Выбрать главу

— Nie, nie — masek już od dawna nie używamy. Zatrucie powietrza ograniczone do minimum — przynajmniej w moim mieście, które…

— A wyziewy — i ten ohydny smak w ustach… Nie, Pete, musisz mnie zrozumieć. Nie jestem delikatnym kwiatkiem, ale obowiązkowe wizyty w Boswash to maksimum, na które mogę się zdobyć… po latach przebywania tutaj.

— Sam myślałem o przeniesieniu się na wieś — powiedziałem. — Gdybym mógł wynająć domek w jakimś rejonie rolniczym i większość spraw załatwiać przez telefon, to jeździłbym do miasta tylko w najważniejszych sprawach zawodowych.

Skrzywiła się po raz wtóry. — Często wydaje mi się, że rejrole są jeszcze gorsze uniż tropolie.

— O! — to, że Jo mogła mnie czymś zaskoczyć, było prawdziwa niespodzianką.

— Oczywiście, są czystsze, spokojniejsze, bezpieczniejsze od miast i nie ma w nich tak potwornego zatłoczenia. To prawda — przyznała. — Ale ci warczący na siebie, zachłanni i znerwicowani mieszkańcy miast maja przynajmniej trochę wolności… trochę życia w sobie. Żyją wprawdzie stłoczeni jak szczury, ale ich życie jest realne, jest w nim ład, ale i spontaniczność… A tam, w rejrolach, nie tylko natura jest zmechanizowana i zglajchszaltowana, lecz także ludzie.

Słusznie. Chciałbym tylko wiedzieć, jaki inny system można zaproponować, jeśli ma się wyżywić piętnaście miliardów ludzi.

— Oczywiście — powiedziałem. — Rozumiem cię. Ale nie mówmy już o tym; to przygnębiający temat. Pospacerujmy trochę. Wiesz, że znalazłem dziś pierwszy kwiat gencjany?

— Tak wcześnie? Chciałabym go zobaczyć! Daleko stąd?

— O, dość daleko! Włóczyłem się ostatnio całymi dniami. Ale za to pokażę ci grządkę czarnych borówek. Warto je obejrzeć…

Kiedy znowu wziąłem ją pod rękę, powiedziała: — Stałeś się prawdziwym specjalistą. Pete… — Jej głos zdradzał zakłopotanie.

— Trudno było tego uniknąć — mruknąłem. — Po dziesięciu latach zbierania materiałów na temat Systemów Żywej Przyrody…

— Dziesięć lat… Kiedy zaczynałeś, chodziłam jeszcze do szkoły. Znałam tylko normalne parki, gdzie prowadzano nas po wyżwirowanych ścieżkach i kazano przypatrywać się jakiemuś osobliwemu drzewu lub gejzerowi. A prawo do popływania w naturalnym jeziorze trzeba było rezerwować na miesiąc naprzód. A ty wtedy… — zacisnęła palce na moim ramieniu, byt to uścisk mocny i ciepły. — To niesprawiedliwie zmuszać cię teraz do wyjazdu!

— Życie nigdy nie było sprawiedliwe.

Oto pełne zwycięstwo człowieka nad przyrodą! W rezultacie pozostało nam tylko kilka obszarów nietkniętej natury, koniecznych rezerwatów chroniących relikty ekologii globu… Źródło wiedzy dla badaczy usiłujących dowiedzieć się o niej tyle, by choć trochę ją podreperować, zanim załamie się całkowicie. Nigdy się o tym nie mówi, ale każdy myślący człowiek wie, że kiedy tę ekologię diabli wezmą, żywa przyroda będzie ostatnia szansa ratunku dla całej Ziemi.

— Oczywiście — ciągnęła Jo — ponieważ tłumy niszczyły obszary naturalne — było to zabójstwo z miłości, jak ktoś napisał — przeto trzeba było ogłosić je za obszary zamknięte dla każdego z wyjątkiem opiekujących się nimi leśników i badających je uczonych. I oczywiście, ze względów politycznych było to niemożliwe tak długo, jak długo „dla każdego” nie znaczyło rzeczywiście „dla każdego” — Jo uwielbiali pogadanki instruktażowe i lubowała się w powtarzaniu wyświechtanych sloganów. — A ostatecznie dokumentalne holofilmy czuciowe, jakie produkują artyści tacy jak ty, są dostępne każdemu jej glos załamał się nagle. — Pete, nie możesz stad wyjechać! Nigdy!

Puściła moja rękę, co pozwoliło mi wziąć jej dłoń w moje dłonie i ścisnąć ją z wykalkulowana łagodnością. Serce załomotało mi w piersi, a w ustach poczułem suchość.

Mediaman powinien być bardziej pewny siebie. Ale tym razem szło o tak wielka stawkę, że… A już udało mi się zainteresować Jo moja osoba, i to nie tylko w ten protekcjonalny sposób, w jaki interesowali się mną jej koledzy — zainteresować skromnym człowiekiem, którego jedynym pragnieniem było spędzić resztę swych dni w górach Wind River. Ale nie bytem pewien, jak dalece Jo się mną interesuje.

Droga prowadziła nas wokół jeziora. Słońce skryło się za szczytami gór przez kilka minut śniegi okrywające ich wschodnie zbocza zdawały się płonąć — i dolina pogrążała się w cieniu. Usłyszałem miłosne wołanie sów. Na królewskim niebie zapłonęła Wenus. Zrobiło się zimno i krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach.

— Brr! — zawołała Jo. — Teraz chętnie bym się czegoś napiła.

W ciemności wieczoru nie rozróżniałem dobrze jej rysów. Na niebie pojawiało się coraz więcej gwiazd. Ale Jo była tylko sylwetką, gorącym dotykalnym cieniem. Równie dobrze mogła to być Maria.

Gdyby to była Maria! Maria byle piękna i mądra, i pociągająca… Zapewne zmieniała kochanków jak rękawiczki, kiedy opuszczałem dom na całe miesiące; zgodziliśmy się, że moją kochanką jest przyroda. Ale zapominali o nich natychmiast, kiedy do niej wracałem… Och, gdybyśmy mogli być tu razem!

Wkrótce całe niebo roziskrzy się gwiazdami, Droga Mleczna zmieni się w biały wodospad, a potem odbije w nieruchomej tafli jeziora… Pół ostatniej nocy spędziłem zapatrzony w gwiazdy i ich ziemskie odbicia…

Światło gwiazd było już tak jasne, że nie musieliśmy używać latarek, by znaleźć wejście do bazy. Warstwa izolacyjna ustąpiła pod moim dotknięciem. Weszliśmy do wnętrza, zapiąłem błyskawiczny zamek wejścia i włączyłem fluorescencyjne oświetlenie i wentylację.

Jo mieli rację; te przenośne bazy nie różnią się niczym między sobą (Jo miała stała bazę, zbudowana z drewna, w której zgromadzili wszystkie rzeczy miłe jej sercu). Pomijając kilka książek i niewielka ilość drobiazgów, mój jedyny pokój miał charakter czysto funkcjonalny. Co prawda telefon po zwołał mi doświadczyć złudnej obecności dowolnej osoby czy rzeczy, gdziekolwiek by się nie znajdowała. Ale my, mieszkańcy miast, kiedy udajemy się w podróż, zabieramy ze sobą niewiele rzeczy. Wnętrze mojej bary miało dobre proporcje, co wraz z miłym zabarwieniem ścian pozwalało czuć się w nim wygodnie: a sama baza znajdowała się na wspaniałej górskiej łące. Czego więcej potrzebowałem?

Wyjąłem obiad z lodówki i zabrałem się do przygotowania go. Potem przyniosłem prażoną kukurydzę, rum i sok owocowy i przyrządziłem alkohol zgodnie z gustem Jo. Ostatecznie zdecydowała się nie pomagać mi, lecz wygodnie usadowili się w fotelu. Nie powiedzieliśmy sobie wiele w czasie spaceru. Teraz spodziewałem się, że skoro znaleźliśmy się wewnątrz bazy rozgada się i będzie mówić nerwowo, szybko, z podnieceniem. Ale zawiodłem się. Jej koścista sylwetka tkwili nieruchomo w fotelu, a ręce spoczywały na kolanach okrytych perłową suknia, tak bardzo do niej nie pasującą.

Zrzucila kurtkę i podałem Jo alkohol.

— Zapomnijmy o smutkach! Nadszedł czas zabawy! — powiedziałem żartobliwie rozkazującym tonem. Wzięła podawaną szklankę. Traciliśmy się. Wolna ręka dotknąłem kącików jej ust. — Hej, uśmiechnij się! Nie słyszałaś, co po wiedziałem? Mamy się bawić!

— Bawić się? — Kiedy podniósła wzrok, zobaczyłem, że oczy ma pełne łez.

— Oczywiście! Wcale nie chcę stad wyjeżdżać.

— Gdzie trzymasz fotografię Marii?

To był szok. Nie spodziewałem się tak otwartego pytania. — Dlaczego? — zacząłem. I urwałem. Dobra. Rzecz posuwa się naprzód szybciej, niż planowałeś. Teraz musisz stanąć na wysokości zadania. Przełknąłem łyk alkoholu, wyprostowałem się i powiedziałem z determinacją w glosie: — Nie chciałem zawracać ci głowy moimi kłopotami, Jo. Ale teraz muszę ci powiedzieć, że zerwałem z Marią. Pozostało nam tylko załatwić formalności rozwodowe.