Выбрать главу

Pomyślałam, że za chwilę puszczę pawia.

Zgubiłam jeden z butów Dany, pełznąc na czworakach za donicę z palmą. Usłyszałam jeszcze trzy wystrzały. Kule utkwiły w ścianie wyklejonej elegancką tapetą. Potem usłyszałam dźwięk, który był dla moich uszu jak muzyka – szczęk pustego magazynku.

– Cholera! – wrzasnęła Althea. Skończyły się jej naboje. Zerwałam się z podłogi i popędziłam w stronę wind. Nie ubiegłam daleko po tłuczonym szkle. Althea szarpnęła mnie do tyłu za włosy.

Obróciłam się, starając się przypomnieć sobie coś z zajęć tae – bo, na które Dana zaciągnęła mnie w zeszłym roku. Wypad, obrót i cios? A może obrót, cios i wypad? A niech to. Szkoda, że nie zwracałam większej uwagi na kroki, zamiast gapić się na wyrzeźbiony tyłek instruktora. Nie miałam wyjścia. Zaczęłam kopać, wrzeszczeć i młócić rękami. Wiedziałam, że walczę jak dziewczyna, ale miałam to gdzieś.

Althea z łatwością powaliła mnie na podłogę. Była strasznie silna jak na kobietę. Najwyraźniej pod bezkształtnymi ciuchami ukrywało się ciało kulturystki.

Wbiłam paznokcie w jej skórę, zatapiając je coraz głębiej i głębiej, póki nie wrzasnęła. Niestety, na niewiele się zdało. Jej dłonie nadal zaciskały się na moim gardle i powoli zaczynałam widzieć gwiazdy. Gorączkowo macałam podłogę, szukając czegoś, czym mogłabym jej przywalić. Obraz robił się zamazany. Jedyne, co dobrze widziałam, to szalone oczy Althei, utkwione we mnie. Podczas szamotaniny spadły jej okulary. Jej gęste brwi były ściągnięte, a usta wykrzywione w makabrycznym uśmiechu rodem z filmów Wesa Cravena. Zachciało mi się płakać, kiedy pomyślałam, że ostatnią rzeczą, jaką ujrzę przed śmiercią, będą zarośnięte brwi i potargane włosy jakiejś wariatki? To było niesprawiedliwe.

Nagle moje dłonie coś znalazły. Zgubioną szpilkę Dany. Wyciągnęłam palce najdalej, jak mogłam, zaciskając je na bucie. Coraz gorzej widziałam, nie mogłam oddychać. Wijąc się pod cielskiem Althei, skupiłam resztkę siły w lewej ręce. Uzbrojona w dziwkarską szpilkę Dany, zamachnęłam się w kierunku szyi Althei.

Usłyszałam krzyk. Sama nie wiem czyj – jej czy mój. Ręce Althei oderwały się od mojej szyi. Zamrugałam, gwałtownie łapiąc powietrze. Althea zsunęła się ze mnie, jej szyja, w której tkwiła szpilka, była cała w keczupie. Wzrok miała szklisty, z jej ust dobiegało rzężenie.

Tym razem nie miałam wątpliwości, kto krzyczał. Ja.

Nadal wrzeszczałam w niebogłosy, kiedy przez rozbite drzwi wpadł Ramirez, a za nim paru umundurowanych policjantów. Jeden z nich zaczął robić Althei sztuczne oddychanie, wołając, by ktoś wezwał pomoc. Kiedy przyjechali sanitariusze, założyli Althei maskę tlenową i podłączyli masę rurek. Potem zjawili się kolejni gliniarze. Rozmawiali głośno przez radio. Wszystko wydawało się takie surrealistyczne. Cały czas nie mogłam oderwać wzroku od kałuży krwi, w której leżała Althea.

W końcu przestałam krzyczeć i uświadomiłam sobie, że jestem w ramionach Ramireza. Trzymał mnie mocno.

– Nic ci nie jest? – szepnął w moje włosy. Przełknęłam ślinę.

– Chyba mnie postrzeliła. Czy ona… – Urwałam, nakazując sobie wziąć głęboki oddech, zanim znowu zacznę krzyczeć.

– Nie, żyje. Na razie. – Ramirez odsunął się, żeby obejrzeć moje lewe ramię, gdzie żywy ogień przeszedł w tępy ból. – Wygląda na ranę powierzchowną – powiedział, ostrożnie odsuwając moją zniszczoną bluzkę.

Przywołał jednego z zajmujących się Altheą sanitariuszy, który potwierdził jego diagnozę. Powiedział, że trzeba to zszyć, więc Ramirez zapakował mnie do swojego SUV – a i zawiózł do szpitala.

Trzy godziny później moje ramię wyglądało, jakby należało do jakiegoś zombie, a szyja była w kolorze Fioletowego Paskudztwa. Mogłam to ukryć, nosząc przez kolejnych parę dni golfy, ale nadal pozostawała kwestia mojego oka. Ramirez zawiózł mnie na komisariat, gdzie złożyłam zeznania, czemu towarzyszył ledwo tłumiony śmiech policjantów, gdy opowiadałam, jak przebiłam Althei implant. Zanim skończyłam, zeszły ze mnie resztki adrenaliny i zupełnie oklapłam. Jedynym, co utrzymywało mnie w pionie, był Ramirez, który przez całą noc nie odstępował mnie na krok.

Słońce zaczynało wychylać się już zza horyzontu, kiedy Ramirez w końcu odwiózł mnie do domu. Kiedy zatrzymał samochód i wyłączył silnik, zadałam na głos pytanie, które dręczyło mnie od momentu, gdy zobaczyłam Altheę celującą do mnie z pistoletu.

– Skoro to Althea podprowadziła dwadzieścia milionów, to jakim cudem Jasmine stać na botoks i Pradę?

Ramirez przechylił głowę, jakby nie do końca rozumiał, o co chodzi z Pradą, ale odpowiedział.

– Nadal sprawdzają komputer Jasmine, ale z tego, co znaleźliśmy do tej pory wynika, że ktoś o nicku SexyJas pracował na seks czacie.

W myślach pacnęłam się w czoło. Kociakinazywo.com.

– Uprawiała cyberseks w pracy?

– Działa to mniej więcej tak, że logujący się faceci płacą trzy dolce dziewięćdziesiąt dziewięć centów za minutę czatowania z wybraną kobietą. Taki nowocześniejszy odpowiednik numerów 0700.

Przewróciłam oczami.

– Wygląda na to – ciągnął Ramirez – że w ciągu paru ostatnich miesięcy SexyJas spędziła zalogowana na tej stronie ponad tysiąc godzin.

Przeprowadziłam w myślach szybkie obliczenia i wyszło mi, że $3.99 pomnożone przez tysiąc dawało… całe mnóstwo butów Prady. Zapamiętałam sobie, żeby koniecznie trochę bardziej zaprzyjaźnić się z komputerem.

Ramirez obrócił się na siedzeniu w moją stronę.

– To była ciężka noc, co? – Jego dłoń otarła się o mój policzek, kiedy zakładał mi za ucho zabłąkany kosmyk włosów. – Śmiało – dodał łagodnie. – Powiedz to.

– Co? Uśmiechnął się.

– Wiem, że nie możesz się doczekać, żeby powiedzieć „a nie mówiłam”.

Nie mogłam się powstrzymać. Też się uśmiechnęłam.

– A nie mówiłam.

Uśmiechnął się szerzej, aż na jego policzku pojawił się ten seksowny dołeczek. Potem wychylił się zza kierownicy i mnie pocałował. Miękko, delikatnie, jakby się bał, że może mi coś zrobić. I w sumie się nie pomylił – czułam, że dosłownie topię się na skórzanym siedzeniu.

Odsunął się. Zdaje się, że trochę poleciałam w jego stronę.

– Chcesz, żebym wszedł? – zapytał. Jego oczy były ciemne i niebezpieczne, jak pantera wytatuowana na jego ramieniu.

Tak, tak, tak! Wzięłam głęboki oddech.

– Nie. – Boże, czy byłam tak samo stuknięta jak Althea? Co znaczyło „nie”?

W jego oczach było widać zawód.

– Racja. To była długa noc. Na pewno jesteś zmęczona.

Jasne. Zmęczona. Tak naprawdę byłam zagubiona. Rozwiązałam co prawda sprawę zabójstwa Greenwaya, ale ani trochę nie przybliżyło mnie to do odpowiedzi na pytanie, co mam zrobić z własnym zagmatwanym życiem.

Ramirez odprowadził mnie do drzwi i pocałował w czubek głowy. Patrzył w moje oczy i dokładnie widziałam, o czym myśli. Czułam, że mięknę.

– Może innym razem – szepnął i wrócił do samochodu.

Stałam na ciemnych schodach i patrzyłam za nim. Z całego serca pragnęłam, żeby wszedł. Przyznaję, że dziko go pożądałam. Jednym spojrzeniem wyrabiał z moim ciałem rzeczy, o jakich mi się nawet nie śniło.

Ale był jeszcze Richard. Dałam mu do zrozumienia, że jestem po jego stronie. I choć nasze pojmowanie, co to właściwie znaczy, trochę się różniło, na pewno nie obejmowało spędzenia nocy z seksownym gliniarzem. Uznałam, że dopóki nie postanowię co dalej z Panem Przestępcą w Białych Rękawiczkach ani nie rozwiążę problemu niewykonywalnego testu ciążowego, nie powinnam zapraszać Ramireza na noc. To byłoby nie w porządku. Zwłaszcza że na własne oczy widziałam, do jakiego stanu może doprowadzić człowieka czyjaś niewierność.