Właśnie miałam się zabrać do szuflady z piżamami, kiedy poza własnym mruczeniem, którym dawałam wyraz swojej dezaprobacie, usłyszałam coś jeszcze. Dźwięk otwieranych drzwi wejściowych.
W pierwszej chwili pomyślałam, że to Richard i że wraz z moją obsesją zostaniemy przyłapane na gorącym uczynku. Ale potem usłyszałam to:
– Halo? Richard, jesteś tam?
Znieruchomiałam. Był to męski głos, ale nie należał Richarda. Boże, co ja zrobię, jeśli to jakiś jego kumpel? Owszem, Richard dał mi klucz, ale nie po to, żebym zakradała się tu pod jego nieobecność i robiła inspekcję garderoby. Drżąc ze strachu, że na zawsze zostanie mi przyczepiona etykietka „tej trzepniętej laski, która grzebie w szufladach”, szybko wskoczyłam do szafy Richarda i zasunęłam za sobą drzwi. Możecie mnie nazwać tchórzem i panikarą, proszę bardzo.
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi wejściowych, a potem kroki przemierzające mieszkanie. Słyszałam dźwięk otwieranych i zamykanych szafek w kuchni i skrzypienie skóry, kiedy intruz ruszał poduszkami na sofie.
Kroki przemieściły się na korytarz, gdzie nieznajomy nagle się zatrzymał, zapewne przed gabinetem Richarda. Znów się rozległy, tym razem trochę przytłumione, kiedy wszedł do środka. Uchyliłam leciutko drzwi szafy i wyjrzałam. Niczego nie widziałam, więc cichutko, na palcach podeszłam do drzwi sypialni. Usłyszałam charakterystyczny sygnał i mieszkanie wypełnił mój głos, nagrany na automatyczną sekretarkę.
– „Cześć, Richard, to ja. Tak się tylko zastanawiam, co porabiasz. Nie odzywasz się do mnie. No może nie jakoś za długo, ale zdaje się, że miałeś do mnie wczoraj zadzwonić. Nie, żebym czekała na twój telefon. Ale może zapomniałeś. Albo byłeś naprawdę zajęty. Co całkowicie rozumiem, w końcu prowadzisz tyle spraw i masz mnóstwo na głowie. Widzisz, to nie tak, że myślę, że o mnie nie myślisz. Jestem pewna, że myślisz. I rozumiem, że mogłeś zapomnieć do mnie zadzwonić, bo wiem, że jesteś strasznie zajęty. W każdym razie zadzwoń do mnie, jak tylko będziesz mógł, okay?”
Boże, czy to naprawdę byłam ja? Nic dziwnego, że mój chłopak dał dyla.
Zdawało mi się, że słyszę śmiech intruza, kiedy sekretarka się wyłączyła. Całe szczęście, że usunęłam pozostałe wiadomości.
Usłyszałam dźwięk wysuwanych i zamykanych szuflad biurka, szelest przekładanych papierów. Mogłam przysiąc, że ten facet przeszukuje rzeczy Richarda. Ale w takim razie, co to za kumpel? Miałam tylko nadzieję, że znajdzie to, czego szuka, i nie wejdzie do sypialni.
Nic z tego.
Po chwili znowu usłyszałam kroki. Zbliżały się. Wydałam z siebie zduszony jęk i wskoczyłam z powrotem do szafy, szybko zasuwając za sobą drzwi. Chwilę później nieznajomy wszedł do pokoju. Przykucnęłam na podłodze, wciskając się między stos zimowych swetrów i kolekcję mokasynów od Bruno Magliego.
Słyszałam, jak intruz wysuwa szuflady komody, grzebiąc w nich tak jak ja przed chwilą. Czego szuka? Ciekawość wzięła górę nad strachem. Uchyliłam leciutko drzwi, żeby rzucić na niego okiem.
Natychmiast go rozpoznałam. Szerokie plecy pochylone nad komodą Richarda, wytarte dżinsy, ciemne włosy. Był to ten sam facet, którego widziałam w kancelarii z Richardem. Pan Nikt. Oprócz dżinsów znowu miał na sobie czarny T – shirt, ale tym razem był bez blezera – było za gorąco. Rękawy koszulki ciasno opinały jego pokaźne bicepsy. Zdaje się, że spod jednego z rękawów wystawał tatuaż, ale nie mogłam dojrzeć, co przedstawia.
Potem zobaczyłam broń.
Zastygłam w bezruchu, z wzrokiem utkwionym w kawałku błyszczącego metalu, wsuniętego za pasek dżinsów nieznajomego. Kolba pistoletu ciasno przylegała do jego umięśnionego brzucha. Mój oddech stał się szybki i urywany, kiedy gorączkowo starałam się znaleźć racjonalne wytłumaczenie, dlaczego uzbrojony facet przeszukuje rzeczy osobiste Richarda.
Pan Uzbrojony i Niebezpieczny mruczał coś pod nosem, wysuwając szufladę z bielizną. Wytężyłam słuch, żeby usłyszeć, co mówi.
– Niech to szlag… Wiem, że coś zostawiłeś… A to co…? – Urwał, unosząc fioletowe skarpety w romby. Pokręcił głową, wydając dźwięk, przypominający coś pomiędzy prychnięciem a chichotem, a potem wrzucił skarpety z powrotem do szuflady. Cóż, może i był złym facetem, ale przynajmniej miał dobry gust. Przyglądałam się, jak przeszukuje kolejną szufladę. – Cholera… to niemożliwe, żeby ten sukinsyn wszystko zabrał.
Zaraz, jak to „wszystko zabrał”?
Moje oczy oswoiły się już z ciemnością i rozejrzałam się po szafie, w której wisiały rzędy garniturów, koszulek polo i wyprasowanych w kant spodni. Dało się zauważyć wyraźne luki. Poczułam ucisk w żołądku, zbierało mi się mdłości. Zniknęły ubrania, zniknął mój chłopak. Facet ze spluwą grzebał w szufladzie z bielizną Richarda, a ja siedziałam skulona w szafie, modląc się, żeby zawroty głowy, które czułam, były oznaką strachu, a nie ciąży. To wszystko bardzo mi się nie podobało. Nie miałam pojęcia, co tu się dzieje, ale na pewno nic dobrego.
Po chwili było jeszcze gorzej.
Pan Nikt ruszył w kierunku szafy. Przygryzłam wargę, mając nadzieję, że się odwróci i sobie pójdzie. Niestety. Szedł prosto na mnie. Zacisnęłam mocno powieki i zwinęłam się w kłębek. Modliłam się w duchu, obiecując, że będę częściej chodzić do kościoła, połowę zarobków oddawać biednym, i naprawdę pracować przy wydawaniu posiłków w Święto Dziękczynienia, a nie tylko mówić tak mojej matce, żeby uniknąć jedzenia jej suchego jak wiór indyka.
Słyszałam, jak drzwi się przesuwają, i otworzyłam jedno oko. Podziękowałam bezgłośnie niebiosom, bo intruz odsunął drzwi z drugiej strony, tak że nadal skrywał mnie mrok. Wstrzymałam oddech, przekonana, że w otaczającej ciszy każde zaczerpnięcie tchu będzie równie głośne jak młot pneumatyczny w akcji.
Pan Nikt spojrzał na wiszące ciuchy, mrużąc ciemne oczy, jakby w myślach prowadził jakieś obliczenia.
– Cholera – rzucił, wypuszczając powietrze. Potem odwrócił się i wyszedł z sypialni. Słyszałam, jak idzie korytarzem, a potem wychodzi z mieszkania, zamykając za sobą drzwi z takim impetem, że zaczęły mi szczękać zęby. Choć możliwe, że szczękały same z siebie. Uświadomiłam sobie, że się trzęsę, i opatuliłam się wełnianym swetrem. Jeszcze przez dwie minuty siedziałam w ciemnej szafie, zanim odważyłam się wyjść.
Nie wiem, co zrobiłby Pan Nikt, gdyby mnie zobaczył, ale spluwa zatknięta za pas jego lewisów nie wróżyła nic dobrego.
Ostrożnie wystawiłam głowę za drzwi sypialni. Ani śladu zbira. Najszybciej, jak mogłam, przemknęłam na palcach korytarzem i ulotniłam się z mieszkania Richarda. Przecięłam sprintem ulicę, kuląc się jak pod ostrzałem. Gdy tylko znalazłam się w samochodzie, zamknęłam drzwi od środka, zdjęłam blokadę z kierownicy i odpaliłam silnik. Nadal trzęsły mi się dłonie, kiedy regulowałam klimatyzację.
Zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów, oceniając sytuację. Byłam cała. Pan Nikt mnie nie zauważył. Nie dostałam kulki w łeb ani się nie zmoczyłam. Wszystko było w porządku.
No dobra, nie wszystko było w porządku. Richard spakował się i wyjechał. Było to jasne zarówno dla Pana Nikt, jak i dla mnie. Ale dokąd wyjechał? I dlaczego? Richard nie wspominał, że planuje wyjazd, a biorąc pod uwagę, że do jego mieszkania włamał się uzbrojony facet, nie sądziłam, żeby chodziło o wakacje w Club Med. Ukrywał się? Miał kłopoty? Zważywszy na fakt, że uważał wrzucenie sobie w koszty lunchu ze mną za nieetyczne, trudno mi było w to uwierzyć.