Выбрать главу

Niepewnym krokiem podeszłam do jednej z białych sof i usiadłam. A raczej próbowałam siedzieć, bo moja sukienka nie była zbyt elastyczna w okolicach pasa. Zamknęłam oczy i wzięłam tyle głębokich oddechów, ile śmiałam, nie obawiając się, że sukienka popęka w szwach. Niestety głębokie oddechy na nic mi się nie zdały, bo im dłużej siedziałam, tym więcej miałam czasu na myślenie. A im więcej myślałam o tym, co powiedział Ramirez, tym bardziej byłam wściekła. Richard miał żonę. Boże. To znaczyło, że byłam tą drugą kobietą. Richard zrobił ze mnie chodzący stereotyp!

Kiedy mama, Molly i pani Rosenblatt wróciły z tacą kolorowych paciorków, jednym okiem zerkałam na sukienkę, a drugim na zegar. Jeśli chciałam dowiedzieć się czegoś o telefonie od Greenwaya, musiałam dotrzeć do kancelarii Richarda w czasie przerwy Jasmine. A bardzo chciałam się dowiedzieć. Miałam do wypełnienia misję. Postanowiłam wykurzyć Richarda z ukrycia, nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu. A kiedy wychyli z kryjówki swoją zakłamaną twarz, będę go torturować dopóty, dopóki nie sprawię, że zacznie śpiewać sopranem.

Okay, tak naprawdę nie zamierzałam nikogo torturować. Prawda jest taka, że nigdy w życiu nawet nikogo nie uderzyłam i nie przepadam za widokiem krwi. Nawet kiedy oglądam programy o operacjach plastycznych, robi mi się niedobrze. Tak więc tortury odpadały. Mimo to przyjemnie było o tym pofantazjować. Na razie z uśmiechem czekałam, aż mama wybierze idealne koraliki, a Jasmine wyjdzie na lunch.

Było kilka minut po dwunastej, kiedy mama zdecydowała się na sztuczne perły, a ja mogłam wreszcie ulotnić się z salonu Bebe's. Modliłam się, żeby stojedynka nie była zakorkowana. Ten jeden raz bogowie ruchu ulicznego okazali się dla mnie łaskawi – nie wydarzył się żaden wypadek i w zasięgu wzroku nie było ani jednego radiowozu. Zaparkowałam pod kancelarią na dziesięć minut przed przewidywanym powrotem Jasmine z lunchu. Wbiegłam do budynku, wjechałam windą i zdyszana stanęłam przed stanowiskiem recepcjonistki.

– Dzięki bogu, że tu jesteś, Altheo – wysapałam.

Althea spojrzała na mnie zza okularów oczami okrągłymi ze zdziwienia.

– J – ja? Dlaczego?

Fakt, zrobiłam mocne wejście. Zaczerpnęłam tchu i zaczęłam od początku, tym razem normalnym głosem.

– Chciałam cię prosić o drobną przysługę. Recepcjonistka cofnęła się o krok.

– Jakiego rodzaju przysługę? – zapytała ostrożnie.

Oho. Być może zastępczyni Jasmine była mądrzejsza, niż sądziłam.

– Wczoraj ktoś dzwonił do gabinetu Richarda. Miałam nadzieję, że będziesz mogła sprawdzić rejestr połączeń i podać mi numer.

Althea przygryzła wargę.

– No nie wiem – odpowiedziała powoli. – Nie powinnam ujawniać tego typu informacji. Zwłaszcza teraz, kiedy, no wiesz… – Urwała, czerwieniąc się. Jakkolwiek na to patrzeć, to trochę krępujące, kiedy twój pracodawca daje nogę.

– Och, nie przejmuj się tym. Widzisz, tak właściwie to ja współpracuję z policją, żeby odnaleźć Richarda. – Drobne kłamstewko. Ja szukam Richarda. Policja szuka Richarda. To prawie tak jakbyśmy szukali go razem.

Althea nie wydawała się przekonana.

– Naprawdę?

– Tak. – Pokiwałam głową tak energicznie, że aż zafalowały mi włosy.

– No… nie wiem. – Wpatrywała się w biurko, unikając kontaktu wzrokowego. – Jasmine to się nie spodoba.

Starałam się nie wywrócić oczami na wzmiankę o Miss Plastik.

– Słuchaj, naprawdę potrzebuję tego numeru. – Nachyliłam się do niej, okraszając swoją opowieść szczyptą dramatyzmu. – Myślę, że Richardowi grozi niebezpieczeństwo.

Schowane za grubymi oprawkami okularów oczy Althei zrobiły się szerokie ze zdumienia.

– Niebezpieczeństwo? Jakie?

Gdyby pytała mnie o to Jasmine, kazałabym jej spadać. Nie wiem czemu, ale czułam, że dziewczyna o naturalnie kręconych włosach, nosząca rozpinane swetry, dochowa tajemnicy. Powiedziałam jej o telefonie Greenwaya i swoich obawach, że Richard się przed nim ukrywa. Albo, co gorsza, pływa w jakimś basenie.

Althea słuchała z rozdziawioną buzią, która z każdą sekundą robiła się coraz większa. Kiedy skończyłam, zamrugała parę razy oczami, wpatrując się we mnie w osłupieniu, jakby nasza rozmowa była najbardziej ekscytującym wydarzeniem w jej życiu od czasu, kiedy firma Post – it wprowadziła na rynek kolorowe karteczki.

– Zupełnie jak w filmie o Jamesie Bondzie. Ale czy jesteś pewna, że powinnyśmy się do tego mieszać? Czy nie lepiej zostawić tę sprawę policji?

Owszem, tak byłoby lepiej. Ale dopóki nazwisko Richarda znajdowało się na szczycie listy podejrzanych Ramireza, nie mogłam sobie pozwolić na ten luksus. Nadszedł czas wyciągnąć asa z rękawa.

– Mogę ci załatwić darmowy pedikiur w Fernando's. Bingo.

– Zaraz wracam – powiedziała Althea, po czym zniknęła za szklanymi drzwiami.

Stałam przy pulpicie, bębniąc nerwowo paznokciami w mahoniowy blat. Zerknęłam na mosiężny zegar powyżej. Dwunasta dwadzieścia trzy. Miałam nadzieję, że Althea się spręży.

Niecałe dwie minuty później wróciła z wydrukiem komputerowym.

– Tu jest wykaz wszystkich wczorajszych rozmów przychodzących. Nie było ich wiele, bo, no wiesz. – Znowu zrobiła się czerwona jak burak. – O której dzwonił tamten pan?

Wzięłam od niej wydruk i jechałam palcem w dół strony. Odebrałam telefon od Greenwaya tuż przed powrotem Jasmine z przerwy na lunch. Jest. O dwunastej dwadzieścia siedem dzwoniono do kancelarii z numeru o prefiksie 818. Moje serce waliło tak szybko, że mogłoby się ścigać z autobusem z filmu Speed. Był to kierunkowy Północnego Hollywood. Greenway ciągle był w mieście.

– To chyba ten. Myślisz, że mogłabyś się dowiedzieć, czyj to numer? Althea wcisnęła kilka klawiszy na klawiaturze Jasmine.

– Zaraz go sprawdzę. – Najwyraźniej zaczynała się jej podobać ta zabawa. Jej oczy błyszczały za grubymi oprawkami okularów, a palce śmigały po klawiaturze z prędkością światła. – Mam.

Starałam się nie okazywać zbytniego podniecenia.

– Czyj to numer?

– To telefon do motelu Moonlight Inn w Północnym Hollywood. Myślisz, że Greenway naprawdę się tam ukrywa?

Miałam ochotę ją wycałować.

– Mam nadzieję. Dzięki, Altheo.

– Dzięki za co?

Znieruchomiałam. Znałam ten energiczny głos. Jasmine.

Althea również go znała. Uniosła gwałtownie głowę. Wyglądała jak sarna, którą oślepiły reflektory samochodu.

Zaczęłam zaklinać ją w myślach, żeby nic nie mówiła. Udawaj głupią!

Musiała odebrać mój przekaz, bo szybko zamknęła okno na ekranie komputera, zacierając ślady naszych poczynań. Nie, żebym się obawiała Jasmine. Biorąc pod uwagę, że jej dieta składała się ze środków przeczyszczających i wody witaminizowanej, pewnie ważyła tyle co wykałaczka. Podejrzewałam jednak, że sprawiłoby jej dużą przyjemność, gdyby mogła na mnie donieść Ramirezowi.

– Dzięki za co? – zapytała ponownie. – Co się tutaj dzieje? Przybrałam minę totalnego niewiniątka. Otworzyłam usta w nadziei, że wyjdzie z nich jakieś zgrabne kłamstwo, ale Althea była szybsza.

– Obiecałam, że prześlę rachunki Richarda do jego księgowego. Maddie nie chce, żeby zalegał z opłatami.

Stałam i wpatrywałam się w nią. Wow. Była całkiem niezła w te klocki.

Jasmine patrzyła na mnie, mrużąc oczy. (A przynajmniej starała się to robić – po liftingu powiek w maju miała drobne problemy z mimiką). Nie byłam pewna, czy to kupuje, ale co miała powiedzieć?

– No cóż, jeszcze raz dzięki – powiedziałam do Althei, po czym odwróciłam się i najszybciej jak mogłam oddaliłam do drzwi. Przez całą drogę do windy czułam na plecach zimne spojrzenie Jasmine. Czułam się okropnie nieswojo, zupełnie jakby nakładała na mnie jakąś klątwę Barbie. Ucieszyłam się, kiedy przyjechała winda, i szybko wsiadłam do środka, wciskając guzik parteru.