nic nie kombinujcie.

Czekali. Zagrzmiało ponownie, bliżej.

– Laufer bije pionka. Figury na szachownicy odnajdują swoje przeznaczenie – wyszeptał agent.

Uderzył piorun. Gdy porażeni nagłym rozbłyskiem odzyskali wzrok, stwierdzili, że starca na krześle już nie ma. Rozejrzeli się zdezorientowani. Ich twarze wykrzywiły się w grymasie przerażenia. Zaczęli rozumieć.

– O kurczę! – krzyknął Robert. – Uciekł w przeszłość?

– To niemożliwe! Może piorun go spopielił?

Nigdzie w pokoju nie widać było śladu ciała. Zniknęła walizeczka z rublami, pudełko i notebook.

– Wziął ze sobą skrzynkę, CD-ROM-y, swój komputer i prawie trzy miliony rubli gotówką. Wtedy go zabili… – wyszeptał Paweł.

– Zabrał rewolwer. Tym razem on będzie lepszy. Szybszy. Boże, co za mętlik. Laufer spoza szachownicy… To on. A pionek?

– Zabije Bogrowa, żeby ten nie zabił Stołypina?

– Tak. Będziemy graniczyć z Chinami, tylko to nie będzie Polska, ale Prywiślanskij Kraj. Wyobrażasz sobie pierwszą wojnę światową z użyciem migów, kałaszy i broni jądrowej? Chyba że wyładowanie energii rozmagnesuje dyski…