Выбрать главу

Chcielibyśmy podziękować serdecznie za pomoc i rady Christopherowi Tolkienowi, któremu jesteśmy także niezmiernie wdzięczni za dostarczenie nam zapisku cytowanego z pamiętnika ojca, i Johnowi Tolkienowi, który podzielił się z nami wspomnieniami z wakacji w Filey z 1925 roku.

Musimy też wspomnieć o pomocy i zachętach, których nie skąpili nam Priscilla i Joanna Tolkien, Douglas Andersen, David Doughan, Charles Elston, Michael Everson, Yerlyn Flieger, Charles Fuqua, Christopher Gilson, Carl Hostetter, Aleksiej Kondratiew, Patrick Wynne David Brawn, i Ali Ballley z wydawnictwa HarperCollins w Oksfordzie oraz pracownicy Wi8llams College Library w Williamstown stan Massachusetts.

Christina Scull

Wayne Hammond .

Rozdział 1

Dawno, dawno temu żył sobie piesek, którego nazwano Łazik. Łazik był bardzo mały i młody, toteż brakło mu rozwagi.

Bawił się wesoło w słonecznym ogrodzie, podrzucając żółtą piłkę, i gdyby zabawa nie zajmowała go tak bardzo, nigdy nie zrobiłby tego, co zrobił.

Nie każdy stary człowiek w postrzępionych spodniach musi być zły.

Niektórzy z nich zbierają kości i butelki i mają własne pieski; inni to ogrodnicy, a czasem, bardzo rzadko, zdarzają się też znudzeni czarodzieje na wakacjach, wałęsający się bez celu po świecie w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia.

Człowiek, który pojawi się zaraz w naszej opowieści, był właśnie czarodziejem.

Przybył ścieżką, odziany w stary, znoszony płaszcz, z wysłużoną fajką w zębach, w starym zielonym kapeluszu na głowie.

Gdyby Łazik nie był tak zajęty obszczekiwaniem piłki, może zauważyłby niebieskie piórko, zatknięte z tyłu za wstążką kapelusza, a wówczas, jak każdy rozsądny piesek, za pewne by się zorientował, że przybysz to czarodziej; niestety jednak, nie dostrzegł go.

Kiedy starzec schylił się i podniósł piłkę — zamierzał zamienić ją w pomarańczę, albo może nawet kość czy kawałek mięsa dla psa — Łazik warknął i rzekł:

— Odłóż ją! — nie mówiąc nawet "proszę".

Rzecz jasna, nieznajomy, będąc czarodziejem, doskonale go zrozumiał i odparł:

— Cicho, głuptasie! — także nie dodając "proszę".

Potem schował piłkę do kieszeni, jakby drażniąc się z psem, i zawrócił.

Przykro mi to mówić, ale Łazik natychmiast złapał go zębami za spodnie i odgryzł spory kawałek tkaniny. Możliwe, że jednocześnie odgryzł też kawałek czarodzieja.

W każdym razie starzec odwrócił się nagle wściekły i krzyknął:

— Durniu! Idź, zostań zabawką!

I wówczas zaczęły się dziać niezwykłe rzeczy. Łazik od początku nie był zbyt dużym psem, teraz jednak poczuł się znacznie mniejszy.

Trawa zdawała się wyrastać do iście olbrzymich rozmiarów, kołysząc się wysoko nad jego głową, a daleko, między wielkimi źdźbłami, niczym słońce wschodzące pośród drzew, dostrzegł ogromną żółtą piłkę, pozostawioną tam przez czarodzieja.

Usłyszał szczęk furtki zatrzaskującej się za starcem, lecz go nie widział.

Próbował zaszczekać, jednak zdołał wydobyć z siebie tylko słabiutki dźwięk, zbyt cichy, by dosłyszał go zwykły człowiek; wątpię zresztą, by nawet pies mógł go usłyszeć.

Stał się tak mały, że gdyby w tym momencie pojawił się tam kot, z pewnością pomyślałby, że Łazik to mysz, i pożarłby go.

Psotka by to zrobiła.

Psotka była wielką czarną kotką, która mieszkała w tym samym domu. Na myśl o Psotce Łazika ogarnął prawdziwy strach, i wkrótce jednak zupełnie zapomniał o kotach. Otaczający go ogród nagle zniknął i Łazik poczuł, że dokądś leci, choć nie wiedział dokąd. Kiedy wszystko się zatrzymało, odkrył, iż znalazł się w mroku, otoczony wieloma twardymi przedmiotami, i leżał tak, bardzo długo, w dość niewygodnej, ciasnej skrzynce. Nie miał nic do jedzenia ani picia, co gorsza jednak, odkrył, że nie może się ruszyć. Z początku sądził, że to z powodu ciasnoty, lecz potem przekonał się, iż za dnia jest w stanie się poruszyć zaledwie odrobinę, z ogromnym wysiłkiem, i tylko wtedy, gdy nikt nie patrzy.

Dopiero po północy mógł chodzić i machać ogonem, ale i wówczas dość sztywno.

Stał się zabawką. A ponieważ nie powiedział "proszę" do czarodzieją, teraz cały dzień musiał siedzieć i służyć. Taka spotkała go kara.

Po długim, mrocznym czasie raz jeszcze spróbował zaszczekać dość głośno, by usłyszeli go ludzie. Potem usiłował gryźć inne przedmioty leżące wraz z nim w skrzynce: małe, niemądre zwierzęta–zabawki, zrobione z drewna i ołowiu, nie zaczarowane pieski, jak Łazik. Na próżno jednak; nie był w stanie szczekać ani gryźć. Nagle ktoś uniósł wieko skrzynki, wpuszczając do środka promień światła.

— Może wybierzemy kilka z tych zwierząt i ustawimy je na wystawie, Harry?

— rzekł czyjś głos i w skrzynce pojawiła się ręka.

— A ten skąd się wziął? — spytał ten sam głos i palce chwyciły Łazika.

— Nie pamiętam, żebym widział go tu wcześniej. Nie powinien leżeć w trzypensowej skrzynce. Wygląda lak prawdziwy! Spójrz tylko na jego sierść i oczy!

— Napisz na metce sześć pensów — odparł Harry — i postaw go na środku wystawy.

I tam właśnie, tuż za szybą, w gorącym słońcu, biedny mały Łazik spędził ranek i popołudnie, aż do podwieczorku, i cały ten czas musiał siedzieć i służyć, choć w głębi duszy był naprawdę zły.

— Ucieknę od pierwszych ludzi, którzy mnie kupią — oznajmił innym zwierzętom na wystawie. — Jestem prawdziwy. Nie jestem zabawką i nie będę nią. Chciałbym jednak, żeby ktoś przyszedł tu i kupił mnie jak najszybciej. Nienawidzę tego sklepu.

Nie mogę się ruszyć w tej ciasnocie.

— Po co miałbyś się ruszać? — pytały inne zabawki. — My tego nie robimy.

Wygodniej jest star bez ruchu i o niczym nie myśleć. Im więcej odpoczywasz, tym dłużej żyjesz. Zamknij się więc! Przez twoje gadanie nie możemy zasnąć, a niektórych z nas czekają ciężkie czasy w pokojach dziecinnych!

Nic więcej nie chciały powiedzieć, toteż biedny Łazik nie miał nikogo, z kim mógłby porozmawiać. Był bardzo nieszczęśliwy i okropnie żałował, że rozdarł spodnie czarodzieja.

Nie potrafię rzec, czy to czarodziej wysłał matkę, by zabrała pieska ze sklepu.

W każdym razie właśnie w chwili, gdy czuł się najnieszczęśliwszy, weszła do środka z koszykiem na zakupy w ręku. Zobaczyła Łazika na wystawie i pomyślała, że taki piesek będzie świetnym prezentem dla jej synka. Miała trzech synów, a jeden z nich uwielbiał pieski zwłaszcza te czarno–białe.

Kupiła więc Łazika i starannie owiniętego w papier wsadziła do koszyka pomiędzy wiktuały przeznaczone na podwieczorek.

Łazik wkrótce zdołał uwolnić głowę z papieru. Poczuł zapach ciasta, odkrył jednak, że nie może się do niego dostać, toteż warknął cichutko, wciśnięty między papierowe torebki. Usłyszały go tylko i krewetki i spytały, co się stało. Opowiedział im o wszystkim, spodziewając się, że go pożałują, ale one rzekły tylko:

— Jak by ci się podobało, gdyby cię ugotowano?

Czy kiedykolwiek ktoś cię ugotował?

— Nie!

Z tego, co pamiętam, nigdy — odparł Łazik — choć parę razy mnie kąpano, a to też żadna przyjemność.

Przypuszczam jednak, iż gotowanie to drobnostka w porównaniu z zaczarowaniem.

— A zatem z pewnością nigdy cię nie ugotowano — oświadczyły krewetki.