Выбрать главу

Metallica wychylił głowę z recepcji.

– Co to było? Co, u diabła, wykręciłyście, wy szurnięte dziwki?

– Nic – odkrzyknęła Dana, dopadając dżipa.

– Słyszałem strzał.

– Nie słyszałeś – rzuciłam. Tak, wiem, odzywka godna mistrzyni. Ale w tym momencie ucieczka była ważniejsza od wspinania się na wyżyny inteligencji.

Wgramoliłyśmy się do auta i już wyjeżdżałyśmy na główną ulicę, kiedy chyba usłyszałam drugi wystrzał. Nie zatrzymałam samochodu, żeby się upewnić, tylko ruszyłam Vanowen i po dwóch przecznicach odbiłam na autostradę.

Ciągle rozdygotana, usłyszałam, jak Dana stwierdza oczywiste.

– Właśnie do nas strzelali. Uwierzysz, że ktoś właśnie do nas strzelał? Nie wierzyłam. To nie jest moje życie, pomyślałam. Jakimś cudem znalazłam się w ciele Lucy Liu, byłam tego pewna.

– Myślisz, że to Greenway? – zapytałam.

– Pytanie! A znasz jeszcze jakichś morderców, którzy mogliby do nas strzelać?

Trafna uwaga.

– To co, dzwonimy teraz do Ramireza? – zapytała Dana. Mój głos rozsądku w końcu doszedł do… głosu.

– Aha!

Zjechałam na parking przy skrzyżowaniu Van Nuys i Oxford i sięgnęłam do mojej małej torebki po wizytówkę Ramireza. Ręce nadal mi się trzęsły, kiedy wybierałam jego numer. Oddałam telefon Danie, bo bałam się, że Ramirez mógłby rozpoznać mój głos. Wiedziałam, że od razu zacząłby mi zadawać mnóstwo irytujących pytań, takich jak: skąd wiedziałam, gdzie zatrzymał się Greenway? Jak zdobyłam numer jego pokoju? Dlaczego do mnie strzelał? Były to pytania, których wolałam uniknąć. Tak więc Dana ponownie przybrała dziwkarski głos Betty Boop i zostawiła anonimową wiadomość sierżantowi, który odebrał telefon.

– Nie wiem jak ty – powiedziała, kiedy się rozłączyła – ale ja bym się napiła.

– Ja też. – Tyle że nie mogłam pić alkoholu. Nie, dopóki nie wiedziałam, czy jestem w ciąży, czy nie.

– To może zaczniemy dziś happy hours wcześniej?

Szczerze mówiąc, jedyne, na co miałam ochotę, to wrócić do domu i wziąć dziesięć pryszniców, żeby zmyć z siebie przerażenie. Jednak biorąc pod uwagę, że to ja zaciągnęłam Danę do Północnego Hollywood – nie wspominając już o tym, że to przeze mnie do niej strzelali – czułam, że jestem jej coś winna.

– Jasne. Chcesz jechać w jakieś konkretne miejsce?

Dana opuściła osłonę przeciwsłoneczną i zaczęła poprawiać makijaż.

– Znam barmana z Mulligan's. To na Van Nuys, parę przecznic stąd.

Wyjechałam z parkingu i wróciłam na Van Nuys. Zgodnie z instrukcjami Dany zatrzymałam się przed ceglanym budynkiem z niebieskim neonem, który głosił „Mulligan's”. Przez drzwi płynął niekończący się strumień ludzi w biurowych ciuchach. Spojrzałam na swoją sukienkę ze spandeksu, zastanawiając się, ile niedwuznacznych propozycji otrzymam do końca dnia.

Parking był zastawiony, więc znalazłam miejsce na ulicy. Po niechętnym opłaceniu postoju, weszłam za Daną do słabo oświetlonego wnętrza Mulligan's. Wzdrygnęłam się, słysząc z małej sceny w rogu kiepskie popisy karaoke – kurduplowaty facet w średnim wieku katował właśnie piosenkę Shanii Twain.

Dana natychmiast zamówiła dwie wódki z martini i dodatkowymi oliwkami u znajomego barmana, który wyglądał jak sobowtór Bruce'a Lee i był cały ubrany na czarno. Marzyłam o kieliszku martini, ale zdecydowałam się na kolejne matczyne poświęcenie i szybko zmieniłam swoje zamówienie na dietetyczną colę. Po chwili dostałyśmy nasze drinki. Dana ledwie zdążyła wciągnąć jedną oliwkę, kiedy Bruce Lee złapał ją za rękę i pociągnął na scenę do wspólnego odśpiewania American Pie.

Usiadłam przy barze i sączyłam dietetyczną colę. Zdecydowanie nie jestem ćmą barową. Wolę miejsca, w których słychać, co mówią do ciebie znajomi, takie jak Starbucks czy Nordstrom. W moim wypadku wieczór na mieście oznacza kolację i film z Julią Roberts. Jednak w tym momencie głośna, tłoczna, anonimowa atmosfera Mulligan's była bardzo kojąca. Na chwilę mogłam uciec od mojego prawdziwego życia – nie szkodzi, że z kiepską muzyką w tle.

Dłonie trzęsły mi się już tylko odrobinę. Upiłam kolejny łyk coli. To naprawdę marny substytut martini.

Umierałam z ciekawości, co dzieje się w motelu. Czy Ramirez odebrał wiadomość? Może właśnie aresztuje Greenwaya? Byłam ciekawa, czy kiedy przyjechała policja, rozpętała się strzelanina. Boże, miałam nadzieję, że nikomu nic się nie stało. W sumie nie miałam nic przeciwko, by Metallica zarobił kulkę w tyłek, ale nie chciałam, żeby ktokolwiek zginął. A zwłaszcza ja. I właśnie dlatego, choć targała mną nieludzka ciekawość, siedziałam jak przykuta do stołka i popijałam dietetyczną colę. Odczekam dwie godziny i zadzwonię do Ramireza, żeby od niechcenia zapytać, czy są jakieś postępy w śledztwie. Oczywiście przemilczę fakt, że to ja, a nie policja, pierwsza odnalazłam Greenwaya. Ha, i kto był teraz dziewczyną?

Dana przepchała się do mnie, chwyciła swojego drinka i pociągnęła spory łyk.

– Boże. Zapomniałam już, jak Liao cudnie śpiewa. – Opróżniła kieliszek i zjadła oliwkę. – Chodź z nami na scenę. Zaraz będziemy śpiewać I've Got You, Babe.

– Nie, dzięki. Nie jestem w nastroju do śpiewania. Dana przechyliła głowę.

– Hej, wszystko w porządku?

Nie, nie było w porządku. Przed chwilą do mnie strzelali! Nie chciałam psuć Danie wieczoru z Bruce'em Lee (była tak dobra, że pojechała ze mną do Valley, gdzie ją prawie zabili), dlatego odpowiedziałam:

– Nic mi nie jest. Tak jakby.

– Jesteś pewna? Zmusiłam się do uśmiechu.

– Tak. Spoko. Nie przejmuj się.

– Okay. W takim razie nie pogniewasz się, że nie wrócę z tobą? Widzisz, Liao opiekuje się domem jednego gościa na Wzgórzach i mówi, że z jacuzzi jest widok na napis Hollywood.

Spojrzałam na jej strój. Miałam nadzieję, że to zaproszenie nie miało nic wspólnego z jej minispódniczką. Choć, znając Danę, pewnie miała nadzieję, że tak.

– Jedź. Poradzę sobie.

– Super. Zadzwonię do ciebie jutro i przy bajglach poczytamy sobie o aresztowaniu. – Mrugnęła do mnie konspiracyjnie, po czym zniknęła w gęstniejącym tłumie amatorów happy hours.

Racja. Aresztowanie. Miałam tylko nadzieję, że do niego doszło. Znowu zaczęło mnie korcić, żeby sprawdzić, co tam w motelu. Czy Greenway trafił do aresztu? Jeśli tak, byłam pewna, że Energiczna Reporterka zamelduje o wszystkim w wieczornych wiadomościach. Jeśli Richard obejrzy wiadomości i przekona się, że niebezpieczeństwo minęło, może jeszcze dzisiaj wróci do swojego mieszkania. Upiłam kolejny łyk coli, zastanawiając się, co właściwie o tym myślę.

Teraz, kiedy wiedziałam o Kopciuszku, nie miałam stuprocentowej pewności, na czym stoję z Richardem. Oczywiście byłam na niego wściekła. W końcu był mężem cholernej disnejowskiej księżniczki. Ale, jak nauczyłam się na przykładzie pani Rosenblatt i jej wielu mężów, istniały różne małżeństwa. Może byli w separacji? A jeśli tak, co wtedy?

Najgorsze było jednak to, że nie mogłam przestać myśleć o fali gorąca, jaka zalała mnie w Bebe's, kiedy patrzył na mnie Ramirez. Składałam ją na karb faktu, że od jakiegoś czasu się nie bzykałam, ale mimo wszystko wytrącało mnie to lekko z równowagi.

Pociągnęłam kolejny łyk coli, żałując, że nie ma w niej wódki. Co było smutnym komentarzem do mojego życia. Aspirująca projektantka mody pragnie się upić, po tym jak strzelał do niej klient jej zakłamanego byłego chłopaka. Jednocześnie ma kosmate myśli na temat irytującego, ale szalenie seksownego detektywa z wydziału zabójstw.

– Przepraszam – odezwał się ktoś zza moich pleców, zwracając się do zmiennika Liao. – Poproszę coorsa.