Выбрать главу

Zastanawiałam się właśnie, czy powinnam wynieść śmieci do kontenera na tyłach budynku, kiedy zadzwonił telefon.

– Halo? – powiedziałam.

Nikt się nie odezwał, ale słyszałam w słuchawce oddech.

– Halo? – powtórzyłam, wyobrażając sobie, że to Richard próbuje się ze mną skontaktować, czując na karku oddechy gwałcicieli i morderców.

Tyle że głos, który usłyszałam nie należał do Richarda. Był to głos kobiety.

– Greenway dostał to, na co zasłużył. Odpuść sobie tę sprawę. Albo następna kulka będzie dla ciebie.

Rozdział 18

Stałam jak sparaliżowana, ze słuchawką przyklejoną do ucha, choć połączenie zostało już przerwane. Boże. Czy to była Bunny? Andi? Kobieta od stringów? Nie wiedziałam. Głos był przytłumiony. Ale zdecydowanie należał do kobiety. Wkurzonej kobiety.

Zadrżałam i szybko odłożyłam słuchawkę, jakby owa tajemnicza kobieta mogła zastrzelić mnie przez telefon. Jeśli potrzebowałam potwierdzenia, że Richard jest niewinny, to właśnie je uzyskałam.

Skąd ona miała mój numer? I skąd w ogóle wiedziała, kim jestem? Czy wiedziała też, gdzie mieszkam?

Pognałam do drzwi, żeby sprawdzić, czy są zamknięte. Były. Dla pewności otworzyłam je i jeszcze raz zamknęłam. Potem sprawdziłam okna i zaciągnęłam żaluzje. W odruchu paniki chciałam schować się pod materacem, ale zamiast tego szybko sprawdziłam szafę, przypominając sobie, jak sama siedziałam w szafie u Richarda. Z ulgą stwierdziłam, że nikt nie ukrywa się wśród moich swetrów.

Po ponownym sprawdzeniu zamka przy drzwiach usiadłam na materacu i włączyłam telewizor – naprawdę głośno – żeby wypełnić złowrogą ciszę powtórkami Kronik Seinfelda. Jednak zupełnie nie zwracałam uwagi na Jerry'ego. Nasłuchiwałam odgłosów dochodzących z zewnątrz. Takich, które mogłyby towarzyszyć skradaniu się szalonej, owładniętej żądzą zemsty blondynki w stringach i szpilkach. Ściszyłam telewizor, żeby lepiej słyszeć.

Naprawdę zaczynałam wariować.

Potrzebowałam broni. Czegoś, na wypadek gdyby Barbie Morderczyni próbowała się do mnie włamać w nocy. Jakiegoś ostrego noża czy klucza francuskiego. Niestety, ponieważ nie gotowałam ani nie naprawiałam gaźników, nie miałam żadnej z tych rzeczy. Błądziłam wzrokiem po pokoju, szukając czegoś wystarczająco ciężkiego, by móc walnąć Barbie w łeb. Porwałam z szafy zakurzonego thighmastera ([highmaster – lekki podręczny przyrząd do ćwiczenia mięśni nóg (przyp. red.)] i wskoczyłam z powrotem na materac.

Kicha. Wcale nie czułam się bezpieczniej.

Niechętnie wyjęłam z torebki wizytówkę Ramireza. Przez chwilę wpatrywałam się w nią. Najrozsądniej było zadzwonić po gliniarza, prawda?

W końcu przed chwilą grożono mi śmiercią. Właśnie takimi sprawami zajmują się policjanci. Reagowała na podobne zgłoszenia.

Tyle że po naszej porannej kłótni zupełnie nie uśmiechało mi się zrobienie pierwszego kroku. Nie chciałam, żeby Ramirez pomyślał, że użyłam tego telefonu jako wymówki, by do niego zadzwonić. Bałam się, że dzwoniąc do niego pierwsza, wyjdę na cieniaskę.

Przygryzłam wargę, zastanawiając się, co jest gorsze: wyjść na cieniaskę czy paść ofiarą Barbie. Złapałam telefon i wybrałam numer. Jednak po pierwszym sygnale stchórzyłam i się rozłączyłam. Cholera. Byłam cieniaską.

Telefon zadzwonił w mojej dłoni, a ja podskoczyłam chyba metr w górę. Trzęsącymi się palcami wcisnęłam guzik.

– Halo? – Modliłam się w duchu, żeby to był telemarketer.

– Maddie?

Pobożne życzenie. Dzwonił Ramirez.

– Och, cześć.

– Dzwoniłaś do mnie? Przed chwilą wyświetlił mi się twój numer. Szlag by trafił te nowoczesne wynalazki.

– Och, eee, powiedzmy.

– Co znaczy „powiedzmy”?

– Okay. Dzwoniłam, ale się rozłączyłam. Zadowolony?

Przez chwilę milczał. Spodziewałam się, że zaraz wybuchnie śmiechem, ale w jego głosie usłyszałam niepokój.

– Co się dzieje? Nic ci nie jest?

Cholera. Byłam zła, że zachowuję się jak nastolatka, podczas gdy on jest zatroskany i przejęty. Maddie, jesteś naprawdę porąbana, dziewczyno.

– Nie. Wszystko w porządku. Po prostu odebrałam niepokojący telefon.

Znowu zamilkł.

– Opowiedz mi o tym.

Opowiedziałam. Nie trwało to długo. Telefon był krótki, choć pozostawił po sobie niezatarte wrażenie. Kiedy skończyłam, znowu zapadła cisza.

– Chcesz, żebym przyjechał? – zapytał po chwili Ramirez.

Jasne, że tak. I wcale nie myślałam o seksie. No może trochę. Już sama myśl o Złym Glinie z wielką, groźną spluwą, stojącym na straży moich drzwi sprawiała, że czułam się bezpieczniej. Z drugiej strony dzwonienie do Ramireza, a potem odkładanie słuchawki było bardzo dziewczyńskie. Proszenie go, by przyjechał na noc, bo dzwoniła do mnie jakaś kobieta, byłoby jeszcze bardziej dziewczyńskie. Tak więc, choć wszystko we mnie krzyczało: „Tak, przyjedź, weź ze sobą spluwę i wskocz do mojego łóżka”, wykrzesałam z siebie resztki dumy.

– Nie, dzięki. Mam thighmastera. Wszystko w porządku. Naprawdę. Słyszałam, jak westchnął. Zdaje się, że nie uwierzył w moje zapewnienia.

W końcu powiedział:

– Masz mój numer, tak?

– Tak.

– Ustaw go na szybkie wybieranie. – I się rozłączył.

Zrobiłam, jak kazał. Potem w towarzystwie thighmastera ja i moja duma spędziłyśmy długą, wyczerpującą noc, na zmianę czuwając i śniąc sny o lalkach mordercach i nagim Ramirezie. Chyba mam kompletnie spaczoną podświadomość.

Następnego ranka obudziłam się wcześnie i natychmiast sprawdziłam, czy wszystkie drzwi i okna nadal są zamknięte. Były. Powinnam poczuć się lepiej, ale to tylko spotęgowało moją paranoję. Odpuściłam sobie prysznic (przypomniała mi się słynna scena z Janet Leigh w Psychozie), wypiłam dwie filiżanki kawy i szybko się ubrałam.

Sprawdziłam wiadomości na automatycznej sekretarce. Dzwoniła Althea, żeby poinformować, że widzenia odbywają się między drugą a czwartą i że wpisała mnie na listę, abym mogła się zobaczyć z Richardem. Podziękowałam w duchu za to, że choć jedna osoba jest po mojej stronie.

Druga wiadomość była od Dany. Zmieniła zdanie i nie chciała już pożyczać ciuchów. Potrzebowała za to nowych butów. Pytała, czy chcę z nią pojechać na zakupy.

Z jednej strony wydawało się to dość frywolne – robić zakupy, kiedy moje życie jest w rozsypce. Z drugiej strony nowa para butów zawsze pozwalała mi odzyskać jasność myśli…

Szybko oddzwoniłam do Dany i powiedziałam, że spotkamy się w Neimanie Markusie za pół godziny.

Dom towarowy Neiman Marcus znajduje się w Beverly Hills, zaledwie trzy przecznice od sławnego Miracle Mile przy Wilshire, gdzie pełno jest muzeów, restauracji i, co najważniejsze, firmowych butików, kuszących ograniczone finansowo maniaczki mody takie jak ja. Zostawiłam samochód na parkingu wielopoziomowym i odszukałam Danę w dziale z butami. Siedziała obok sterty botków.

– Spóźniłaś się – powiedziała. Dlaczego ludzie ciągle mi to wypominali?

– Przepraszam. To była długa noc.

– Ooo… z twoim detektywem?

– Nie! – Dzięki mojej głupiej dumie. – On wcale nie jest moim detektywem. Jest po prostu detektywem. – Który pojawia się w moich snach. Nago. Rety.

– Szkoda. Bo… – W oczach Dany pojawił się szelmowski błysk, który, jak wiedziałam po latach przyjaźni, wiązał się z przygodnie poznanymi facetami. – Zapytaj mnie o moją noc z Saszą. – Poruszyła brwiami.

– Będziesz zła, jeśli powiem, że wolałabym nie?

– Było cudownie! Maddie, ten facet jest jak maszyna. – Uniosła cztery palce. – Cztery razy. Cztery oddzielne orgazmy jednej nocy. Możesz uwierzyć?