– Zaczekaj – powiedziała Leda, parkując przed swoim domem.
– Pójdę tylko po Franka. – Zostawiła Sarę w samochodzie i wbiegła do środka.
Frank siedział w salonie, oglądając powtórkę jakiejś telenoweli. Wystarczyło mu spojrzeć w twarz żony; natychmiast zerwał się z fotela, łapiąc Ledę za ramiona.
– Coś się stało? Nic ci nie jest?
– Policjanci zabrali Katie do sądu okręgowego. Oskarżyli ją o morderstwo. – Ostatnie słowa przepełniły czarę. Leda, która trzymała się dzielnie przed siostrą, rozkleiła się kompletnie w ramionach męża. – Ephram Stoltzfus zebrał od przedsiębiorców ze wspólnoty dwadzieścia tysięcy dolarów na adwokata dla Katie, ale Aaron nie chce przyjąć ani centa.
– Dostanie obrońcę z urzędu, nie bój się, kotku.
– Nie. Aaron będzie chciał, żeby nadstawiła drugi policzek. A po tym, jak zachował się wobec Jacoba, Katie nie ośmieli mu się przeciwstawić. – Leda oparła czoło o pierś męża. – Ona nie ma szans na wygraną. Trafi do więzienia, chociaż jest niewinna.
– A jak to było z Dawidem i Goliatem? – przypomniał jej Frank, ocierając kciukiem łzy z policzka żony. – Gdzie Sara?
– Czeka w samochodzie.
– To chodźmy. – Frank objął Ledę w pasie.
W chwilę po ich wyjściu drzwi do salonu się otworzyły. Stanęła w nich Ellie ubrana w krótkie spodenki i bluzeczkę bez rękawów. Kiedy Leda wpadła do domu, ona była akurat w pokoju obok. Wiązała właśnie tenisówki, bo chciała się przebiec. Słyszała każde słowo. Z twarzą niezdradzającą żadnych uczuć Ellie podeszła do wysokiego, panoramicznego okna i patrzyła, jak samochód ciotki wycofuje się z podjazdu, a potem znika w oddali.
Katie musiała wsunąć ręce pod blat stołu, żeby nikt nie zauważył, jak bardzo się trzęsą. Szpilka, która przytrzymywała jej kapp w miejscu, została w radiowozie i teraz czepek sterczał chwiejnie na samym czubku głowy, zsuwając się przy każdym poruszeniu. Mimo to nie zdjęłaby go za nic w świecie, a już z całą pewnością nie w tej chwili, bo podczas modlitwy należy mieć głowę nakrytą, a od momentu, gdy radiowóz ruszył spod szpitala, nie przestała się modlić nawet na chwilę.
Niedaleko, tuż obok, stał drugi stół, taki sam jak ten, przy którym ją posadzono. Siedział przy nim jakiś mężczyzna i przyglądał się jej, zmarszczywszy brwi. Katie zachodziła w głowę, czym też mogła go aż tak rozgniewać. Przed nią, na podwyższeniu, za trzecim, masywnym stołem, zasiadał jeszcze jeden mężczyzna, ubrany w czarną szatę i dzierżący w dłoni drewniany młotek. W momencie, gdy Katie zobaczyła, jak na salę rozpraw wchodzi ukradkiem jej mama w towarzystwie cioci Ledy i wuja Franka, młotek opadł z wielkim hukiem.
Mężczyzna z młotkiem spojrzał na nią spod zmrużonych powiek.
– Czy mówi pani po angielsku?
– Ja – odpowiedziała Katie i zaczerwieniła się. – Tak.
– Została pani oskarżona na terenie stanu Pensylwania o zabójstwo pierwszego stopnia. Oskarża się panią, Katie Fisher, o spowodowanie dnia jedenastego lipca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku śmierci noworodka z rodziny Fisherów. Czyn ten popełniony został umyślnie, zamierzenie i z premedytacją na farmie należącej do rodziny Fisherów, znajdującej się w powiecie East Paradise hrabstwa Lancaster. Akt oskarżenia obejmuje również morderstwo trzeciego stopnia. Oskarża się panią…
Potok angielszczyzny spadł na nią jak ulewny deszcz, zbyt intensywny, aby mogła zrozumieć wszystko po kolei. Straciła orientację pośród zlanych w jeden nieprzerwany strumień słów. Zamknęła oczy, chwiejąc się lekko.
– Czy rozumie pani przedstawione zarzuty?
Nie zrozumiała nawet pierwszego zdania, ale mężczyzna w czarnej szacie wyraźnie czekał na odpowiedź, ona zaś nauczyła się już jako dziecko, że Englischers lubią, żeby im przytakiwać.
– Tak – odpowiedziała.
– Czy ma pani adwokata?
Katie wiedziała dobrze, że jej rodzice, podobnie zresztą jak wszyscy amisze, uważają procesowanie się w sądzie za czynność z gruntu pozbawioną sensu. Od czasu do czasu, bardzo rzadko, zdarzało się, że jakiś amisz otrzymywał wezwanie i stawał przed sądem w charakterze świadka – lecz nigdy nie zrobiłby tego z własnej, nieprzymuszonej woli. Katie obejrzała się przez ramię na mamę, przy czym znów przekrzywił się jej czepek.
– Nie życzę sobie mieć adwokata – odpowiedziała cicho.
– Czy zdaje sobie pani sprawę, co to oznacza, panno Fisher? Czy podjęła pani tę decyzję za namową rodziców? – Katie spuściła wzrok. – To jest bardzo poważne oskarżenie, młoda damo. Sądzę, że powinna mieć pani adwokata. Jeżeli przyjmie pani usługi obrońcy z urzędu…
– To nie będzie konieczne.
Katie, a wraz z nią reszta zgromadzonych, odwróciła głowę w kierunku, skąd dobiegło to zdanie, wypowiedziane spokojnym, pewnym siebie głosem. Przejściem pomiędzy ławkami szła żwawym krokiem kobieta ostrzyżona krótko, po męsku, ubrana w nienagannie skrojony niebieski kostium oraz pantofle na szpilkach. Nie zadawszy sobie trudu, aby spojrzeć w stronę Katie, postawiła swój neseser na stole obrony i skinęła głową sędziemu.
– Nazywam się Eleanor Hathaway i jestem adwokatem oskarżonej. Panna Fisher nie potrzebuje korzystać z usług obrońcy z urzędu. Przepraszam za spóźnienie, panie sędzio. Czy mogę prosić o pięć minut rozmowy z moją klientką?
Sędzia machnął przyzwalająco dłonią. Zanim Katie zdążyła się zorientować, co właściwie zaszło, nieznajoma kobieta, ta Eleanor Hathaway, chwyciła ją pod ramię i postawiła na równe nogi. Podreptała spiesznie za nią, przytrzymując na głowie swój kapp. Kiedy były już na środku sali i szły przejściem pomiędzy ławkami, zobaczyła, jak ciocia Leda macha w ich kierunku. Uniosła dłoń w odpowiedzi – i w tej chwili dotarło do niej, że to entuzjastyczne pozdrowienie nie było przeznaczone dla niej, ale dla pani Hathaway.
Adwokatka zaprowadziła Katie do maleńkiego pokoju, w którym przechowywano materiały biurowe i zamknęła za nią drzwi, opierając się o nie plecami.
– Przepraszam cię za ten improwizowany wstęp. Jestem Ellie Hathaway. Ty zaś jesteś Katie i mam nadzieję, że nie ma tutaj mowy o żadnej pomyłce. Ponieważ będziemy miały jeszcze mnóstwo czasu na pogawędki, teraz zapytam cię tylko o jedną rzecz: dlaczego nie chciałaś wziąć adwokata?
Katie otworzyła usta, zamknęła je, otworzyła ponownie i znów zamknęła. Powtórzyła to kilka razy, zanim udało jej się wyartykułować odpowiedź:
– Dat… Mój ojciec by sobie tego nie życzył.
Na Ellie jej oświadczenie nie zrobiło żadnego wrażenia, przewróciła tylko oczami.
– Na razie, kiedy sędzia cię o to zapyta, nie przyznasz się do winy. Potem sobie o wszystkim porozmawiamy. Teraz sprawa oskarżenia. Zarzuty są na tyle ciężkie, że nie dostaniesz kaucji, jeżeli nie uda nam się w jakiś sposób obejść klauzuli o dowodzie i domniemaniu.
– Nic… nie zrozumiałam.
Ellie wyjaśniła, nie unosząc głowy znad pliku papierów, które przebiegała wzrokiem:
– To znaczy, że jeśli kogoś oskarży się o morderstwo, a dowody są jednoznaczne lub domniemanie jest słuszne, to oskarżony nie może liczyć na zwolnienie za kaucją, tylko idzie na rok do aresztu i tam czeka na proces. Rozumiesz? – Katie przełknęła i przytaknęła skinieniem głowy. – Więc teraz musimy znaleźć jakąś furtkę w przepisach.
Katie spojrzała na tę kobietę, która stanęła nagle u jej boku, przybyła na ratunek, niosąc swoją broń – słowa ostre jak sztych miecza.