Выбрать главу

W którejś wersji książki Cunningham faktycznie coś takiego mówił, ale cholerstwo zaczynało tak pękać w szwach od teoretyzowania, że po prostu to wyciąłem. W końcu bezpośrednim architektem tych spraw jest Rorschach, więc może wszystko to obsłużyć, nawet jeśli pojedyncze wężydła tego nie umieją. A jedno z przesłań Ślepowidzenia głosi, że życie się stopniuje — że rozróżnienie między układami żywymi i nieżywymi zawsze było wątpliwe95, 96, 97, a już szczególnie w bebechach tego upierdliwego artefaktu daleko w obłoku Oorta.

ŚWIADOMOŚĆ/INTELIGENCJA

To gwóźdź całego pieprzonego programu. Najpierw załatwmy zawodników wagi ciężkiej. Being No One20 Metzingera to najcięższa książka, jaką w życiu czytałem (a i tak przez spore fragmenty jeszcze nie przebrnąłem), ale za to nigdzie dotąd, w literaturze faktu czy fikcji, nie zetknąłem się z tak oszałamiającymi ideami. Gdy chodzi o naturę świadomości, większość autorów bezwstydnie kusi, a potem nie daje żadnych konkretów. Pinker tytułuje swą książkę How the Mind Works [Jak działa umysł]98, a potem, zaraz na pierwszej stronie, przyznaje „Nie rozumiemy, jak działa umysł”. Koch (gość, który ukuł termin „agenty zombie”) pisze The Quest for Consciousness: A Neurobiological Approach [W poszukiwaniu świadomości: podejście neurobiologiczne]99, w której z zażenowaniem omija całą kwestię, dlaczego aktywność neuronów miałaby w ogóle dawać w wyniku jakąkolwiek subiektywną świadomość.

Metzinger góruje nad tymi cieniasami i od razu chwyta byka za jaja. Jego hipoteza „świat zero” wyjaśnia nie tylko subiektywne poczucie własnej jaźni, ale także tłumaczy, dlaczego w ogóle w pewnych systemach kognitywnych wykształca się taki iluzoryczny pierwszoosobowy narrator. Nie mam pojęcia, czy ma rację, bo jego argumenty mnie przerastają — ale przynajmniej zabrał się za właściwe pytanie: to, które każe nam gapić się w sufit o trzeciej nad ranem, długo po zużyciu ostatniego skręta. Wiele z wetkniętych do Ślepowidzenia syndromów i zaburzeń po raz pierwszy spotkałem w jego książce. Podobnie, wszystkie pozbawione przypisów stwierdzenia w tym punkcie najprawdopodobniej zawdzięczam jemu.

A jeśli nie, najpewniej pochodzą z The Illusion of Conscious Will [Złudzenie świadomej woli] Wegnera21. Mniej ambitna, acz bardziej przystępna, skupia się nie tyle na naturze świadomości, ile wolnej woli, którą Wegner określa jako „sposób mózgu na szacowanie tego, co, jak mu się wydaje, zrobił”. Przedstawia też własną listę syndromów i zaburzeń — wszystkie umacniają tylko wrażenie, jak zdumiewająco kruchymi i przewrotnymi maszynami jesteśmy. No i oczywiście, Oliver Saks22 przysyłał nam wieści ze skraju świadomości na długo, zanim świadomość stała się trendem, do którego można było się zacząć podłączać.

W sumie, łatwiej byłoby wypisać wszystkich autorów, którzy nie brali się za „wyjaśnianie” świadomości. Repertuar teorii sięga od rozproszonych pól elektrycznych po teatrzyki kwantowych marionetek; świadomość znajdowano już w korze czołowo-wyspowej, w podwzgórzu i setce innych dynamicznych ośrodków100, 101, 102, 103, 104, 105, 106, 107, 108, 109, 110. (Przynajmniej jedna koncepcja111 sugeruje, że o ile małpy człekokształtne i dorośli ludzie są świadomi, o tyle małe ludzkie dzieci nie są. Przyznaję, że dość tę teorię lubię — jeśli dzieci nie są nieświadome, bez wątpienia są psychopatami).

Lecz pod tym niegroźnym, powierzchownym pytaniem „czym jest świadomość?” czai się drugie, sensowniejsze: w czym się przydaje? Ślepowidzenie dogłębnie zajmuje się tym zagadnieniem, więc nie będę się powtarzał. Wystarczy, jeśli powiem, że przynajmniej w rutynowych okolicznościach czymś niewiele poza odbieraniem wiadomości od nieświadomego, wielekroć bardziej rozwiniętego systemu, stemplowaniem ich i przypisywaniem sobie wszystkich zasług. W rzeczywistości, nieświadomy umysł daje sobie tak świetnie radę, że nawet zbudował sobie (w tylnej korze zakrętu obręczy) wartownika, którego jedynym zadaniem jest nie pozwalać świadomości wtrącać się do codziennych zadań112, 113, 114. (Gdyby reszta Waszego mózgu miała świadomość, pewnie uważałaby Was za Dilbertowego szefa o sterczących włosach).

Nawet do rozwinięcia „teorii umysłu” nie jest konieczna samoświadomość. Wydaje się to kompletnie nieintuicyjne: jak można się nauczyć, że inne osobniki są autonomicznymi agentami, mającymi własne interesy i plany, jeśli nie ma się świadomości własnych? Nie ma w tym jednak sprzeczności i świadomość wcale nie jest wymagana. Bez problemu da się śledzić intencje innych osobników, nie będąc nawet w najmniejszym stopniu autorefleksyjnym107. Norretranders wręcz oświadcza wprost, że „Świadomość jest oszustem”115.

Niewykluczone, że wyjątkiem jest sztuka. Wydaje się, że estetyka wymaga pewnego stopnia samoświadomości — w sumie, możliwe, że to ewolucja estetyki wprawiła w ruch całą lawinę rozwoju świadomości. Gdy muzyka jest tak piękna, że wywołuje dreszcze, uruchamia się maszyneria nagrody w Twoim układzie limbicznym: ten sam układ nagradza Cię za posuwanie atrakcyjnego partnera, albo obżarcie się sacharozą116. To taka sztuczka, hackerstwo, innymi słowy — mózg nauczył się jak otrzymywać nagrodę, nie zapracowawszy na nią zwiększeniem sprawności98. Jest to przyjemne, zadowala nas, sprawia, że chce nam się żyć. Ale także zwraca nas do wewnątrz i dekoncentruje. Pamiętacie te szczury z lat sześćdziesiątych, które nauczyły się stymulować swój ośrodek przyjemności przez naciśnięcie dźwigni? Naciskały je tak nałogowo, że zapominały jeść. Umierały z głodu. Pewnie, umierały szczęśliwe, ale umierały. Nie ulega wątpliwości, że ich sprawność spadała do zera.

Estetyka. Samoświadomość. Wymarcie.

To z kolei prowadzi nas ku ostatecznemu pytaniu, czającemu się w beztlenowych głębinach: ile kosztuje świadomość? W porównaniu z przetwarzaniem nieświadomym jest powolna i kosztowna112. (Hipoteza oddzielnego, szybszego bytu kryjącego się u podstawy mózgu i przejmującego kontrolę w nagłych sytuacjach opiera się między innymi na badaniach Joego LeDoux z New York University117, 118). Dla porównania, zastanówmy się nad skomplikowanymi i błyskawicznymi obliczeniami, jakich dokonują sawanci; te zdolności są niekognitywne119, mamy też dowody, że występują dzięki stosunkowo dużemu stopniowi fragmentacji4 neurologicznej. Nawet gdyby procesy świadome i nieświadome były równie wydajne, te świadome są przez cały czas rozkojarzane nieustanną obecnością bodźców podświadomych, co odwraca ich uwagę od zagrożeń i możliwości pojawiających się w otoczeniu. (Byłem bardzo dumny z tego pomysłu; widzicie więc, że musiałem się wkurzyć, odkrywając, że Wegner napisał coś podobnego już w roku 1994120). Koszt wysokiej inteligencji wykazano w doświadczeniach, w których bystre muszki owocowe przegrywały konkurencję o jedzenie z głupimi121, zapewne dlatego, że potrzeby metaboliczne procesów uczenia się i pamięci pozostawiały mniej energii na poszukiwanie jedzenia. Nie, nie zapomniałem, że dopiero co poświęciłem całą książkę na dowodzenie, że inteligencja i świadomość to dwie różne sprawy. Ale ten eksperyment i tak jest adekwatnym przykładem, ponieważ oba atrybuty mają jedną wspólną cechę: są metabolicznie kosztowne. (Różnica: inteligencja przynajmniej w niektórych przypadkach jest warta tej ceny. A jaką wartość ma dla przeżycia obsesyjne wpatrywanie się w zachód słońca?).