Выбрать главу

Odstąpił o krok i uwolnił klapy. Billy, Doug Kane, Jack Sawicki, Annie i Krystal Mandor bez przerwy się na sobie obwieszali. Trochę mnie zaszokowało, jak szybko zapomniałam o tym, że Woły nie znoszą być dotykane.

Ale nie miałam zamiaru się poddać. Może już nie trzeba mieszać w to bardziej Billy’ego, może wystarczy to, że wziął mnie na miesiąc do mieszkania Annie.

— Colin, co znaleźli twoi agenci?

— Diano…

— Co znaleźli?!

Powiedział mi w końcu, nie tyle z powodu mojego uporu, co dlatego, że właściwie i tak nie było żadnych przeciwskazań. Podał mi nawet długość i szerokość geograficzną — w minutach i sekundach. Dosłownie pęczniał z dumy. Choć jakby nie do końca.

— Tylko to, co podejrzewałaś, Diano. Podziemne laboratorium. Chronione. Godzinę temu złamaliśmy szyfr pola, kiedy tylko złapaliśmy ogólne pojęcie o tym, gdzie szukać. Superbezsennym udało się zbiec, ale dysymilator duragemowy rzeczywiście narodził się tutaj. Łajdakom nawet nie chciało się zniszczyć dowodów. Niebezpieczny rekombinant i nanotechniczne urządzenia w tym laboratorium…

Nigdy przedtem nie byłam świadkiem czegoś podobnego: Colinowi Kowalskiemu zabrakło słów. Nie zająknął się ani nie zadrżał mu głos — po prostu usta zamknęły mu się za ostatnim słowem z cichym, lecz słyszalnym „hap!” — jakby wypowiedzenie tych słów głośno mogło poranić mu wargi i chciał w ten sposób je chronić. Zrobiło mi się niedobrze. „Niebezpieczny rekombinant i nanotechniczne urządzenia…”

— Co jeszcze tam dla nas wysmażyli?

— Nic, co mogłoby się stamtąd wydostać — odpowiedział i popatrzył mi prosto w oczy. Zbyt otwarcie: nie mogłam się zorientować, co ma oznaczać to jego spojrzenie.

I nagle zrozumiałam.

— Colin, nie! Zanim wszystkiego dokładnie nie zbadacie… Kafeterią wstrząsnął potężny wybuch, mimo że znajdowaliśmy się na pewno o całe mile od tamtego miejsca i mimo że ANSG na pewno pokryła je tarczą przeciwwybuchową. Ale tarcza przeciwybuchowa może zatrzymać jedynie rozpryskujące się kawałki materii, bo nic nie jest w stanie złagodzić siły uderzeniowej nuklearnego wybuchu. Ludzie przy pasie żywieniowym krzyknęli i złapali kurczowo za swoje miski sojsyntetycznych zup i steków. Holoterminal, który znajdował się w ich części kafeterii i który ktoś przełączył na Ogólnokrajowe Mistrzostwa Skuterowe, na ułamek sekundy zamigotał.

— Dokładne badania niosły ze sobą zbyt wielkie ryzyko — odpowiedział sztywno Colin. — Nie wiadomo, co mogło się stamtąd wydostać. Nie wiadomo, nad czym właściwie pracowali.

Na chwiejnych nogach podniosłam się z krzesła. Nie było powodu, żeby uginały się pode mną nogi. Próbowałam zachować obojętny ton.

— Colin… Czy to laboratorium naprawdę było puste? Czy Miranda Sharifi i inni Superbezsenni naprawdę zdołali uciec, zanim dotarliście na miejsce?

— Tak, już ich tam nie było — odparł Colin i spojrzał mi w oczy tak otwarcie, tak bezgranicznie szczerze, że z miejsca wiedziałam, iż łże.

— Colin…

— Diano, twoja służba w ANSG dobiegła końca. Na twoje konto wpłynie sześciomiesięczna pensja, a jeśli sobie zażyczysz, dostarczymy ci także dyskretnych i bliżej nie sprecyzowanych rekomendacji. Oczywiście nie wolno ci sprzedać tej historii mediom w jakiejkolwiek postaci. Jeśli złamiesz ten zakaz, będziesz podlegać surowej karze. Z więzieniem włącznie. Przyjmij, proszę, najgorętsze podziękowania ze strony departamentu stanu za cenną pomoc.

— Colin…!

Przez ułamek sekundy dostrzegłam na jego twarzy przebłysk prawdziwego człowieka.

— Zrobiłaś swoje, Diano. Już po wszystkim.

Ale, naturalnie, bardzo się mylił.

* * *

Prześliznęłam się przez ogólne pandemonium, jakie zapanowało teraz na ulicach — reporterzy, miejscowi, agenci, a nawet pierwsi turyści — zupełnie nie zauważona. W moim pomiętym zimowym kombinezonie, z szalem owiniętym wokół dolnej połowy twarzy i z włosami tak samo brudnymi jak włosy wszystkich mieszkańców East Oleanty wyglądałam jak jeszcze jeden oszołomiony Amator. To mogłoby mi nawet sprawić przyjemność, gdybym w tamtej chwili zdolna była do odczuwania jakichkolwiek przyjemności. Czułam, że coś mi w tym wszystkim straszliwie nie gra — coś siedziało mi w głowie, a ja nie wiedziałam co. Dostałam przecież, czego chciałam: Huevos Verdes powstrzymano przed rozprzestrzenianiem siły tak destrukcyjnej jak ten dysymilator duragemowy. Ten kraj, nieodmiennie kiepsko radzący sobie z problemami ekonomicznymi, teraz dostanie przynajmniej szansę, by mógł wrócić do sił, kiedy mechanizm zegarowy sprawi, że wszystkie już uwolnione dysymilatory przestaną się reprodukować. Dwunastolatki mogły wreszcie się najeść, starzy mężczyźni nie musieli już brnąć przez śnieg wzdłuż nieczynnych torów i nikt już nie musiał ich atakować, żeby odebrać im żywność. Dostałam przecież, czego chciałam.

Coś mi tu bardzo nie gra.

Strażnicy właśnie opuszczali mieszkanie Annie. Minęłam ich w hallu. Żaden nie zaszczycił mnie nawet sekundą uwagi. Billy leżał na kanapie, a przy jego głowie siedziała na krześle Annie z ustami zaciśniętymi tak mocno, że chyba wytworzyły już próżnię. Lizzie siedziała na podłodze, ogryzając coś, co zapewne miało uchodzić za kurze udko.

— Ty! Wynoś się stąd! — odezwała się Annie.

Nie zwróciłam na to uwagi, tylko przyciągnęłam sobie drugie krzesło i postawiłam przy kanapie Billy’ego. To było takie samo krzesło jak to, na którym siedziałam naprzeciwko Charlotte Prescott o idealnych paznokciach — jedyny rodzaj krzesła, na jakim siadywałam w trakcie całego swego pobytu w East Oleancie. Tylko że to akurat było jadowicie zielone.

— Billy, wiesz, co się stało?

Odpowiedział mi tak cichutko, że chcąc dosłyszeć, musiałam się nad nim pochylić.

— Słyszałem. Wysadzili Eden.

— A skąd wiedzieli, że trzeba tu coś wysadzić? — wtrąciła się Annie. — To pani im powiedziała, doktor Turner! To pani sprowadziła tych federalnych facetów do East Oleanty!

— Gdyby nie to, dalej byście głodowali — warknęłam.

— Naprawdę już go nie ma? — spytał Billy. — Naprawdę go wysadzili?

— Tak. — Coś ściskało mnie za gardło, Bóg jeden wie dlaczego. — Billy, to właśnie tam robili ten duragemowy dysymilator. Ten, który powodował tyle awarii w tych wszystkich maszynach.

Długo nie odpowiadał. Myślałam już, że zasnął. Pomarszczone powieki opuszczone do połowy i smutno opadające policzki raniły moje serce. W końcu odezwał się, niemal szeptem:

— Ona uratowała życie starego Douga Kane’a… I nas też chcieli uratować…

— Skąd wiesz? — spytałam ostro.

Odpowiedział tak bardzo po prostu, ze szczerością tak różną od szczerości Colina Kowalskiego, że chyba powinno sieją określać inną nazwą.

— Widziałem ją. Była dla nas dobra, chociaż nie mamy z nią więcej wspólnego niż… niż z jakimiś żukami. Oni znają się na wszystkim, tamci ludzie. Skoro pani mówi, że to ona zrobiła ten dysymilator duragemowy… No cóż, może to i ona. Ale coś mi się nie chce wierzyć. A nawet jeśli to zrobili, powiedzmy, przez pomyłkę…

— To? To co, Billy?

— Skoro tamci wysadzili Eden, to jak my się teraz dowiemy, jak mamy to zniszczyć?

— Nie mam pojęcia. Ale tam w… w Edenie pracowali jeszcze nad innymi niebezpiecznymi projektami nanotechnicznymi. Jakieś świństwo, które jakby się wydostało, mogłoby spowodować jeszcze więcej szkód.