Ze wstydem przyznałam, że z trudem.
– Mówię ci, on jest jak króliczek Energizera. Jest nienasycony, jest…
– Okay, rozumiem.
– A najlepsze jest to… – Nachyliła się do mnie, zniżając głos. – Że ma przyjaciela. Miszę. – Puściła do mnie oko. – Co powiesz na podwójną randkę dziś wieczorem?
Przyznaję, że perspektywa bliższej znajomości z króliczkiem Energizera była kusząca.
– Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebuję, jest inny facet. Dana przechyliła głowę.
– Nie mówiłaś przypadkiem, że Richard jest żonaty? I że siedzi w areszcie?
– Możemy o tym teraz nie rozmawiać? Wzruszyła ramionami.
– Jak chcesz. Ale dobrze to przemyśl. – Ponownie uniosła cztery palce. Przewróciłam oczami, szybko zmieniając temat.
– To Prada?
– Aha. Podobają ci się? – Dana poruszyła palcami w jasnobrązowych kozaczkach z cielęcej skórki.
– Czy mi się podobają? Są boskie. Stać cię na Pradę? – zapytałam.
– Chciałabym. Ale przymierzenie nic nie kosztuje.
Jakby na komendę z zaplecza wyszedł sprzedawca, niosąc trzy kolejne pudełka z butami. Postawił je obok Dany.
– Dziękuję, Davidzie – powiedziała, odczytując jego imię z plakietki. – Jesteś cudowny. – Posłała mu swój najszerszy, najbardziej zalotny uśmiech. – Mógłbyś sprawdzić, czy macie takie – wskazała na szpilki od Gucciego – w czarnym kolorze?
– Nie ma problemu – powiedział, po czym spojrzał pytająco na mnie.
– Eee, ja, eee… – Patrzyłam to na kozaczki od Prady, to na Davi – da. A co tam. – Sprawdź jeszcze, czy macie takie w rozmiarze trzydzieści osiem.
Dwadzieścia minut później sprzeczałam się sama ze sobą, czy istnieje cień szansy, żebym mogła sobie pozwolić na Pradę. Może gdybym sprzedała samochód i nie jadła przez pół roku, mogłabym je kupić. Przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze, byłam prawie zdecydowana. Miękka, jasnobrązowa skórka otulała moje nogi niczym jedwab, a podeszwy były tak idealnie wyprofilowane, że czułam się, jakbym chodziła po chmurach. Nie wspominając już o tym, że dzięki ponadsiedmiocentymetrowym obcasom moje łydki wyglądały prawie jak u Dany. Drobniutki, precyzyjny ścieg, doskonała sylwetka i mały błyszczący dzyndzelek suwaka z logo Prady. Panie i panowie, właśnie tak powinny wyglądać buty. Obróciłam się przed lustrem i westchnęłam.
Niestety, kiedy obliczyłam, ile dziecięcych bucików musiałabym zaprojektować, żeby pozwolić sobie na tę jedną parę, poddałam się. Wynik był porażający. Niechętnie włożyłam z powrotem swoje szmaragdowe czółenka z odkrytą piętą. Opuściłyśmy królestwo Prady z białymi kozaczkami tancerki go – go dla Dany. Była to jej własna interpretacja stylu lat sześćdziesiątych.
Powędrowałyśmy w dół ulicy do Leon's, gdzie zamówiłam frytki z chili i dodatkowym serem, zaś Dana wciągnęła niskokaloryczną pitę z ogórkiem i kiełkami. Wtedy opowiedziałam jej o telefonie, jaki odebrałam poprzedniego dnia wieczorem.
Kiedy skończyłam, Dana z zamyśloną miną przeżuwała kiełki.
– Jak myślisz, kto to był?
– Nie wiem. Może Bunny. Była nieźle wkurzona, kiedy wpadłam na nią w agencji Charliego Platta.
– Aha. – Potakując, Dana włożyła do ust ogórek.
– Albo Andi. Odniosłam wrażenie, że jest zdolna do tego typu akcji.
– Zastanawiam się – powiedziała Dana, oblizując palce – czemu nie bierzesz pod uwagę żony?
– Celii? – zapytałam. – Ona nie żyje.
– Nie, mówię o żonie Richarda. Znieruchomiałam z frytką uniesioną do ust.
– Zdaje się, że miałyśmy nie rozmawiać o jego stanie cywilnym.
– Przepraszam, przepraszam – powiedziała, wymachując serwetką. – Ale po prostu… – Urwała, przygryzając wargę.
Poddałam się.
– Mów. O co chodzi z żoną Richarda?
– Cały czas trzymamy się teorii, że morderca ma związek z niewiernością Greenwaya. A co z niewiernością Richarda?
Wzdrygnęłam się.
– Mów dalej.
– Może jego żona dowiedziała się o tobie i jej odbiło. Może wykorzystała Greenwaya, żeby wrobić Richarda? Posłanie niewiernego mężulka do celi śmierci to niezła zemsta.
Włożyłam frytkę do ust, zastanawiając się nad teorią Dany. Musiałam przyznać, że bardzo mi się spodobała.
– Jeśli planowała rozwód, to dwadzieścia milionów byłoby idealnym prezentem pożegnalnym. A będąc żoną Richarda, miała dostęp do jego dokumentów.
– Dokładnie. Czasami kobietom nieźle odwala, kiedy się dowiadują, że są zdradzane.
Mnie nie musiała tego mówić. Dana wzruszyła ramionami.
– W każdym razie nie zaszkodzi wziąć tego pod uwagę.
Miała rację. Pytanie brzmiało, czy Kopciuszek rzeczywiście była zdolna zabić z zimną krwią dwoje ludzi, żeby odegrać się na Richardzie? Wzdrygnęłam się. Zawsze uważałam, że te disnejowskie postacie są jakieś podejrzane.
– Okay – powiedziała Dana, zgniatając serwetkę – było fajnie, ale za dwadzieścia minut muszę być w Hollywood. – Uniosła swoje kozaczki tancerki go – go. – Życz mi powodzenia.
– Połamania nóg – powiedziałam, a ona posłała mi buziaka i wyszła. Patrzyłam, jak idzie w dół Wilshire i znika za rogiem, wracając po samochód. Ciągle przetrawiałam najnowszą teorię z Kopciuszkiem w roli głównej. Rozmiękłą frytką nabrałam resztkę chili i włożyłam do ust. Muszę przyznać, że im dłużej o tym myślałam, tym bardziej chciałam, żeby to Kopciuszek okazała się morderczynią. Dlaczego nie? Ramirez powiedział, że to ona jest właścicielką broni. Jeśli tak, to na pewno umiała się nią posługiwać. Blond włosy w pokoju Greenwaya też mogły należeć do niej. Kto wie, może Kopciuszek miała nawet romans z Greenwayem? W końcu co tak naprawdę o niej wiedziałam? Niewiele. Tylko tyle, że jeździ nowiutkim roadsterem.
I że jest żoną Richarda. Suka.
Spojrzałam na zegarek. Druga dziesięć. Dziesięć minut temu zaczęła się w areszcie pora widzeń. Najwyższy czas, żeby wyciągnąć z Richarda parę odpowiedzi. Szybko wyrzuciłam pozostałości po moim kalorycznym lunchu i wróciłam do dżipa.
Budynek aresztu okręgu Los Angeles wygląda jak podobne obiekty w filmach. To ciąg posępnych betonowych brył, pomalowanych na kolor ciemnopomarańczowy pewnie gdzieś w latach siedemdziesiątych. W środku jest niewiele lepiej: migoczą jarzeniówki, wszędzie unosi się zapach detergentów i dymu papierosowego. No i jeszcze napięcie i ludzie, którzy nie patrzą ci w oczy.
Musiałam zgodzić się na rewizję torebki, z której usunięto wszystko, co mogłoby posłużyć jako broń (mój pilnik do paznokci został uznany za niebezpieczny), a potem zostałam dwukrotnie obmacana przez kobietę, która wyglądała jak John Goodman. W końcu skierowano mnie do pomieszczenia przypominającego salę gimnastyczną, pełnego stolików, przy których zapłakane kobiety siedziały naprzeciwko mężczyzn w pomarańczowych kombinezonach. Jak na moje oko, wszystkim przydałaby się porządna kąpiel z dużą ilością mydła antybakteryjnego.
Obecność stojących pod ścianami strażników o kamiennych twarzach trochę mnie uspokoiła, zajęłam więc miejsce przy stoliku w pobliżu drzwi. Pięć minut później przez samozamykające się drzwi na drugim końcu sali wprowadzono Richarda. Prawie zrobiło mi się go szkoda, kiedy usiadł naprzeciwko mnie. Miał podkrążone oczy, jakby w ogóle nie spał. Brodę porastała mu jasna szczecina, z tym że wcale nie przypominał faceta z reklamówki maszynek do golenia. Jeśli już, to Nicka Nolte z policyjnej fotografii.
– Dziękuję, że przyszłaś – powiedział. Skinęłam głową, niepewna co powiedzieć.
– Chesterton mówił ci, że nie wypuszczą mnie za kaucją? Ponownie skinęłam.
– Przykro mi.
– Mnie też. – Rozejrzał się, jakby ciągle nie mógł uwierzyć, że tu trafił.