Выбрать главу

– A co zrobimy, jeśli trafi do rezerwatu?

***

Przedrewolucyjna burżuazja nie żałowała pieniędzy na swoje zachcianki. Pamiętam jak dziś jednego z tych paniczyków. Przyszedł do naszych Zakładów Puntiłowskich z jakimś polskim inżynierkiem. Gadali, że to prawdziwy hrabia, w każdym razie nasz dyrektor tylko czapkę przed nim zdjął. Arystokrata plany rozwinął i wyjął książeczkę, taką do wypisywania czeków.

A potem zaczęła się robota. Dzień zamieniał się w noc, a my godzinami staliśmy przy rozpalonych piecach martenowskich. Jak się okazało, hrabia zamówił dla siebie lufę działa, idiotycznej długości dwudziestu arszynów. Jakby tego było mało, kazał odlać ją z najlepszej stali i nagwintować na całej długości.

Do czego chciał strzelać, czort go wie. Majster, zanim zginął, zastrzelony podczas strajku w 1905, mówił, że to do wystrzeliwania pocisków w kosmos. Tak, dla durnego pomysłu zaśmiecania innych planet, pot i krew robotników w naszej fabryce wyciskano.

K.W. Iwanow,

Wspomnienia starego metalowca,

Leningrad 1948

***

W Moskwie nietrudno o antykwariat. Jest ich co najmniej kilkadziesiąt. Zdecydowana większość mieści się w centrum miasta. Niestety, są to instytucje wyłącznie państwowe, a co za tym idzie, nie sposób znaleźć w nich rzeczy naprawdę ciekawych. Jeśli poszukujemy książek Zamiatina, Awerczenki, Wojnowicza oraz innych autorów, którzy okazali się wrogami ludu, musimy poświęcić na to sporo czasu.

Jeśli pałamy chęcią posiadania wydanych przed rewolucją dzieł uczonych, których władza radziecka skazała na zapomnienie, możemy stracić na to nawet wiele miesięcy. Nasze poszukiwania warto rozpocząć od dziadków-bukinistów, siedzących na jednym z kilku moskiewskich bazarów.

Staruszek taki na pierwsze pytanie odpowie najprawdopodobniej wzruszeniem ramionami. W jego łaski wkupywać się trzeba tygodniami. Po piątej, szóstej wizycie, gdy zakupimy całą masę zupełnie nam niepotrzebnych książek w rodzaju podręcznika budowy kesonów (Moskwa 1907), dziadek odrobinę zmięknie. Wstanie wówczas ze skrzynki, na której siedzi, i wyjmie jej zawartość na ladę. Zobaczymy wówczas prawdziwe cuda, na przykład opis Sankt Petersburga z 1735 roku czy przedrewolucyjny przewodnik po cerkwiach Tobolska. Ceny tych dzieł są porównywalne z ich wartością, czyli zazwyczaj horrendalne. Jeśli jednak zależy nam na przyjaźni antykwariusza, musimy przepuścić równowartość kilku ładnych pensji i cierpliwie kupować jego skarby. Po zakończeniu podchodów możemy opylić je w państwowym antykwariacie, co pozwoli odzyskać mniej więcej połowę zainwestowanej sumy.

Jeśli zdobędziemy zaufanie, dziadek zaprosi nas do swojego mieszkania. Tam, najczęściej wśród tysięcy książek, znajdziemy to, czego szukaliśmy. Podobno istnieją miłośnicy literatury, którym zdarzyło się przeniknąć nawet do zakamuflowanych magazynów moskiewskich bukinistów. Legenda głosi, że przechowują w nich książki z tajnej biblioteki Iwana Groźnego, ukrytej w lochach pod Kremlem i oficjalnie nigdy nie odnalezionej. Ponoć widziano tam odbijane z powielacza wspomnienia religijnych wizji, które miał Jurij Gagarin, lecąc w kosmosie. Ktoś podobno widział nawet list miłosny Włodzimierza Lenina do pewnej arystokratki.

Profesor Filipow znał większość moskiewskich handlarzy książek. Oni też, po kilku latach, uznali go za swego, choć nigdy nie dostąpił zaszczytu zaproszenia do magazynów. Gdy tego czerwcowego popołudnia pojawił się na bazarze, zewsząd witały go przyjazne uśmiechy. Szedł powoli, pozdrawiając znajomych, aż wreszcie zatrzymał się przed najstarszym dziadkiem, Isaakiem Rabinowiczem, który z racji wieku i ogromnej wiedzy był swojego rodzaju szefem targowiska.

– Witam, Siergieju Iwanowiczu – powiedział stary handlarz, lekko mrużąc czarne oczy. – Czym mogę służyć?

Profesor z przyzwyczajenia rozejrzał się wokoło. Zniżył głos do szeptu:

– Szukam prac hrabiego Kokuszewa-Mirskiego.

Staruszek milczał dłuższą chwilę. Astronom znowu poczuł lekkie ukłucie niepokoju. Zaraz jednak minęło. Dziadek go nie sypnie.

– Za te książki rozwalono więcej ludzi, niż w tej chwili chodzi po tym targowisku – oznajmił wreszcie cicho starzec.

– Co w nich było? – zdziwił się Filipow.

– Nie wiem, nie brałem tego na wszelki wypadek do ręki.

– A więc widzieliście je…

– Tak. – Księgarz zamilkł.

– Chciałbym je kupić lub chociaż pożyczyć. Cena nie gra roli…

Milczenie trwało tym razem dobre trzy minuty. Wreszcie dziadek lekko potrząsnął głową.

– Nie mogę pomóc. Musisz skontaktować się z królem. Może on będzie miał je w swoich zbiorach. A może i nie… Za książki Trockiego wysyłano do łagrów. Za Kokuszewa pod ścianę… Nawiążę kontakt z królem. A ty… Przejrzyj pamiętniki Popowa. Tylko zdobądź wydanie z lat dwudziestych.

Profesor spojrzał zaskoczony na bukinistę.

– Poznam króla? – zdziwił się.

– Może…?

Filipow słyszał o nim legendy. Król był niekoronowanym władcą wszystkich antykwariuszy. Przez jego ręce przechodziły najcenniejsze i najrzadsze pozycje. Podobno miał sto lat, sto tysięcy książek i ukrywał się przed KGB od chwili powstania tej instytucji. Starzec niechętnie kiwnął głową.

– Idź już – rozkazał. – Zadzwonię. I pamiętaj…

– Wiem. Nikomu ani słowa.

Wiatr, nagłymi podmuchami przetaczający się przez targowisko, pachniał stepem. Ale Siergiej poczuł mrowienie starych blizn po odmrożeniach. Wystarczyło, by przymknął na chwilę oczy i pod powiekami pojawiał mu się obraz szarej doliny i poprzekrzywianych baraków, wzniesionych z pociemniałego ze starości drewna.

***

W naszych zbiorach nie stwierdziliśmy obecności żadnych meteorytów pochodzących z Grenlandii. Wedle zachowanych inwentarzy, nigdy takowych nie posiadaliśmy.

Z listu akademika W. I. Szczukina

do prof. Siergieja Filipowa

***

Profesor Filipow siedział w czytelni ogólnej biblioteki Akademii Nauk. Zazwyczaj zajmował stolik koło okna, dziś jednak jego ulubione miejsce było zajęte. W cieple blizny po odmrożeniach przestawały swędzieć…

Pamiętniki inżyniera Aleksandra Popowa liczą sobie dwa tomy po przeszło sześćset stron każdy. Popow pisał dziennik przez całe swoje życie, notując skrzętnie dzień po dniu, poczynając od studiów na politechnice w Petersburgu, aż po przegrany wyścig do Nagrody Nobla, wydartej mu sprzed nosa przez Guglielmo Marconiego, który w oczach świata zachodniego do dziś uchodzi za twórcę radia. Jakby wredni imperialiści nie potrafili zestawić dwu dat i określić, która jest wcześniejsza…

Astronom kartkował drugi tom. Przeczuwał, że to, czego ślady spodziewał się odszukać, nastąpić musiało pod koniec życia inżyniera. Wreszcie znalazł… Szybko zamówił kolejne pozycje: dzieła profesora Szkłowskiego i wielkiego teoretyka astronautyki, Ciołkowskiego. To były ogólnie dostępne książki. Lęk minął…

***

Badania te po wsze czasy zapiszą się złotymi zgłoskami w annałach ludzkości. Jako pierwsi udowodniliśmy niezbicie, że na Marsie istnieje rozumna cywilizacja, posługująca się radiem z równą łatwością, z jaką my przywykliśmy używać telegrafu.

A.I. Popow,

Perspektywy rozwoju ruchu radiowego,

Rękopis niepublikowany z ok. 1901 r. w zbiorach

Kazańskiego Instytutu Radiotechnicznego