Выбрать главу

Dlaczego Leisha Camden nie powiedziała jej, żeby dała sobie spokój z tą czerwoną wstążką? Nadawała jej wygląd Alicji w Krainie Czarów, a to duże obciążenie. Jej głos jednak zabrzmiał spokojnie i bez cienia emocji.

— Patent, nad którym dzisiaj dyskutujemy, to największe osiągnięcie medyczne od czasu wynalezienia antybiotyków. Doktor Lee rozprawia tu o szkodach, jakie mógłby wyrządzić w organizmie czyściciel komórek, jeśli jego nanomechanizm zawiedzie albo jeśli nie zostanie odpowiednio zaprogramowany, albo spowoduje nieprzewidziane efekty uboczne. Nie wspomina nic o ludziach, którzy, pozbawieni tego wynalazku, umrą przedwcześnie albo w cierpieniu. Wolelibyście zachować jedną osobę, która mogłaby umrzeć z powodu czyściciela komórek, niż te setki tysięcy, które umrą bez niego. To niemoralne. Wszyscy popełniacie błąd. Jedynym celem tego tak zwanego Forum Nauki jest ochrona interesów kompanii farmaceutycznych kosztem chorych i umierających. Jesteście etycznymi faszystami, korzystającymi z potęgi rządu, aby wyzyskiwać tych, którzy i tak są wystarczająco słabi i bezsilni — chcecie pozostawić ich bezsilnymi, żebyście mogli utrzymać władzę w swoich rękach. I nie wyłączam spod tych oskarżeń żadnego z was — nawet naukowców, którzy weszli w układy z korzyścią i władzą, dostarczając produktów swej wiedzy tylko tym dwom. Ofiarowując wam czyściciela komórek, Huevos Verdes ofiarowuje wam życie, chociaż wcale na to nie zasługujecie. Ale Huevos Verdes nie czyni różnicy między tymi, co zasługują, a tymi, co nie. To wy wprowadzacie podziały — za każdym razem, kiedy wasze zakazy niszczą w zarodku jakieś badania genetyczne albo nanotechniczne, bo za każdym razem ktoś przez to traci życie. Jesteście zabójcami, każdy z was. Wyrachowanymi najemnikami polityki i pieniądza, którzy tyle znają się na prawdziwej nauce, co dzikie zwierzęta, od których przejęliście swój kodeks etyczny. A mimo to Huevos Verdes oferuje wam czyściciela komórek, a ja wam udowodnię, że jest on absolutnie bezpieczny, choć pewna jestem, że żaden z was nie będzie w stanie nic pojąć z tego, co będę wyjaśniać.

Tu Miranda Sharifi usiadła.

Ławnicy sprawiali wrażenie doszczętnie zdruzgotanych, w czym nie było nic szczególnie dziwnego. Dziwne było natomiast, że i Leisha Camden wyglądała na zdruzgotaną. Chyba nie to spodziewała się usłyszeć z ust swojej protegowanej. Zaczęła szeptać coś gorączkowo w ucho Mirandy.

— Wżyciu nie słyszałem podobnie nieprofesjonalnych pierdoł!

To Martin Davis Exford, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki molekularnej, zerwał się na równe nogi za swoją ławą. Jego potężny głos zagłuszył wszystkie inne. Pod skórą na karku pulsowały mu ciemne żyły.

— Pani Sharifi, głęboko ubolewam nad pani postawą wobec tego Forum. Jesteśmy tu po to, aby analizować fakty, a nie po to, by angażować się w osobiste wycieczki!

Z pierwszych rzędów loży prasowej podniósł się jakiś dziennikarz w modnych żółtych prążkach.

— Pani Sharifi, czy pani chce za wszelką cenę przegrać tę sprawę?

Powoli odwróciłam głowę w jego stronę. To reporter z kanału dla Amatorów.

— Hej, Miranda, popatrz tutaj!. Proszę o uśmiech!

— Proszę o spokój! Spokój! — Arbiter Yongers wali w stół metalową karafką z braku młotka, bo przecież to nie jest prawdziwy sąd.

— Miranda, uśmiech!

— Proszę usiąść — odezwało się naraz kilka foteli — żeby nie zasłaniać widoku innym. Proszę usiąść…

— Domagam się zachowania porządku na sali obrad!

Ale pandemonium narastało nieprzerwanie. Z części dla widzów wydarł się nagle jakiś mężczyzna i pobiegł pochyłym przejściem między rzędami foteli w stronę prezydium.

Widziałam wyraźnie jego twarz. Wykrzywiał ją grymas okropnej, nieustępliwej nienawiści, jakiego nie rozluźni żaden rozsądny argument i którego stanowczość zwietrzeć może dopiero po długich latach. Tego wyrazu twarzy nie wywołały same tylko obraźliwe słowa, jakie padły dzisiaj z ust Mirandy Sharifi. Mężczyzna biegł ku niej, wyszarpując coś z kieszeni marynarki. Ku niemu zaś sunęło siedemnaście robokamer i trzy roboty ochrony.

Uderzył z całej siły w niewidzialne pole Y przed stołami stron rozprawy i rozpłaszczył się na nim ze słyszalnym chrupnięciem. Oszołomiony, mężczyzna osunął się na ziemię dokładnie tak jak po ceglanym murze. Roboty ochrony wywlekły go na zewnątrz.

— …natychmiastowe przywrócenie porządku na sali obrad…

— Miranda, uśmiech! Tylko jeden mały uśmiech!

— Niczym nie uzasadnione przekonanie o własnej moralnej wyższości i pogardę dla Stanów Zjednoczonych, podczas gdy w rzeczywistości…

— … a wygląda na to, drodzy widzowie naszego programu, że całe to zamieszanie zostało z rozmysłem sprowokowane przez Mirandę Sharifi dla jakichś sekretnych celów Huevos Verdes, których możemy jedynie się…

Miranda Sharifi nawet nie drgnęła.

W końcu arbiter Yongers, nie mając innego wyjścia, ogłosiła przerwę na lunch.

Przepchnęłam się przez tłum na sam przód sali Forum, próbując przykleić się do Mirandy, ale okazało się to oczywiście niemożliwe. Między nami stanęło pole Y, a ją i Leishę Camden wyprowadzili tylnym wyjściem ochroniarze o pokazowej wręcz budowie. Po raz wtóry zdołałam zobaczyć ich na dachu, przewróciwszy po drodze co najmniej czworo ludzi, żeby się tam dostać. Ich helikopter właśnie startował. Za nimi ruszyło kilka innych helikopterów, ale byłam przekonana, że nikomu — ani reporterom, ani agentom ANSG, ani FBI, ani genetykom-szarlatanom, ani nikomu innemu — nie uda się dowiedzieć więcej niż mnie.

A czegóż to udało mi się dowiedzieć?

Dziennikarz w żółtych prążkach miał rację. Swoim wystąpieniem Miranda Sharifi pogrążyła sprawę 1892-A ostatecznie. Podważyła nie tylko intelektualne i techniczne kompetencje ośmiu naukowców, ale i ich moralność. A ja przedtem sprawdziłam dokładnie troje z nich, tych noblistów, i wiem, że nie są drobnymi sprzedawczykami, ale ludźmi dogłębnie uczciwymi. Miranda także musiała o tym wiedzieć. A więc dlaczego?

Może mimo wyników badań jest święcie przekonana, że wszyscy Śpiący są zepsuci do szpiku kości. Jej babka, kobieta o olśniewającej przecież inteligencji, głęboko w to wierzyła. Ale nie wiedzieć dlaczego byłam pewna, że Miranda tak nie uważa.

Może wierzyła, że pozostałych pięcioro ekspertów — średniaków z politycznymi koneksjami — przegłosuje bezstronnych noblistów? Ale jeśli tak, to dlaczego starała się zrazić swoich potencjalnych sprzymierzeńców? No i dlaczego od początku nie przeciwstawiła się powoływaniu tamtych? Skład ławy ustalano przecież z obiema stronami.

Nie. Miranda Sharifi wyraźnie chciała przegrać tę sprawę. Chciała, żeby zapadła decyzja przeciwko czyścicielowi komórek.

Ale może rozumuję zbyt antropomorficznie. W końcu Miranda Sharifi ogromnie się ode mnie różni. Jej procesy myślowe są różne od moich, a co za tym idzie, pewnie i motywy działania. Może chciała wyalienować ławników, żeby… Żeby co właściwie? Żeby utrudnić sobie otrzymanie oficjalnej aprobaty dla tego patentu. Może tylko wtedy ceni zwycięstwo, jeśli kosztowało ją wiele wysiłku. Może utrudnianie sobie życia wchodziło w skład jakiegoś kodeksu honorowego Bezsennych, opartego na przesłance, że im wszystko przychodzi łatwo. Ale skąd ja to mam, do kurwy nędzy, wiedzieć?!

Całe to rozumowanie przełożyło się na obrzydzenie do własnej osoby. Mimo upału w Waszyngtonie była piękna pogoda — jeden z tych cudownych dzionków, kiedy niebo jest przejrzyście niebieskie i wyzłocone od słońca, dzionków, którym zdarza się od czasu do czasu przydryfować tu z miast cieszących się większą łaską niebios. Szłam jakąś handlową uliczką, przyciągając spojrzenia przechodniów — stuknięta Wołówka, ubrana jak jakiś tubylczy Amator. Handlarze narkotyków, kochankowie i nastolatki na poduszkodeskach szybko dali mi jednak spokój, a mnie i tak było wszystko jedno. Przechodziłam właśnie przez jedno z tych krótkich, ostrych autoprzesłuchań, co to zostawiają człowieka bez sił, za to w głębokim zakłopotaniu. Co ja właściwie wyprawiam, włócząc się w tych plastikowych ciuchach i próbując śledzić ludzi, którzy w oczywisty sposób są ode mnie lepsi?