Pan Czarna Pantera obejrzał się przez ramię, jakby obawiał się, że ktoś może go obserwować. Nawyk prawdziwego gliniarza… Byłam pod wrażeniem. Jeszcze bardziej opuściłam się na siedzeniu, tak że ponad dolną krawędzią szyby wystawały tylko moje oczy i nos. Najwyraźniej Ramirez uznał, że nie jest obserwowany, bo obszedł dom i zniknął za malowaną drewnianą furtką na tyłach.
Czekałam. Nic się nie działo.
Cholera. A jeśli forsował drzwi, żeby dostać się do środka? Może miał tam już skutego kajdankami Richarda? Otworzyłam drzwi samochodu, wysiadłam ostrożnie i skulona, prawie w kucki, ruszyłam na drugą stronę ulicy. Po chwili zdałam sobie sprawę, jak głupio muszę wyglądać. Wyprostowałam się więc i dumnie obeszłam dom, zupełnie jakbym była u siebie.
Ogród za domem było znacznie okazalszy od tego od frontu. Rosły tu palmy, sukulenty oraz kwiaty strelicji, zwanej „rajskim ptakiem”. W zboczu wzgórza, na którym stał dom, wyodrębniono kilka poziomów, z wydzieloną częścią na grillowanie, zadaszonym tarasem oraz basenem o olimpijskich wymiarach. Ramirez stał na najniższym poziomie i spoglądał na basen. Nie widziałam, na co dokładnie patrzy, więc szybko przemknęłam między zaroślami, wdrapując się o poziom wyżej od niego. Wyprostowałam się, żeby lepiej widzieć.
Niestety, nierówne podłoże plus moje ponad pięciocentymetrowe obcasy sprawiły, że się pośliznęłam. Zaczęłam machać rękami, próbując odzyskać równowagę, ale było za późno. Poleciałam głową do przodu i nim mogłam się powstrzymać, krzyknęłam.
Ramirez odwrócił się i zobaczył, jak młócę powietrze rękami, a potem lecę prosto na niego.
– Jezu… – wymamrotał, po czym upadł ze stłumionym jęknięciem, kiedy na nim wylądowałam.
Muszę przyznać, że wolałam takie lądowanie od runięcia na ziemię, choć nie jestem pewna, które było boleśniejsze. Napakowany tors Ramireza nawet nie drgnął. Zastanawiałam się, ile godzin dziennie spędza na siłowni.
– Co pani tu robi, do cholery? – warknął, z nosem zaledwie kilka centymetrów od mojego.
Zamrugałam, starając się zignorować falę ciepła, którą poczułam, kiedy jego mięśnie się pode mną poruszyły.
– Jechałam za panem.
– Tyle to sam wiem. Ale uznałem, że zostanie pani w samochodzie. To by było na tyle, jeśli chodzi o błyskotliwą karierę Maddie, kobiety szpiega.
Zeszłam z niego, niezgrabnie wracając do pionu. Zapamiętać: prawdziwe dziewczyny Bonda nie noszą szpilek od Jimmy'ego Choo.
– Przepraszam – wymamrotałam, pewna, że zabrzmiało to równie głupio, jak się czułam.
Ramirez burknął coś w odpowiedzi, podniósł się i otrzepał sobie tyłek. Starałam się nie gapić. W każdym razie nie za bardzo.
– Następnym razem włożę baleriny – zapowiedziałam.
– Mądrala – mruknął. Nie sięgnął jednak po broń przy pasku, co uznałam za dobry znak.
– Czyj to dom? – zapytałam.
Oczy Ramireza pociemniały. Zacisnął szczękę, aż na szyi wyskoczyła mu mała, pulsująca żyłka.
– Jej. – Wskazał na basen.
Spojrzałam na czystą, niebieską wodę, mieniącą się w promieniach popołudniowego słońca.
– Och!
Poczułam, że zaraz zwrócę wszystkie krakersy. Przed oczami tańczyły mi czarne plamki. Elegancki ogródek zawirował i gdyby nie ramię Ramireza, którym natychmiast oplótł mnie w pasie, zaliczyłabym kolejne twarde lądowanie.
W basenie była wysoka, szczupła kobieta, z obłokiem rudych włosów.
Unosiła się na powierzchni z twarzą do dołu.
Rozdział 4
Między palmami błyskały czerwone i niebieskie światła, odbijając się w basenie, na który teraz starałam się nie patrzeć. Mężczyźni w czarnych T – shirtach z napisem „technik policyjny” na plecach pełzali po stoku niczym mrówki, zatrzymując się od czasu do czasu, by schować w plastikowej torebce grudkę ziemi czy włos. Co pięć sekund trzeszczały policyjne krótkofalówki, przekazując niezrozumiałe dla mnie komunikaty pilnującym basenu umundurowanym gliniarzom, którzy czekali na policyjnego lekarza. Ja siedziałam ze spuszczoną głową, starając się powstrzymać od wymiotów.
– Wszystko w porządku? – zapytał Ramirez.
– W porządku – odparłam, tyle że zabrzmiało to jak zduszone „wposzonku”, ponieważ nadal tkwiłam z głową między kolanami. Siedziałam w tej pozycji na tekowym leżaku, czekając, aż ogródek przestanie wirować i sprzed moich oczu znikną czarne plamki. Pamiętałam jak przez mgłę, że Ramirez przeniósł mnie tu z drugiego końca ogródka, jednocześnie wzywając wsparcie. Wszystko to wydawało się złym snem i nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie się obudzę.
– Nic ci nie będzie. Weź tylko kilka głębokich oddechów. – Ramirez usiadł obok mnie. A raczej słyszałam, jak siada obok mnie, i czułam ciepło jego ciała.
Zerknęłam w górę, starając się patrzeć na Ramireza, a nie na basen, skąd dobiegały pluski policjantów, którzy wyciągali ciało kobiety.
– Nie żyje, prawda? – Wiem, głupie pytanie. Ale musiałam je zadać. Tak bardzo chciałam, żeby nic jej nie było. Żeby się okazało, że to wielka pomyłka albo wyjątkowo drastyczny odcinek Ukrytej kamery.
– Na dwieście procent.
– Kim ona jest? – Urwałam i się poprawiłam. – To znaczy, była?
Ramirez patrzył na mnie, mrużąc ciemne oczy. Wiedziałam, że zastanawia się, czy traktować mnie jak podejrzaną, świadka, czy tylko głupią blondynkę, która nie potrafi utrzymać równowagi w nowych szpilkach. Wreszcie przemówił, najwyraźniej wybierając wariant z głupią blondynką.
– Celia Greenway.
Z trudem przełknęłam ślinę, rozważając, jak najlepiej ująć w słowa moje kolejne pytanie.
– Hm, nie pośliznęła się i wpadła do basenu, co? Ramirez pokręcił powoli głową.
– Jesteś pewien? Przytaknął.
– To było… to znaczy, czy… – Wypowiedzenie na głos słowa „morderstwo” zupełnie mnie przerosło. To wszystko przypominało bardziej powieść Johna Grishama niż prawdziwe życie. Na litość boską jestem projektantką obuwia dziecięcego. Nie zwykłam natykać się na zwłoki w eleganckich basenach w Orange County.
Zamiast zagłębiać się we własną psychikę, spróbowałam inaczej.
– Ktoś jej pomógł, prawda?
Ramirez się zawahał. Fakt, że od pół godziny siedziałam skulona w pozycji embrionalnej najwyraźniej, nie skłaniał go do zwierzeń.
Wyprostowałam się, starając się sprawiać wrażenie opanowanej, co nie było łatwe.
– Możesz mi powiedzieć. Jestem twardą laską. – Tak, jasne. Nie odrywałam od niego wzroku, robiąc wszystko, by nie patrzeć na nosze na kółkach, na których wywożono nieszczęsną panią Greenway w czarnym worku.
Poddał się.
– Tak, wygląda na to, że została zamordowana.
Żołądek znowu podszedł mi do gardła, ale oparłam się pokusie, żeby wetknąć głowę między kolana. Ramirez mówił dalej.
– Oficjalna przyczyna śmierci zostanie ogłoszona dopiero po przeprowadzeniu autopsji przez lekarza sądowego. Ale jej ciało nosi wyraźne ślady przemocy. Całą szyję ma fioletową.
– Została uduszona?
Ramirez przeniósł wzrok na basen.
– Na to wygląda.
Choć było mi bardzo szkoda tej biednej kobiety, moje myśli natychmiast powędrowały ku Richardowi. Przed oczami stanął mi nieprzyjemny obraz mojego chłopaka pływającego twarzą do dołu w basenie w Orange County. Przestałam udawać twardą laskę i znowu wetknęłam głowę między kolana, wciągając głęboko powietrze, które pachniało moimi skórzanymi butami, chlorem i zimnym potem, którego strużkę czułam na plecach.