— Doktorze, jak działa ten pieprzony zastrzyk?!
Jego twarz natychmiast przybrała nieprzenikniony wyraz.
— Nie wiemy.
— Ale coś przecież musi pan wiedzieć…
Przez otwarte drzwi wtoczył się robot. Miał kształt stołu i zupełnie zbędny dodatek w postaci kratki imitującej przyjazny uśmiech. Na blacie miał zakrytą tacę. — Lunch dla pokoju 612 — oznajmił przyjemnym tonem.
Poczułam zapach pieczonego kurczaka, ryżu — prawdziwego, nie sojsyntetycznego jedzenia, którego nie kosztowałam już od miesięcy. Nagle poczułam się głodna jak wilk.
Wszyscy przyglądali się, jak jem. Obserwowali mnie z dość szczególną uwagą. Nieważne. Soki spływały mi po brodzie, ryż wypadał z ust. Świeży cukrowy groszek, korzenny sos jabłkowy. Czułam nieprzepartą żądzę jedzenia — pochłaniało mnie to, co pochłaniałam. Żadna ilość jedzenia nie byłaby dla mnie zbyt wielka.
Kiedy skończyłam, wyczerpana opadłam na poduszki. I Hewitt, i Koehler mieli ten sam wyraz twarzy, ale za nic nie mogłam go rozszyfrować. Nastąpiła teraz długa, brzemienna chwila ciszy — jak dla mnie, zupełnie zbędna.
— I co teraz? Kiedy mam stanąć przed sądem?
— To nie będzie konieczne — odparł Koehler. Jego twarz pozostała nieprzenikniona. — Jest pani wolna i może odejść.
Moje nagłe wyczerpanie równie nagle mnie opuściło. Nie tak zwykle działa ten system.
— Zostałam aresztowana za utrudnianie śledztwa, uczestnictwo w spisku mającym na celu obalenie…
— Zarzuty zostały wycofane.
Tym razem Hewitt. Wyglądało to tak, jakby wymieniali się rolami. Albo jakby dotychczasowe role przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Leżałam chwilę, przemyśliwując sobie to wszystko.
— Chcę zobaczyć jakieś holowiadomości — powiedziałam z wolna.
— Jest pani wolna i może odejść — powtórzył Hewitt frazę Koehlera beznamiętnym tonem.
Przerzuciłam nogi nad krawędzią łóżka. Szpitalna koszula wydęła się wokół mnie bezkształtnie. W wielkich chwilach nawet najmniejsze drobiazgi mają swoje znaczenie — w ten sposób świat przypomina nam, jacy jesteśmy malutcy. Zapytałam tonem żądania: — Gdzie są moje rzeczy? — jakbym rzeczywiście chciała otrzymać z powrotem wybłocony tani kombinezon i kurtkę, w których przywieziono mnie do szpitala.
Na pewno mam w ciele jakiś sprzęt do inwigilacji. Podskórne nadajniki, radioaktywne markery we krwi i kto wie co jeszcze. Nigdy nie będę w stanie tego wszystkiego odnaleźć.
Robot przywiózł mi moje ubranie. Przebrałam się, obojętna na spojrzenia obserwujących mnie mężczyzn. Zwykłe zasady przestały obowiązywać.
— A co z Lizzie? Z Billym?
— Wyjechali dwa dni temu. Dziecko wyzdrowiało.
— Dokąd pojechali?
— Nie posiadamy informacji na ten temat — oświadczył Koehler.
Kłamał. Tych informacji nie było tylko dla mnie. Zostałam wykluczona z rządowej sieci.
Wymaszerowałam z pokoju przekonana, że zatrzymają mnie na korytarzu, przy windzie, w holu. Wyszłam przez frontowe drzwi. Wokół nie było żywego ducha — nikt nie zbliżał się od strony parkingu, nikt nie spieszył się na spotkanie z bratem, żoną czy wspólnikiem. Jakiś robot pielęgnował genomodyfikowaną wiosenną trawę, która dla moich nawykłych do East Oleanty oczu wyglądała agresywnie zielono. Powietrze było delikatne i ciepłe. Wiosenne słońce rzucało długie, popołudniowe cienie. Wisienka stała obsypana mnóstwem pachnących różowych kwiatów. Moja kurtka była zbyt ciepła — zdjęłam ją i porzuciłam na chodniku.
Przeszłam się wzdłuż budynku, głowiąc się, co robić dalej. Byłam tego tylko zwyczajnie ciekawa, nawet nie jakoś bardzo, co już wtedy powinno mnie zastanowić. Rzeczywistość mogła mnie już tylko zainteresować, w żadnym razie zaskoczyć. A nawet i to zainteresowanie wykazywało pewien brak trwałości. Następny krok to już katatonia.
Dotarłam do rogu i skręciłam. Stał tam gotowy do drogi wahadłowy autobus, zielony jak genomodyfikowaną trawa. Miał otwarte drzwi. Wsiadłam.
— Proszę o kredyt — odezwał się autobus.
Moje dłonie przeszukały niezgrabnie kieszenie kombinezonu. Znalazły chip kredytowy — nie amatorski chip żywieniowy, ale prawdziwy wołowski kredyt.
Wsunęłam go w otwór.
— Dziękuję — powiedział autobus.
— Na jakie nazwisko wystawiono ten chip?
— Przekroczono zdolności komunikacyjne tego urządzenia. Jaki jest cel podróży? Civic Plaża, hotel Szeherezada, hotel Ioto, Dworzec Centralny grawkolei czy Excelsior Square?
— Dworzec Centralny grawkolei. Drzwi wahadłowca zamknęły się.
Na stacji było sporo ludzi — Amatorów w jaskrawokolorowych kombinezonach i kilkoro Wołów z agencji rządowych. W końcu to było Albany, stolica stanu. Wszyscy dokądś się spieszyli. Weszłam do dworcowej kafeterii gubernatora Johna Thomasa Lividini. Przy stoliku w kącie trójka mężczyzn gorączkowo o czymś rozprawiała. Pas żywieniowy nie działał. Holosieć pokazywała wyścigi skuterowe, ale żaden z mężczyzn nawet nie podniósł głowy, kiedy zmieniłam kanał na wołowskie wiadomości.
— …nieprzerwanie rozprzestrzenia się na obszarze wszystkich południowych i środkowozachodnich stanów. Ponieważ sztuczny wirus może być przenoszony przez wiele gatunków zwierząt i ptaków, Centrum Kontroli Chorób zaleca unikanie wszelkich kontaktów z dziką fauną. Ponieważ choroba ta u ludzi odznacza się wysokim stopniem zakaźności…
Zmieniłam kanał.
— …ścisłe embargo na handel obiektami fizycznymi, turystykę, wymianę pocztową albo też jakikowiek obiekt, który miałby się przedostać do Francji ze Stanów Zjednoczonych. Podobnie jak w przypadku innych nacji, francuska histeryczna obawa przed zarażeniem spowodowała…
— …wyraźnie dobiegł już końca. Naukowcy z Instytutu Techniki w Massachusetts wystosowali oświadczenie, w którym stwierdzają, iż nieprawdą jest, jakoby dysymilator duragemowy działał zgodnie z wytyczonym mu uprzednio kursem, lecz raczej z upływem czasu okazał się przedsięwzięciem chybionym, a to z powodu błędnego pojmowania całego skomplikowanego zakresu jego konstrukcji. Szef Wydziału Inżynierii, Myron Aaron White, rozmawiając z nami w swoim biurze w…
Zmieniłam kanał.
— …chroniczny niedostatek żywności. Sytuacja jednakże rychło powinna ulec poprawie, ponieważ tak zwany kryzys dysymilatora duragemowego wyraźnie osłabł w wyniku…
Oglądałam przez bitą godzinę. Tu głód opanowano, tam znów narastał. Sztucznie wyhodowana plaga tu się rozprzestrzeniała, tam znów została zbadana. Tu reszta świata została zainfekowana przez amerykańskie towary i podróżnych, a tam świat wykazywał tylko niewielkie wpływy zarówno kontaminacji duragemowej, jak i „plagi dzikich zwierząt”. W niektórych rejonach awarie duragemowe znacznie się nasiliły, ale naukowcy zbliżają się już do rozwiązania problemu, którego jednakże nie sposób dobrze zrozumieć ze względu na wysoce zaawansowany charakter badań, przy których naukowcy zbliżają się do pewnego epokowego odkrycia. Albany to jednak Albany.
Ani razu nie padła wzmianka o podziemnej organizacji nanotechnicznych sabotażystów. Ani razu nie padła wzmianka o naziemnej organizacji Huevos Verdes. Superbezsenni równie dobrze mogliby w ogóle nie istnieć. Podobnie Miranda Sharifi.
Podeszłam do stolika tamtych mężczyzn. Podnieśli na mnie wzrok, ale bez śladu uśmiechu na twarzy. Miałam purpurowy kombinezon i fioletowe genomodyfikowane oczy. Nawet nie musiałam sprawdzać, czy mam przy pasku osobiste pole ochronne — z pewnością miałam. Koehler chciał mnie mieć żywą, byłam przecież bardzo kosztownym chodzącym laboratorium.