Twarze pozostałej trójki wykrzywiły złośliwe uśmiechy.
– Są dowody – powiedział kapelan. – Cała skrzynka.
Postawił drewnianą skrzynkę na stole i wydobył z kieszeni kawałek pergaminu.
– Znaleźliśmy podczas przeszukania jej komnaty, co następuje: Wstążek do włosów sztuk osiemdziesiąt jeden.
– Ile?
– Osiemdziesiąt jeden. Ponadto ziemię z cmentarza. – Potrząsnął niedużym woreczkiem. – Różnych dziewczęcych fatałaszków nie będę nawet wspominał. Ponadto sześćdziesiąt groszy srebrnych i dwa złote dukaty, które skonfiskowaliśmy.
– Na jakiej podstawie?
– Na potrzeby stanu duchownego.
– Do konfiskat mienia osób, oskarżonych o czary, uprawniona jest jedynie Święta Inkwizycja, która może z nich później wypłacić nagrody dla osób przyczyniających się do ujęcia czarownicy.
– Nie jesteśmy w Hiszpanii, inkwizytorze.
– Bulla papieska zezwala nam ścigać czarowników i heretyków na terenie całego świata podległego władzy kościoła rzymskiego. Pieniądze tedy dziewczynie zwrócicie, a gdyby okazała się być czarownicą, jej ojcu przypadną.
– Ponadto znaleźliśmy kilka kart pergaminu pokrytych rysunkami, a Pismo przecież mówi, że kobieta nie będzie zajmować się sztukami wyzwolonymi…
– Jakie pismo? – zdumiał się Torralba.
– Pismo Święte – wyjaśnił proboszcz z wahaniem.
– Zechciej mi tedy, bracie, przytoczyć stosowny ustęp, gdyż najwyraźniej zawiodła mnie pamięć.
Duchowny zamilkł skonfundowany. Inkwizytor znowu zaczął przechadzać się po izbie.
– A skąd ta ziemia? – Wbił wzrok w podsądną.
– Z cmentarza. Podobno przynosi szczęście…
– Raczej nie.
Pablo de Torralba przysiadł ciężko na stole i, otworzywszy jedną z leżących na blacie książek, czytał przez chwilę. Gdy znowu się odezwał, w głosie jego słychać było wyraźnie zmęczenie.
– Podręcznik dobrej spowiedzi brata Rudolfa, w opactwie cysterskim Rudy spisany podaje, że ziemi z cmentarza używają kobiety, aby przywiązać do siebie męża lub ukochanego. Tak było?
– Nikt jeszcze nie składał mojemu ojcu takich propozycji.
– Kobieta często sama szuka dla siebie mężczyzny. A upatrzywszy jakiegoś, gestami zachęca go do poufałości. Jesteś jeszcze virgo intacta?
– Jestem dziewicą – potwierdziła.
– Jeśli nie macie innych dowodów, to uwolnię ją z zarzutu głównego i uznam jedynie winną czarów w obronie własnej i bałwochwalstwa, obu czynów popełnionych z nieświadomości.
– Nie! – wrzasnęły zgodnie trzy gardła, a trzy pięści wylądowały z hukiem na stole.
Na inkwizytorze nie zrobiło to wrażenia.
– Wybaczam wasze niestosowne zachowanie i słucham, co macie do powiedzenia.
Kapelan uśmiechnął się jadowicie i położył na stole kilka kart pergaminu. Torralba wziął je do ręki i zaczął przeglądać z zaciekawieniem wykonane węglem szkice. Pierwszy przedstawiał zamek w Uchaniach, widziany jakby trochę z góry.
– Tylko lecąc na miotle, mogła zobaczyć warownię w ten sposób – podpowiedział feudał.
Drugi szkic przedstawiał księdza, jak półprzytomny z przepicia wywraca dzban z winem. Na trzecim krąg kobiet bił pokłon wielkiemu, czarnemu psu. Na czwartym czarownica na miotle leciała ponad kościołem. Na piątym widniała postać nagiej dziewczyny. Inkwizytor obejrzał wszystkie dwadzieścia. Pochylił smutno głowę.
– Ty to rysowałaś? – zapytał cichym, zgaszonym głosem.
– Tak.
– Dlaczego to zrobiłaś?
– Nie wiem, panie. Rysowałam, co widziałam w snach.
– Obnaż ramiona.
Monika uczyniła, co kazał, silny rumieniec okrasił jej twarz. Torralba przyglądał się dziewczynie dłuższą chwilę.
– Skąd masz to znamię – zapytał, dotykając jej ręki powyżej łokcia.
– Rozdrapałam krostkę.
– Powtórzysz to pod przysięgą?
– Tak.
– Kłamie! – wrzasnął pan zamku. – To ślad pocałunku diabła. Zaprzedała mu się.
Torralba uciszył go jednym gestem.
– Ubierz się – polecił. – Co wiecie o opętaniu?
– Niewiele – przyznał niechętnie proboszcz. – Wiemy, że szatan może wejść w człowieka i tam pozostawać. Czasem daje się egzorcyzmować, ale nie zawsze skutecznie.
Przedstawiciel Świętego Oficjum uśmiechnął się smutno.
– Czasami diabeł może wejść w człowieka bez jego wiedzy i zgody. Siedzi wówczas w środku i popycha go do szaleńczych czynów. Miewaliśmy podobne przypadki w Hiszpanii. Nie ma w tym winy ze strony niewiasty.
– Więc co mamy robić? – zapytał Uchański.
– Zabrnęła zbyt daleko. Jedynym wyjściem jest stos – powiedział inkwizytor.
Monika krzyknęła z przerażeniem. Była już prawie pewna, że uda się jej uniknąć śmierci.
– Słusznie – powiedział kapelan mściwie. – Niech spłonie.
Hiszpan popatrzył na niego zimnym, twardym wzrokiem.
– Dlaczego słusznie? Czyżbyś się cieszył, bracie, z tego, że jej młode życie zostanie jutro przerwane?
– Dlaczego nie? Przecież to czarownica!
– Nie z jej winy. Stos jest dla niej jedynym ratunkiem.
– Drwisz z nas? – krzyknął proboszcz. – Stos jest karą!
– Wybaczcie, bracia, ale wasz pogląd jest całkowicie mylny. Dostrzegłem to już rankiem, gdy słuchałem waszych słów. Wydaje wam się, że czarownice i heretyków…
– U nas nie pali się heretyków.
– Tak… Uważacie, że czarownice pali się na stosie, aby zadać im cierpienia. Tak też jest istotnie. Ale co dzieje się z duszą wiedźmy później?
– Oczywiście idzie do piekła!
– Mylicie się, bracia. W pierwszych wiekach istnienia chrześcijaństwa stosowano niezwykle rzadko drugi rodzaj chrztu. Chrzest przez ogień. Stosowano go, gdy poganin, pragnący wstąpić do gminy chrześcijańskiej, umarł przed otrzymaniem tego pierwszego sakramentu. Palono wówczas jego ciało, aby je obmyć z grzechów ogniem, który będąc symbolem Ducha Świętego, ma największą moc oczyszczającą. Jeśli my, inkwizytorzy palimy kogoś na stosie, dokonujemy całkowitego oczyszczenia jego duszy. Jeśli byłby to poganin, wystarczyłby sakrament z wody, jednak większość czarownic i heretyków była już raz chrzczona. Wówczas pozostaje nam ta możliwość jako smutna ostateczność. Zamilkli. Inkwizytor skłonił głowę i wyszedł.
Monika siedziała w swojej celi łkając. Rozległo się pukanie i do środka wszedł Pablo de Torralba. Inkwizytor.
– Nie smuć się – powiedział.
– Wyjdźcie, panie. Nie mam ochoty was oglądać.
– Jestem twoim przyjacielem. Przyszedłem dodać ci otuchy przed jutrzejszym dniem.
– Nie jesteś moim przyjacielem.
– Przyjąłem za ciebie najwyższą odpowiedzialność. Rano osobiście przeprowadzę cię przez bramę do nieba.
– Słyszałam, co mówiliście. Ile grzechów ściągnęliście na siebie, podpalając stosy? Ile cierpień…
– Z mojej ręki nie zginął żaden niewinny. Zresztą, my nie skazujemy nikogo na śmierć. Przeprowadzamy tylko śledztwo i przekazujemy podsądnego władzy świeckiej. Bóg mnie powołał, abym stał się inkwizytorem. Cierpię za każdym razem, gdy stwierdzę czyjąś winę, za każdym razem, gdy podpalany jest stos. Cierpienie częściowo zmazuje moje grzechy. Ale, oczywiście, nie do końca. Gdy Bóg da mi znak, skończę swoją pracę dla Niego z ulgą.
– Czy musisz mnie zabić?
– Czy wolisz jutro wieczorem wieczerzać w raju, czy błąkać się po ziemi, brukając się w coraz większym grzechu, z diabłem w duszy, aż do śmierci, która nie zmyje z ciebie nawet dziesiątej części łuta twoich win?