Выбрать главу

– Nie i nie życzę sobie, aby było inaczej – odparł Aaron. Ephram potrząsnął głową.

– Jacob został wykluczony z naszego kościoła, ale nie z twojego życia.

– Dla mnie to jedno i to samo.

– I tego właśnie nie pojmuję. Wiesz dlaczego? Bo przebaczenie to pierwsza ze wszystkich reguł.

Aaron spojrzał biskupowi w oczy.

– Czy po to do nas przyjechałeś? Żeby porozmawiać o Jacobie?

– Cóż, prawdę mówiąc, nie – przyznał Ephram. – Po mojej porannej rozmowie z Elamem wybrałem się do Johna Zimmermanna i Martina Lappa. Oni wyjaśnili mi, że jeśli policjanci spędzili u was cały dzień, to z całą pewnością Katie jest podejrzana. W tym momencie wszystko zależy od tego, czy dziecko urodziło się żywe czy nie. Jeżeli tak, wtedy Katie poniesie winę za jego śmierć. – Spojrzał na Aarona, marszcząc brwi. – John i Martin radzili, żebyś porozmawiał z adwokatem, bo inaczej możesz dać się zaskoczyć.

– Moja Katie nie potrzebuje adwokata.

– I ja w to wierzę – przytaknął biskup – jednak w wypadku, gdyby było inaczej, wspólnota nie opuści jej w biedzie. – Po chwili wahania dodał: – Rozumiecie, rzecz jasna, że przy najbliższej okazji nie będzie mogła przystąpić do Stołu Pańskiego.

Elam uniósł na niego wzrok.

– Nie przyjmie komunii? Tylko tyle? A bann? Nie będzie odsunięta od wspólnoty?

– Rzecz jasna, będę musiał jeszcze porozmawiać z Samuelem, a później wszystko przemyśleć. – Ephram położył dłoń na ramieniu Aarona. – Nie pierwsza to młoda para, która nie potrafiła w cierpliwości doczekać nocy poślubnej. Nie muszę też chyba dodawać, że śmierć dziecka to straszna tragedia. Cierpienie jest jednak równie mocnym spoiwem dla związku małżeńskiego jak szczęście. Zaś co do podejrzeń, które padły na Katie – cóż, chyba żaden z nas w to nie wierzy, prawda?

Aaron odwrócił się od biskupa, strząsając jego dłoń ze swojego ramienia.

– Dziękuję, Ephramie, ale nie wynajmiemy adwokata dla Katie i nie będziemy uganiać się po sądach dla Englischers. To nie w naszym zwyczaju.

– Powiedz mi, Aaronie, dlaczego zawsze wyznaczasz innym ludziom granice, które są zmuszeni przekroczyć? – westchnął Ephram. – Coś takiego – o, to dopiero nie jest w naszym zwyczaju.

– Wybaczcie, mam dużo pracy. – Aaron skinął głową biskupowi, skłonił się ojcu i ruszył szybkim krokiem w stronę obory.

Dwaj starsi mężczyźni w milczeniu odprowadzali go wzrokiem.

– Już kiedyś z nim rozmawiałeś na ten sam temat – przypomniał Elam Fisher.

Biskup uśmiechnął się smutno.

– Ja. I tak samo jak dziś miałem wtedy wrażenie, że mówię do ściany.

Katie spała w szpitalu. Śniło jej się, że spada, spada z nieba, jak ptak z przetrąconym skrzydłem, a ziemia wybiega jej na spotkanie. Serce utkwiło jej w gardle, dławiąc krzyk. Dopiero w ostatniej sekundzie dotarło do niej, że ma przed sobą swoją oborę, pola, dom. Zamknęła oczy i poczuła uderzenie, które rozbiło cały krajobraz w drobny mak; kiedy ponownie rozejrzała się dookoła siebie, nie wiedziała, gdzie jest, nie rozpoznawała niczego.

Usiłując przebić wzrokiem otaczającą ją ciemność, Katie z wysiłkiem usiadła na łóżku. Z jej ciała, niczym korzenie, wyrastały przewody i plastikowe rurki. Brzuch miała obolały i tkliwy, nogi i ręce ciężkie jak z żelaza.

Sierp księżyca przeciął na pół niebo posypane szczyptą gwiezdnego pyłu. Katie wsunęła ręce pod pościel, objęła dłońmi brzuch.

– Ich hab ken Kind kaht – szepnęła.

Nie urodziłam żadnego dziecka. Na koc spadły pierwsze łzy.

– Ich hab ken Kind kaht. Ich hab ken Kind kaht - powtarzała Katie raz za razem, aż w końcu te krótkie słowa, ta anielska kołysanka, zaczęły krążyć niczym krew w jej żyłach.

Kilka minut po północy zahuczał nagle faks w mieszkaniu Lizzie, która ćwiczyła właśnie na mechanicznej bieżni. Z nadmiaru adrenaliny do późnej nocy nie mogła zmrużyć oka, postanowiła więc wykorzystać okazję i zażyć nieco ruchu, a przy okazji zmęczyć się na tyle, aby móc zasnąć. Słysząc sygnał, wyłączyła bieżnię i podeszła do faksu, czekając, zdyszana i zlana potem, aż maszyna dostarczy jej wiadomość. Na widok nagłówka zakładu medycyny sądowej jej serce zabiło jeszcze mocniej.

Do świadomości zaczęły stopniowo docierać domagające się uwagi informacje.

Płeć: męska. Wiek: 32 tygodnie. Długość całkowita 39,2 cm, długość ciemieniowo – pośladkowa 26 cm. Test wodny… Rozszerzone przewodziki pęcherzykowe płuca… Plamy na skórze koloru od różowego do ciemnej czerwieni… Oba płuca unosiły się na powierzchni wody, częściowe i nieregularne napowietrzenie wykluczone. W uchu środkowym obecne powietrze. Górna warga posiniała, na dziąsłach wykryto bawełniane włókna.

– Boże jedyny… – szepnęła, drżąc na całym ciele. Miała już w życiu kilkakrotnie do czynienia z mordercami. Rozmawiała z człowiekiem, który za paczkę Cameli zadźgał nożem właściciela sklepu całodobowego, z chłopakiem, który zgwałcił w akademiku kilka studentek, a potem zostawił je na zakrwawionej podłodze, kiedyś nawet zdarzyło jej się poznać kobietę maltretowaną przez męża – tyrana, która pewnej nocy, kiedy zasnął, strzeliła mu z pistoletu prosto w twarz. W obecności takich ludzi zawsze ulegała wrażeniu, że gdyby można ich było otworzyć, tak jak rosyjskie lalki – matrioszki, w środku znalazłoby się rozżarzony, dymiący kawałek węgla.

Tymczasem ta dziewczyna, córka amiszów, nie miała w sobie nic takiego.

Lizzie zrzuciła z siebie strój do ćwiczeń i poszła do łazienki, pod prysznic. Zanim ta dziewczyna zostanie zatrzymana, pouczona o przysługujących jej prawach i formalnie oskarżona… Zanim to nastąpi, Lizzie chciała spojrzeć Katie Fisher w oczy i zrozumieć, co kryje się w jej sercu.

Przyjechała do szpitala o czwartej nad ranem, ale pomimo wczesnej godziny Katie nie spała. Była sama. W jej szeroko otwartych błękitnych oczach zamigotało zdziwienie na widok policjantki.

– Dzień dobry – powiedziała. Lizzie przysiadła obok niej na łóżku.

– Jak się czujesz?

– Lepiej – padła cicha odpowiedź. – Wracają mi siły.

Lizzie zerknęła na książkę rozłożoną na kolanach dziewczyny. To była Biblia.

– Samuel mi przywiózł – wyjaśniła Katie, widząc jej zmarszczone brwi. – A może tu nie wolno czytać Biblii?

– Wolno, oczywiście, że wolno – uspokoiła ją Lizzie, czując, jak jej piramida dowodów, starannie wznoszona od dwudziestu czterech godzin, zaczyna chwiać się w posadach, zetknąwszy się z jedną prostą prawdą: ta dziewczyna należy do amiszów. Czy ten fakt mógł odeprzeć wszelkie zarzuty, czy był na tyle istotny, aby obalić ową górę obciążających argumentów? – Katie, czy lekarz ci wyjaśnił, co się z tobą stało?

Katie uniosła wzrok. Założyła palcem miejsce, gdzie skończyła czytać i zamknęła Biblię, szeleszcząc stronicami, po czym skinęła głową.

– Kiedy rozmawiałyśmy wczoraj, usłyszałam od ciebie, że nie urodziłaś dziecka. – Lizzie wzięła głęboki wdech. – Zastanawiam się, dlaczego tak powiedziałaś.

– Bo nie urodziłam żadnego dziecka. Lizzie potrząsnęła głową z niedowierzaniem.

– W takim razie skąd ten krwotok?

Katie oblała się rumieńcem aż po samą szyję i kołnierz szpitalnej koszuli nocnej.

– Mam teraz swoje dni – powiedziała cicho.

Odwróciła głowę, usiłując zapanować nad sobą. – Być może jestem prosta, pani detektyw, ale nie głupia. Sądzi pani, że mogłabym urodzić dziecko i nie wiedzieć o tym?