A to oznacza, że nie Huevos Verdes wypuściło dysymilator duragemowy.
W takim razie kto? I po której stronie jest Huevos Verdes?
Jednak duragemowa katastrofa naprawdę zaczęła się w East Oleancie, tuż pod bokiem Edenu. Zbieg okoliczności? Wątpię. A mimo to Miranda Sharifi nie zrobiła nic, by powstrzymać uwalnianie dysymilatora.
No, ale jeżeli Superbezsennym tak zależało na tym, żeby nas zniszczyć, po co w takim razie pozwolili, żeby Billy Washington zobaczył wejście do ich placówki w górach Adirondack i odszedł swobodnie z tą wiedzą? Dlaczego go nie zabili? I dlaczego Miranda Sharifi usiłowała zdobyć legalne pozwolenie na produkcję czyściciela komórek — oczywistego przecież dobrodziejstwa dla nas, zwykłych śmiertelników? Sami Bezsenni już mieli tę biologiczną ochronę, a pewna jestem jak cholera, że nie musieli tego robić dla pieniędzy.
A co będzie, jeśli jakieś inne nielegalne laboratorium wymyśli coś jeszcze gorszego niż dysymilator — tu Billy miał zupełną rację — powiedzmy, jakiś retrowirus, który pozamienia nas wszystkich w żywe trupy, a tylko Huevos Verdes ma odpowiedni potencjał intelektualny, żeby zaprojektować jakiś kontrmikroorganizm na tyle szybko, by uchronić nas przed zamianą w kraj pełen klinicznych przypadków idiotyzmu?
Czy Huevos Verdes to wróg mojego kraju, czy jego przyjaciel?
Takie pytania nie przystoją agentowi terenowemu. Agent terenowy powinien robić, co mu każą, a raporty o swoich osiągnięciach przedstawiać swemu bezpośredniemu zwierzchnikowi, żeby ten mógł przesłać je wyżej. W sytuacji takiej jak ta agent terenowy powinien natychmiast wezwać ANSG. Ponownie.
Ale jeśli to zrobię, moje pytania już na zawsze pozostaną bez odpowiedzi. Bo Colin Kowalski na wszystko miał jedną odpowiedź: bombarduj to, co nie wygląda znajomo.
Musiałam tak stać bez ruchu dobre piętnaście minut. Dookoła mnie pędziły rzesze Amatorów, spieszące do swoich pociągów. Tuż obok przesunęła się szorująca podłogę robosprzątaczka. Jakiś sprzedawca narkotyków zerknął na mnie przelotnie i szybko odwrócił wzrok. Genomodyfikowanie przystojny techniczny idąc po peronie mówił coś do swego terminalu.
Nigdy w życiu nie czułam się bardziej samotna.
Wsiadłam w grawpociąg i wróciłam do East Oleanty.
KSIĘGA CZWARTA
Listopad grudzień 2114
To, co osobiste, bywa polityczne, to, co polityczne, zawsze jest osobiste.
13. Dan Arlen: Floryda
PRZEBYWAŁEM POD ZIEMIĄ, NA POSTERUNKU WOLNOŚCI imienia Francisa Mariona, przez bite dwa miesiące — cały wrzesień i październik.
Sam nie uwierzyłbym, gdyby mi powiedziano, że można ukrywać się przed ANSG nawet przez kilka dni, a co dopiero tygodni czy miesięcy. Ten cały posterunek to banda świrów — jaką mogli mieć szansę na umknięcie rządowym po zabiciu trzech agentów ANSG, zamordowaniu Leishy Camden i wysadzeniu samolotu ratunkowego agencji? Zerową. Żadną. Taka możliwość nie istnieje. Oto co bym sądził na ten temat.
Nie mógłbym też uwierzyć, że jest możliwe, aby ukryli się przed Huevos Verdes. Co dnia — co godzinę — oczekiwałem, że zaraz po mnie przyjdą.
Kształty w mojej głowie stały się cienkie i kruche, jak nerwowe membrany. Łatwe do zranienia, niepewne. Kształty te przepływały wokół nieruchomej, obrośniętej zielenią kratownicy jak wystraszone ryby. Czasem miały twarze, a raczej zarysy twarzy. Czasem wszystkie te twarze stawały się moją twarzą.
Drugiego dnia mojego pobytu pod ziemią o piątej rano rozdzwonił się jakiś alarm. Serce podskoczyło mi w piersiach — ktoś złamał ich system obronny. Ale to była tylko pobudka.
Zaraz też przywlokla się naburmuszona Peg. Zawiozła mnie do wspólnej łazienki, wepchnęła pod prysznic, po chwili wywlokła z powrotem. Następnie udaliśmy się do ogólnej jadalni, pełnej pospiesznie przełykających ludzi; było tu tak tłoczno, że wielu musiało spożywać swój posiłek na stojąco. Peg wyjęła z kieszeni jakiś papier i cisnęła nim we mnie ze złością.
— Masz. To twoje.
To był wydruk rozkładu dnia z nagłówkiem: Arlen, Dan. Tymczasowo przydzielony do kompanii 5.
— Przydzielono mnie do kompanii piątej. Czy to twoja grupa, Peg?
Prychnęła pogardliwie i szarpnęła wózkiem tak gwałtownie, że omal nie wypadłem.
Kompania piąta zebrała się w ogromnym, pustym pomieszczeniu. Nie widziałem Jonceya, Abigail ani nikogo, kogo potrafiłbym rozpoznać. Przez dwie godziny dwudziestu ludzi wykonywało ćwiczenia z rytmiki. Siedząc w wózku, naśladowałem ich z rozmyślną nieudolnością. Peg postękiwała i pociła się jak mysz.
Potem były dwie godziny holoinstruktażu obsługi wszelkiego rodzaju broni — paliwowej, laserowej, biologicznej, grawitacyjnej — aż byłem zdumiony, że Hubbley pozwala mi zobaczyć to wszystko. Ale już po chwili przestałem się dziwić: po prostu zakładał, że nie będę miał okazji, żeby komukolwiek o tym powiedzieć.
Kiedy holofilm objaśniał ładowanie, czyszczenie i korzystanie z poszczególnych rodzajów broni, dwadzieścioro członków kompanii piątej ćwiczyło na prawdziwych egzemplarzach. Siedziałem o trzy metry od Peg, której w każdej chwili mogłem wyrwać karabin i położyć ją trupem na miejscu. Nie wyglądała na specjalnie przejętą tym faktem, choć czułem na sobie ostrożne spojrzenia kilku innych. Peg pewnie nie sprzeciwiała się, bo takie były rozkazy Hubbleya. Być może w taki właśnie sposób Francis Marion nawracał jeńców.
Potem lunch, a potem znów ćwiczenia gimnastyczne, a potem holofilm, który mówił o tym, jak żyć z płodów ziemi. Nie do wiary — ten film pochodził z Państwowego Biura Dokumentacji. Zasnąłem.
Peg kopnęła mój wózek.
— Ty, Prawda Polityczna.
Przysunęła mnie bliżej reszty towarzystwa, które rozsiadło się półkolem na podłodze, twarzą do holosceny. Czułem, że kształty w mojej głowie naprężają się. Atmosfera coraz bardziej się zagęszczała. Zaraz chyba obejrzymy coś jeszcze ciekawszego niż film z Państwowego Biura Dokumentacji.
Wszedł Jimmy Hubbley i przyłączył się do towarzystwa. Nikt go nie powitał. Zaczęło się następne holo.
Film miał tę rozmyślnie gruboziarnistą teksturę zarezerwowaną dla nie montowanych zapisów z natury. Nie można było tu zmienić ani jednego fragmentu, nie niszcząc przy tym całości. Tej samej holokreacyjnej techniki używam do swoich koncertów, choć zamiast gruboziarnistości stosuję rozmyślnie zamazane kontury, jak we śnie. Dla ludzi ważne jest, że patrzą na prawdziwy koncert na żywo, a nie na jakieś zmontowane w studiu kawałki. Muszą wiedzieć, że to naprawdę ja.
Ale to, co widziałem na holo przed sobą, naprawdę się wydarzyło.
Pokazywało, jak ludzie z podziemia — łącznie z Jamesem Hubbleyem — opanowują dysymilator duragemowy w nielegalnym laboratorium. Uwięzionych wynalazców zmuszono następnie do wyprodukowania wielkich ilości dysymilatora, przechowywanego w niedużych kanisterkach, które po otwarciu rozpuszczały się bez śladu. Nie ujawniono niczego, zanim nie rozmieszczono kanisterków na całym terytorium Stanów Zjednoczonych. Potem opatrzony mechanizmem zegarowym dysymilator wypuszczono we wszystkich miejscach naraz, żeby uniemożliwić lokalizację źródła. Oglądałem na własne oczy informacje, za które ANSG oddałaby chętnie swe zbiorowe życie.
Tamto nielegalne laboratorium usytuowane było na północy stanu Nowy Jork, w górach Adirondack, nie opodal niewielkiego miasteczka zwanego East Oleanta.
Siedziałem w milczeniu. Miranda zawsze mi mówiła, że East Oleanta została wybrana na projekt Hueyos Verdes całkowicie na chybił trafił przez specjalnie zaprojektowany program komputerowy, dzięki czemu można było uniknąć wykrycia przez agencyjne programy do lokalizowania obiektów. Tak właśnie mi powiedziała.