Выбрать главу

Rex, który nastał przed Paulem, a po Eugenie, powiedział mi pewnego razu interesującą rzecz na temat organizacji. W całym świecie — twierdził — są zasadniczo tylko dwa ich typy. Pierwszy to ten, w którym ludzie nie podporządkowujący się zasadom albo w jakiś inny sposób naprzykrzający się reszcie mogą zostać wykopani. A wtedy automatycznie przestają do organizacji należeć. Do takich zaliczamy: drużyny sportowe, korporacje, szkoły prywatne, kluby wiejskie, religie, enklawy spółdzielcze, małżeństwa i giełdę papierów wartościowych. Drugi typ to ten, w którym ludzie nie przestrzegający zasad nie mogą zostać wykopani, bo nie ma dokąd ich wysłać. I bez względu na to, jak bezużyteczni, denerwujący, a nawet niebezpieczni są ci nie chciani członkowie, organizacje są na nich skazane. Do takich należą: więzienia o zaostrzonym rygorze, rodziny z nieznośnymi dziewięciolatkami, domy opieki nad przewlekle chorymi oraz państwa.

A czy ja właśnie nie jestem świadkiem tego, jak moje państwo wykopuje nie chciane i irytujące miasteczko Amatorów, którzy jak dotąd przestrzegali wszystkich zasad?

Nie można powiedzieć, że większość Wołów cechuje wrodzone okrucieństwo. Ale ludzie przyparci do muru — a już szczególnie przyparci do muru politycy — znani są z tego, że postępują wtedy tak, jak normalnie nigdy by nie postąpili.

Oparłam się plecami o ścianę i przyglądałam się, jak automatyczna kuchnia zamienia sojsynt w czekoladowe ciasteczka.

11. Billy Washington: East Oleanta

DZIEŃ PO TYM, JAK W EAST OLEANCIE ROZBILI SKŁAD, zaczęły się dostawy żywności z powietrza. Tak jak mówiłem doktor Turner, nie wszyscy byli tacy w East Oleancie. To tylko łobuzy i kilku takich jak Celie Kane, która i tak zawsze miała wszystko wszystkim za złe, plus kilku takich, co to nie mogli już tego dłużej znieść i chwilowo im odbiło. Wszyscy się uspokoili, kiedy codziennie przylatywał samolot — bez przydziałowych rzeczy, ale za to z mnóstwem jedzenia. Techniczna, która obsługiwała roboty dostawcze, uśmiechała się szeroko i mówiła: „Z pozdrowieniami od kongreswoman Janet Carol Land”, ale miała ze sobą trzy roboty ochrony, a wokół niej błyszczało niebieskawo coś, co, jak mówi doktor Turner, jest wojskowym wzmacnianym osobistym polem ochronnym.

Doktor Turner wyprowadziła się z kuchni na godzinę przed tym, jak zaczęły tam wjeżdżać pierwsze roboty dostawcze. O mało co nie wpadła. „Cały Rzym spotyka się w Forum” — odezwała się wtedy trochę bez sensu. Wprowadziła się z powrotem do hotelu.

Potem zepsuł się prysznic w łaźni dla kobiet. Zepsuł się robot ochrony. Zepsuły się światła uliczne albo coś, co nimi kierowało. Nad nami rozciągał się zimny front arktycznego powietrza, a śnieg nie chciał przestać padać.

— Cholerny śnieg — narzekał Jack Sawicki za każdym razem, kiedy się spotykaliśmy. Za każdym razem mówił to samo, jakby to śnieg był naszym największym problemem. Jack stracił na wadze. Chyba już przestało mu się podobać, że jest burmistrzem.

— To wszystko robią nam Woły! — wrzeszczała Celie Kane. — Używają tej pieprzonej pogody, żeby nas wszystkich pozabijać!

— Daj spokój, Celie — wtrącił rozsądnie jej ojciec. — Nikt nie umie kierować pogodą.

— A ty skąd możesz wiedzieć, co oni mogą, a co nie? Stary dureń z ciebie!

Doug Kane wrócił do swojej zupy, wpatrując się jednocześnie w holowizyjny koncert Śniącego na jawie. W domu Lizzie powiedziała mi:

— Wiesz, Billy, pan Kane ma rację. Nikt nie potrafi sterować pogodą. To system chaotyczny.

Nie wiedziałem, co to znaczy. Odkąd zaczęła te swoje lekcje z komputera z doktor Turner, mówiła wiele rzeczy, których nie rozumiałem. Teraz umiała nawet mówić jak Wół, ale nigdy nie robiła tego przy matce. Na to Lizzie była za mądra. Usłyszałem teraz, jak mówi do Annie:

— Wiesz, mama, nikt nie umie kierować pogodą.

A Annie, licząca akurat kleiste bułki i sojburgery, psujące się w kącie pokoju, pokiwała głową wcale jej nie słuchając i odpowiedziała:

— Czas do łóżka, Lizzie.

— Ale kiedy ja akurat…

— Do łóżka!

W samym środku nocy ktoś zaczął walić do drzwi.

— Billy! Annie! Wpuśćcie mnie!

Uniosłem się na kanapie, na której zwykle śpię. Przez chwilę wydawało mi się, że to sen. W pokoju było ciemno jak w grobie.

— Wpuśćcie mnie!

To doktor Turner. Zwlokłem się kanapy. Drzwi sypialni otwarły się i stanęła w nich Annie w białej koszuli nocnej, a za nią Lizzie.

— Nie waż się otwierać tych drzwi, Billy Washingtonie — powiedziała Annie. — Nie waż się!

— To doktor Turner — odpowiedziałem. Nie mogłem utrzymać się na nogach, taki byłem nieprzytomny ze snu. Zachwiałem się i złapałem za róg kanapy. — Przecież nikomu nie zrobi nic złego.

— Nikt tu nie wejdzie! I tak nic z tego nie zrozumiemy! Wtedy zobaczyłem, że ona też jeszcze jest otumaniona snem.

Otworzyłem drzwi.

Do środka wtoczyła się doktor Turner, z walizką, ale w koszuli nocnej, poprószonej teraz śniegiem. Jej piękna, wołowska twarz pobladła, a zęby szczękały głośno.

— Zamknijcie drzwi!

— Czy ludzie panią gonią? — zapytała ostro Annie.

— Nie. Nie… Tylko pozwólcie mi się ogrzać…

Dopiero teraz zrozumiałem. Od hotelu do nas nie było znowu tak daleko, więc jeśli nawet na dworze jest mróz, doktor Turner nie powinna być aż taka zmarznięta. Złapałem ją za ramiona.

— Co się stało w hotelu, pani doktor?

— Ogrzewanie wysiadło.

— Ogrzewanie nie może wysiąść — powiedziałem. Zabrzmiało to tak, jakby Doug Rane próbował tłumaczyć coś Celie. — Jest na energię Y.

— Nie instalacje. Musiały mieć duragemowe części.

Stała przy naszym grzejniku, rozcierając zmarznięte dłonie; jej twarz miała ten sam szarobiały odcień, co okrywający ulice śnieg.

— Słyszę jakieś krzyki! — odezwała się nieoczekiwanie Lizzie.

— Chcą spalić hotel.

— Spalić hotel? — zdziwiła się Annie. — Przecież pianka budowlana się nie pali!

Doktor Turner uśmiechnęła się tym swoim małym wołowskim uśmieszkiem, który oznaczał, że jakiś Amator wpadł właśnie na coś, o czym Wołom wiadomo już od dawna.

— Oni spróbują tak czy siak. Mówiłam im, że tym nie wykorzenią duragemowego dysymilatora, za to ktoś może przy okazji ucierpieć.

— Mówiła im pani — powtórzyła Annie, opierając jedną rękę o szerokie biodro. — A potem przyszła pani tutaj, a ten cały wściekły tłum za panią…

— Nikt za mną nie szedł. Są zbyt zajęci: przeciwstawiają się prawom fizyki. Annie, ja prawie zamarzłam. Dokąd mogłam pójść? Techniczna przeprogramowała kody wejścia do kuchni, a i tak pełno tam dostawczych robotów, kiedy tylko pojawia się ten nieprzewidywalny samolot.

Annie patrzyła na nią, ona patrzyła na Annie, a ja widziałem, że coś jest nie tak z mową doktor Turner. To nie było błaganie o pomoc, mimo że słowa mogły się wydawać prośbą. Nie chciała nawet, żeby to brzmiało przekonująco. Tak naprawdę doktor Turner pytała: „Dokąd jeszcze mogłabym pójść? Czy znacie jeszcze jakieś miejsce, którego dotąd nie wymieniłam?” Tylko że ona nie pytała Annie, ona pytała mnie.

Ale ja nie miałem zamiaru jej mówić, że wreszcie się dowiedziałem. Po długich poszukiwaniach dowiedziałem się w końcu, gdzie jest Eden.

— Możesz zostać z nami — powiedziała Lizzie i podniosła swoje wielkie brązowe oczy na matkę.