Stan „żywo-trupi”, w którym podróżuje załoga Tezeusza, jest oczywiście kolejnym powieleniem lubianego od wieków zatrzymania czynności życiowych (choć lubię myśleć, że odnowiłem nieco ten banał, przywołując jako mechanizm biologię wampirów). Dwie niedawne prace zbliżyły nas trochę do perspektywy hibernacji. Blackstone i inni wywołali hibernację u myszy w zdumiewająco prosty sposób — traktując je siarkowodorem50; to zatyka ich komórkową maszynerię na tyle, by zredukować metabolizm o 90%. Inna, bardziej widowiskowa (i inwazyjna) metoda: uczeni z Safar Center for Resuscitation Research w Pittsburgu twierdzą51, że udało im się wskrzesić psa trzy godziny po śmierci klinicznej, techniką, w której krew zwierzęcia zastąpiono lodowatym roztworem soli52. Z tych dwóch metod pierwsza jest zapewne bliższa temu, co ja sobie wyobraziłem, choć brudnopis powieści był ukończony przed publikacją obu prac. Zastanawiałem się, czy nie przerobić scen w krypcie, żeby wspomnieć o siarkowodorze, ale w końcu zdecydowałem, że dowcipy o pierdzeniu kompletnie zepsułyby klimat.
PLANSZA DO GRY
Ślepowidzenie określa Big Bena jako „emiter Oasy”. Nie jest to uznany oficjalnie termin, ale Yumiko Oasa ogłosił, że znalazł dotąd nieudokumentowane emitery podczerwieni53, 54 — ciemniejsze niż brązowe karły, ale być może występujące częściej55, 56 — o masie od trzech do trzynastu Jowiszów. Fabuła wymagała czegoś o dość lokalnym oddziaływaniu, wystarczająco dużego, by utrzymać superjowiszowe pole magnetyczne, ale na tyle małego i ciemnego, by w wiarygodny sposób nie dać się odkryć przez kolejne siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt lat. Emitery Oasy w miarę dobrze do tego pasowały (jeśli nie liczyć oczywistego sceptycyzmu, czy one w ogóle istnieją57).
W szczegółach oczywiście musiałem ekstrapolować, zważywszy jak mało o tych ustrojstwach wiadomo. Dane podkradłem z różnych źródeł dotyczących gazowych olbrzymów58, 59, 60, 61, 62, 63, 64 i/lub brązowych karłów65, 66, 67, 68, 69, 70, 71, 72, 73, 74, 75, odpowiednio przeskalowawszy je w górę lub w dół. Odpalenie ostatecznej broni Rorschacha, widziane z odległości, bardzo mocno przypomina gigantyczny rentgenowsko-radiowy rozbłysk, zauważony niedawno wokół brązowego karła, którego uważano za zbyt małego na takie numery76. Trwał dwanaście godzin, był dobry miliard razy silniejszy niż cokolwiek wyplutego kiedykolwiek przez Jowisza i uważa się, że spowodowało go skręcone pole magnetyczne77.
Burns-Caulfield jest luźno oparty na transnewtonowskiej komecie 2000Cr105, której obecna orbita nie do końca tłumaczy się grawitacją znanych nam obiektów Układu Słonecznego78.
ANATOMIA I FIZJOLOGIA WĘŻYDEŁ
Jak wszyscy, mam już potąd człekokształtnych obcych o pofałdowanych czołach i olbrzymich, generowanych komputerowo insektoidów, które może wyglądają obco, ale zachowują się jak wściekłe psy w chitynowych ubrankach. Oczywiście odmienność dla samej odmienności jest niewiele lepsza niż sztampowy rodenoid z grzebieniem na głowie; dobór naturalny jest równie powszechny jak samo życie, które w rezultacie, niezależnie od tego, gdzie ewoluuje, kształtowane jest w zasadzie przez te same podstawowe procesy. Wyzwaniem jest zatem stworzenie „obcego”, który naprawdę nie przeczyłby temu słowu, ale pozostał przy tym biologicznie prawdopodobny.
Wężydła to moja pierwsza próba zmierzenia się z tym wyzwaniem — zważywszy, jak bardzo przypominają wężowidła z ziemskich mórz, niewykluczone, że w kategorii „zupełnie niepodobne do wszystkiego” totalnie sprawę położyłem, przynajmniej jeśli chodzi o ogólną morfologię. Okazuje się, że wężowidła mają nawet coś podobnego do rozproszonej po ciele macierzy plamek ocznych. Podobnie, rozmnażanie wężydeł — osobniki rosnące w stosie jeden nad drugim i odłączające się w miarę dojrzewania — bierze się od meduz. Można wyciągnąć biologa morskiego z oceanu, ale…
Na szczęście wężydła stają się bardziej obce przy bliższym poznaniu. Cunningham mówi, że na Ziemi nie istnieje nic przypominającego ich współbieżne przetwarzanie motoryczno-sensoryczne. I tu ma rację, choć przypominam sobie pewną konstrukcję, która mogłaby potencjalnie w coś podobnego wyewoluować. Nasze własne „neurony lustrzane” uaktywniają się nie tylko, gdy wykonujemy jakieś działanie, ale także, gdy obserwujemy kogoś, kto je wykonuje79; tę cechę przywołuje się przy ewolucji języka i świadomości80, 81, 82.
Na poziomie metabolizmu jest jeszcze bardziej obco. Na Ziemi nic, co polega wyłącznie na beztlenowej produkcji ATP, nie wyszło poza jednokomórkowce. Proces jest wprawdzie wydajniejszy niż nasze opalane tlenem cykle, ale cholernie wolny, więc zupełnie nie nadaje się dla skomplikowanych konstrukcji wielokomórkowych83. Zaproponowane przez Cunninghama rozwiązanie to wcielona prostota — pułapka polega na tym, że pomiędzy okresami aktywności trzeba by przesypiać po parę tysięcy lat.
Pomysł procesów metabolicznych opartych na mechanice kwantowej może wyglądać jeszcze bardziej podejrzanie, ale wcale tak nie jest. Dualizm korpuskularno-falowy może mieć znaczny wpływ na reakcje biochemiczne w temperaturze pokojowej84; mówi się, że tunelowanie ciężkich jąder może przyspieszać je nawet o 152 rzędy wielkości85.
A może teraz coś porządnie obcego — brak genów. Przykład z plastrem miodu, którym się posłużyłem jako analogią, pierwotnie pojawił się w mało znanym traktacie Darwina86 (cholera, zawsze chciałem tego gościa gdzieś zacytować); a ostatnio nieduża, ale rosnąca grupa biologów zaczęła głosić nowinę, że kwasy nukleinowe (w szczególności) i geny (w ogólności) jako elementy konieczne dla powstania życia są mocno przereklamowane87, 88. Złożoność organizmów biologicznych jest w dużej mierze wynikiem nie genetycznego programowania, lecz prostej fizycznej i chemicznej interakcji tworzących je składników89, 90, 91, 92. Oczywiście, nadal potrzeba czegoś, co zapewni temu procesowi warunki początkowe — i tu na scenę wkraczają pola magnetyczne. W środowisku Rorschacha i tak nie przetrwałby żaden mięczak w rodzaju łańcucha nukleotydów.
Osobnik ciekawski i czepialski mógłby zapytać: „No dobra, ale jak ci goście ewoluują bez genów? Jak przystosowują się do nowych warunków? Jak radzą sobie z nieprzewidzianymi okolicznościami jako gatunek?”. A gdyby był tu z nami Robert Cunningham, odpowiedziałby może: „Dam sobie uciąć rękę, że pół układu immunologicznego aktywnie atakuje tę drugą połowę. Część układu nerwowego tak samo; próbują, hm, hackować się nawzajem. One chyba ewoluują wewnątrz organizmu, choć brzmi to jak wariactwo. Cały organizm jest w stanie wojny z samym sobą, ma permanentną komórkową»królową kier«. Coś jakbyśmy założyli kolonię oddziałujących na siebie nowotworów i liczyli, że ostra konkurencja nie pozwoli żadnemu wymknąć się spod kontroli. Wygląda, że to spełnia tę samą rolę, co u nas seks i mutacje”. A gdybyście przewrócili oczyma na to kręcenie, pewnie dmuchnąłby Wam dymem w twarz i odwołał się do takiej właśnie interpretacji pewnego immunologa, który się posługuje (ciekawy wybór) przykładem filmu Matrix rewolucje93. Mógłby zauważyć także, że podobny wewnętrzny dobór naturalny kształtuje połączenia synaptyczne w naszym własnym mózgu94; katalizują go odcinki pasożytniczego DNA, zwane retrotranspozonami.