Выбрать главу

To nie mógł być wilk. Ale postanowiłem zachować od tej pory ostrożność. Zdziczałe psy też bywają niebezpieczne…

***

Sławek oddychał ciężko.

– Odchodzi. Ale idzie koroną trzeciego wału, z góry ma dobry widok na okolicę. Musimy przeczekać.

– Brak kondycji – zganiła go siostra.

Siedzieli pięć minut. Wreszcie chłopak wstał, otrzepał ręce z ziemi i podniósł leżący pod krzakami plecak. Zarzucił sobie na ramię i podjął wędrówkę. Ledwo widoczna ścieżka kończyła się niewielkim gruzowiskiem. Tu nie zostawią śladów. Spomiędzy cegieł wyrastały cztery karłowate brzózki. Wokoło rozciągał się zagajnik osłaniający miejsce transferu przed oczyma postronnych. Sławek wypakował plecak. Sześć pudeł oklejonych pianką, w każdym po kilkadziesiąt mikroprocesorów. Spora paczka płyt CD-ROM, bracia zebrali masę danych… Wreszcie paczka gazet.

Siostra też wyjmowała pakunki. Nie musieli się porozumiewać, rutyna… Położył między drzewkami pudełko z układem inicjującym i cofnął się pospiesznie.

– Dwie minuty do transferu – powiedział, patrząc na zegarek.

Powietrze zasnuł opar, kolumna z mgły miała dwa metry wysokości i około siedemdziesięciu centymetrów średnicy. No, to do dzieła.

Ujął pierwszą paczkę i rzucił przez bramę. Zniknęła. Po chwili kolumna zalśniła na moment zieloną barwą. A zatem przesyłka została odebrana.

– Jest sygnał. – Nina puściła czerwony strumień światła. – Rzucaj następne.

Potem dziewczyna rzuciła swoje paczki, wreszcie ostatnia. Teraz Sławek wyjął z kieszeni latarkę z wymiennymi szkłami. Przestawił na zielone i zaświecił w mgłę. Ich kolej. Coś brzęknęło na kamieniach. Schylił się, podniósł dwie sztabki złota. Umieścił je troskliwie w kieszeni. Puścił raz jeszcze snop światła. Wypadł aluminiowy tubus z instrukcjami. Trzy zielone błyski, koniec transmisji. Podniósł moduł. Mgła powoli opadała ku ziemi i po chwili polanka wyglądała zupełnie zwyczajnie.

***

Vlana przeciągnęła się w trumnie i podniosła wieko. Święto państwowe, można dłużej pospać… Ale nie chciało się jej. Pstryknęła pilotem, uruchamiając telewizor: brazylijska telehorrornowela „Krwawa smuga”. Przez chwilę patrzyła, jak trzy człowieki, uzbrojone w pistolety na srebrne kule, robią totalną rzeź w bursie dla licealistek. Zniesmaczona zmieniła kanał. Tutaj leciał jeszcze gorszy horror, dla odmiany spiracony z telewizji drugiego świata. Blondynka o imieniu Buffy wykańczała kolejnego fajtłapowatego wampira. Ech, te człowieki, co też im w głowach siedzi, takiego gniota nakręcić… Co na trzecim programie? Audycja kulinarna. Czym karmić owcę, żeby jej krew nabrała aromatu suszonych śliwek… Czwarty program, reklama krwi „Łaciatej”. Piąty, reportaż z badań archeologicznych w Ameryce Południowej. Wyłączyła odbiornik.

Trzasnęły drzwi wejściowe. Ojciec. Znowu obradowali przez cały dzień… Wyszła mu na spotkanie. Jeden rzut oka powiedział jej wszystko.

– Nie zgodzili się?

– Niestety… – Pokręcił głową. – Jesteś gotowa?

– Oczywiście. Kiedy mam lecieć?

– Dzisiejszej nocy.

***

Drugi dzień w nowej szkole. Oswajałem się z miejscem. Wiedziałem już, gdzie są nasze sale i pracownie, gdzie kibel, gdzie wisi plan lekcji wszystkich klas. Rozpoznawałem kolegów po twarzach, a niektórych nawet kojarzyłem z imienia. Ale jednocześnie oswoiłem się na tyle, by obudziły się dawne instynkty. Nienawiść do szkoły, niechęć do pisania w zeszycie, awersja do nauczycieli i samego procesu dydaktycznego.

To tylko rok, powtarzałem sobie. Jeszcze tylko kilka miesięcy, matura i koniec tych męczarni.

– Dwanaście lat, jak w pudle, w towarzystwie psychopatycznych strażników i to wszystko bez wyroku – powiedział półgłosem Sławek.

Włoski na rękach stanęły mi dęba. Nie dziwiłem się już, że nikt nie chciał siedzieć z nim w ławce.

Lekcja historii. A właściwie powtórka przed maturą. Nauczycielka przypominała kubek w kubek tę, która zatruwała mi życie w poprzedniej szkole. Głupia, niedouczona, złośliwa. W życiu niewiele przeczytała poza podręcznikiem. Słuchałem jej głosu, mówiła monotonnie, nudno, referowała koncepcje, które dawno już zweryfikował rozwój nauki. Przez ostatnie dziesięć lat nie interesowała się odkryciami ze swojej dziedziny. Skąd oni biorą takich belfrów? Klonują w jakiejś podziemnej fabryce?

– Myślę, że system nastawiony jest na odsiewanie tych inteligentniejszych – szepnął uprzejmie Sławek.

Spojrzałem na niego zupełnie dzikim wzrokiem.

– Czytasz w moich myślach?!

W tym momencie zareagowała baba:

– Rychnowski, coś ty taki rozmowny? Chodź no tu do tablicy.

Powlokłem się niechętnie.

– No więc, co masz nam do powiedzenia na temat chrztu Polski?

Odetchnąłem z ulgą. Sprawdzała tylko, czy uważałem podczas jej wypowiedzi.

– Referowała nam pani teorię, która do niedawna powszechnie obowiązywała, a w myśl której Mieszko I przyjął chrzest z Czech. Jest to, oczywiście, przekłamanie, bowiem biskupstwo w Pradze posiadało uprawnienia misyjne tylko na obszarze Czech i Moraw. Dlatego też Mieszko I chrześcijaństwo przyjąć mógł z Magdeburga, bowiem to właśnie tamtejsza diecezja otrzymała bullę papieską, nakazującą ochrzczenie wszystkich ludów żyjących na wschód od Łaby. Nawiasem mówiąc, znaleziska na grodzisku w Podebłociu, rotunda A na Wawelu, baptysterium w Wiślicy i żywot świętego Metodego czy bursztynowe krzyżyki z Gdańska świadczą o tym, że chrześcijanie pojawili się na ziemiach polskich już w końcu ósmego wieku naszej ery. Znaleziska metalowych grzywien, na przykład z Krakowa, są dowodem, że Polska południowa była przez co najmniej pięćdziesiąt lat okupowana przez państwo wielkomorawskie, istnienie misji na tym terenie wydaje się absolutnie pewne. Za czasów Mieszka chrześcijanie stanowili już zapewne pokaźny odsetek jego poddanych.

– Siadaj, pała!

Usiadłem grzecznie. I westchnąłem nad swoim losem. Dlaczego nie potrafię ukrywać przed nauczycielami swojej wiedzy? Drugi dzień w nowej szkole i już mam przechlapane…

***

Pracownik instytutu zaprosił Vlanę do biura.

– Moja droga – powiedział. – W ciągu mojego życia byłem w drugim świecie tylko kilka razy. To wyjątkowo trudny teren.

– Zostałam przeszkolona w walce wręcz, odebrałam też lekcje fechtunku i posługiwania się bronią palną…

– To może nie wystarczyć – mruknął. – Tam jest po prostu niebezpiecznie. Wejście do świata człowieków to jak spacer po wybiegu tygrysów.

– Są od nas słabsi fizycznie…

– Owszem, ale… Ewolucja stworzyła dwie odmiany istot rozumnych. W obu światach żyliśmy jednocześnie my i oni. U nas człowieki zostały wytępione jeszcze w czasach prehistorycznych. W odległych zakątkach globu przetrwali nieco dłużej. Obecnie już tylko niedobitki żyją w rezerwatach. W drugim świecie było odwrotnie. Choć wampiry lepiej przystosowały się do środowiska, zostały wybite do nogi. Nie wiemy, dlaczego. Pokazuje to jednak, jakie są potencjalne możliwości tych istot. Dlatego zesłanie do drugiego świata zawsze było równoznaczne z karą śmierci. Książę Vlad był jedynym wampirem, który, skazany na banicję, zdołał się tam zaaklimatyzować. A i jego przecież w końcu dopadli.

– Słyszałam o nim. Dlaczego żył tak długo? Przecież dla wampira czterysta lat to granica…

– Krew człowieków… Co wiesz na jej temat?

– Potwornie silny narkotyk, o wiele mocniejszy niż heroina. Ich hemoglobina wchodzi w reakcję z naszą.

– Owszem. W zasadzie kto raz spróbuje krwi człowieka, jest stracony. Do końca życia będzie marzył o zdobyciu kolejnej dawki. Jednak jest coś jeszcze, o czym nie uczyli was w szkole. To drastycznie zmienia osobowość. Ale w zamian pozwala żyć bardzo długo.