Выбрать главу

POZWOLIĆ DZIECIOM RZĄDZIĆ W SIEROCIŃCU: ODWRÓCENIE ZASAD CZTERNASTEJ POPRAWKI.

OLIGARCHIA PRAWNA: RZĄD, KTÓRY DOBIEGŁ BIOLOGICZNEGO KRESU?

JAK DO TEGO DOSZŁO? NIEZALEŻNA KOMISJA BADA PRZYCZYNY WYBORCZEGO WYNATURZENIA.

„DAJCIE SPOKÓJ MOIM LUDZIOM” — NIEZBYT STOSOWNA FORMUŁKA MA POKRYĆ KATASTROFĘ W OBOZIE WŁADZY.

„CZAS JESZCZE RAZ PRZYJRZEĆ SIĘ PROCEDUROM REJESTRACYJNYM” — DEKLARUJE PRZYWÓDCA WIĘKSZOŚCI BENNET.

— Przepuściłem różne prawdopodobne wersje wydarzeń przez program Eislera. Jeżeli ten amatorski kandydat wygra wybory, może to mieć wpływ nie tylko na ten jeden okręg. Wskaźnik wydarzeń wynosi 4,71. Istnieje osiemdziesięciosiedmioprocentowa szansa na to, że wygrana Amatorów stanie się zarzewiem fundamentalnych zmian w systemie.

— Czy mogą wygrać?

— Nie.

— Pieniądze?

— Oczywiście. Wołowscy kandydaci kupią te wybory.

— W takim razie interesuje nas to…

— Jako miejsce na nasz test próbny. — Paul przeciągnął ręką po włosach, ciemnych, nadal gęstych i błyszczących. Mężczyźni w Azylu nosili włosy przycięte krótko i praktycznie, podobnie tutejsze kobiety. Długie czarne włosy Jennifer stanowiły niejaką anomalię. Nosiła je upięte w kok nisko nad karkiem. Will powiedział, że wygląda przy tym jak rzymska matrona. Była to jedna z niewielu ostatnich wypowiedzi Willa, jaka sprawiła jej przyjemność.

— Wiem, że planowaliśmy przetestowanie związku Strukowa na wołowskiej enklawie — ciągnął Paul. — W końcu to oni są naszą docelową populacją. Ale wykorzystanie tego amatorskiego plemienia może nam się bardziej opłacić. Nie mamy z tymi wyborami nic wspólnego — ani jako beneficjanci, ani jako zagrożeni. Nikt nie będzie miał podstaw, żeby nas o cokolwiek podejrzewać.

— Ale czy Amatorzy nie zimują w zbyt dużym rozproszeniu? To nam utrudni dostarczenie związku.

— Nie tak bardzo — odpowiedział Paul. — Okręg Willoughby to w większości wzgórza i niewysokie góry. W zimie klimat jest tam dość uciążliwy. W całym okręgu jest tylko dwadzieścia jeden amatorskich obozów. Wszystkie mają osłonięte plastikiem poletka żywieniowe, do których nasze roboty przenikną bez trudu. Nie mają przy tym żadnych radarów, które naturalnie posiadają wołowskie enklawy. Na ostatniej stronie wydruku jest odpowiednia mapa.

Jennifer przestudiowała uważnie najpierw mapę, potem stronę z równaniami Eislera. Pokiwała głową.

— Tak, rozumiem. Jeśli Amatorzy przegrają te wybory, unikniemy szerszych zmian w systemie politycznym?

— Wszystko pozostanie tak jak było. A my wtedy możemy spokojnie zająć się enklawami.

— Tak. Zróbcie tak. Będzie to dla nas mały, interesujący test wstępny, a jednocześnie zapobiegniemy ewentualnym zmianom w systemie.

Paul skinął głową.

— Do dużej kampanii chcemy mieć możliwie najmniejszą liczbę zmiennych. Sugerowałbym zlecić sprawę Robertowi. Prowadzi właśnie negocjacje na temat sposobu dostarczenia substancji. Pod koniec tygodnia przedstawi ci pełny raport.

— Żadnych Arabów, Rosjan, Francuzów albo Chińczyków. I nikogo, kto przedtem — choćby bardzo odległe — miał do czynienia ze Strukowem.

— Ci ludzie są Peruwiańczykami.

— Dobrze. Z La Guerra de Dios?

— Nie, wolni strzelcy.

— I Strukow zgodził się z nimi współpracować?

— Owszem. Choć tylko w wyznaczonych przez niego miejscach, z wykorzystaniem jego procedur i jego ochrony.

— To naturalne — odparła Jennifer. — Przygotuj mi spotkanie z Robertem.

— Dla ciebie, mnie i Caroline?

— A także Barbary, Raymonda, Charlesa i Eileen. Chcę, żeby każdy miał pełną świadomość, czym zajmują się inni.

Paul skinął głową z mniejszym entuzjazmem i wyszedł. Nic nie rozumie, pomyślała Jennifer. Paul wolałby raczej porcjować wiedzę według indywidualnego wkładu, jakby to były pieniądze. Dlaczego niektórym z nich — Paulowi, a nawet Willowi — tak ciężko było uchwycić moralny aspekt tego wszystkiego? Azyl to społeczność. Ci, którzy kierują jakąś społecznością, muszą działać powodowani odpowiedzialnością, lojalnością i poczuciem obowiązku. I nikt tutaj nie może mieć o jedną trzecią mniej lojalności czy poczucia obowiązku od innych. Tak więc cała dwunastka ludzi, którzy będą starali się uchronić Azyl przed zakusami Stanów Zjednoczonych, musi dzielić się po równo ryzykiem, planowaniem i wiedzą. Inaczej nie będzie nimi kierowała moralność, a jedynie ambicja i żądza władzy. Tak postępują Śpiący. Ludzie niemoralni.

Jennifer przekręciła krzesło tak, by znów siedzieć twarzą w stronę okna. Było tam mnóstwo gwiazd: Rigel, Aldebaran, Plejady. Nieoczekiwanie przypomniało jej się coś, co powiedziała kiedyś do Mirandy — dawno temu, kiedy Miri była jeszcze małą dziewczynką. Jennifer podniosła ją wtedy do okna w sali obrad Rady, a za oknem przeleciał właśnie meteor. Miri roześmiała się i wyciągnęła rączki, żeby dotknąć ślicznych światełek na niebie. „Są za daleko dla twoich dłoni, Miri. Ale nie dla twojego umysłu. Zawsze o tym pamiętaj, Mirando”.

Ale Miranda nie zapamiętała. Wykorzystała swój umysł nie do tego, by sięgać nim wyżej i dalej. Wykorzystała natomiast swoją potężną inteligencję — którą obdarzyła ją Jennifer — żeby babrać się w brudzie i błocie biologii Śpiących. Na korzyść tych Śpiących, którzy zdradzili Azyl. Tak jak sama Miranda.

— Przyjaciel mego wroga jest także moim wrogiem — wyrecytowała na głos Jennifer. Za oknem w pole widzenia wchodziła właśnie Ziemia. Azyl orbitował nad Afryką, kolejnym z miejsc, które Śpiący doszczętnie zniszczyli.

Ekran pojaśniał. To jeszcze raz Caroline. Ale tym razem jej szefowa łączności sprawiała wrażenie wyraźnie wstrząśniętej. — Jennifer?

— Tak, Caroline?

— Mamy pewne… nowe dane.

— Tak? Słucham.

— Nie w ten sposób — sprzeciwiła się Caroline. — Zaraz do ciebie przyjdę. Natychmiast.

Jennifer nie pozwoliła, by zachwiał się jej zwykły spokój ducha. — Jak sobie życzysz. Możesz mi przynajmniej powiedzieć, czego dotyczą te nowe dane?

— Selene.

Ekran pociemniał. W trakcie oczekiwania na Caroline, Jennifer starannie wytarła stalówkę swego pióra do kaligrafii. Jej dwadzieścia minut dawno już się skończyło. Spojrzawszy w dół, zobaczyła, że w trakcie swoich rozmyślań o Miri nie przestawała rysować, nieświadoma nawet, co szkicowała jej ręka. Na grubym białym papierze widniały, zarysowane i wycieniowane, czołowe, skroniowe i ciemieniowe płaty ludzkiego mózgu.

INTERLUDIUM

DATA TRANSMISJI: 12 lutego, 2121

DO: Bazy księżycowej Selene

PRZEZ: Stację naziemną w Lionie, satelitę E-398 (Francja), satelitę GLO 62 (USA)

TYP PRZESŁANIA: Nie szyfrowane

KLASA PRZESŁANIA: Poza klasyfikacją, transmisja z zagranicy

POCHODZENIE: Nie nazwana grupa z Ste Jeanne, Francja

TREŚĆ PRZESŁANIA:

Nous sommes les gens d’une petite ville en France qui s’appelle Ste Jeanne. Nous n’avons plus de seringues de la sante. Maintenant, ici, il n’y a pas beaucoup d’enfants qui ne sont pas changes, mais que ferons-nous demain? S’il vous plait, Mademoiselle Sharifi, donnez-nous plus de seringues de la sante. Que sommes-nous obliges faire pour vous persuader? Nous sommes pauvres, mais vous aurez les remerciements. Comme les riches, nous aimons les enfants, et nous avons peur de l’avenir.

S’il vous plait, n’oubliez-nous pas![9]

POTWIERDZENIE: Nie otrzymano

вернуться

9

Jesteśmy mieszkańcami małego francuskiego miasteczka, które nazywa się Ste Jeanne. Zabrakło nam strzykawek zdrowia. Na razie nie ma wśród nas zbyt wielu dzieci, które nie są zmienione, ale co zrobimy jutro? Prosimy bardzo, pani Sharifi, o jeszcze trochę strzykawek zdrowia. Co mamy zrobić, żeby panią przekonać? Jesteśmy biedni, ale umiemy podziękować. Tak jak bogaci, i my mamy dzieci i tak samo obawiamy się o ich przyszłość. Proszę o nas nie zapominać!