Выбрать главу

Podniecone grupy biegały uliczkami w pobliżu dogfeńskiej poczty, rozglądając się za szanownymi gośćmi. Kiedy nareszcie znaleźli Maribet i Rahula, barykada, przy której prze-tworzeni pełnili służbę, stała się czymś w rodzaju wojennej świątyni.

Kolektywiści cierpliwie stali w kolejce, chociaż nad głowami świstały milicyjne kule. Podchodzili do Radnych i zadawali pytania — spontanicznie wytworzył się zwyczaj, że nie więcej niż trzy na osobę.

— Kiedy dotrze tu Rada?

— Przyjechaliście nam na ratunek?

— Zabierzecie mnie ze sobą?

Solidarność, strach, milenijne mrzonki. Kolejka przerodziła się w uliczne zebranie, pośród spadających bomb odżyły dawne spory między frakcjami.

Na końcu ulicy, po drugiej stronie barykady wartownicy zobaczyli przez peryskopy, że zbliżają się konstrukty wojenne. Nadciągały żołnierskie maszyny z mosiądzu i żelaza, ze szklanymi oczami i przyspawanym uzbrojeniem. Od lat nie widziano tylu konstruktów naraz w jednym miejscu.

Bieżnik ich gąsienic kruszył gruz i szkło zaścielające ulicę. Na czele jechał wielki buldożer z klinowatym pługiem, który za chwilę miał rozwalić barykadę.

Granaty i bomby nie przynosiły efektu. Spanikowani Kolektywiści posłali po taumaturga, żeby powstrzymał to monstrum, ale nie było szans, żeby zdążył. Wiedzieli, że muszą się wycofać. Ta barykada, ta ulica była stracona.

Snajperzy i magicy pojawili się na dachach strefy granicznej, aby zasypać konstrukty i milicję kulami i zaklęciami. Z początku udało im się zadać straty siłom rządowym, ale potem salwy z obrotowej kartaczownicy ściągnęły część z nich na dół, a reszta spanikowała na widok krwawej miazgi, która została po ich kolegach.

Panika wybuchła również na barykadzie. Kolektywiści bezładnie uciekali przed pędzącymi konstruktami. Rahul i Maribet nie wiedzieli, co mają robić. Przedostali się w stronę drugiej linii umocnień, która nie zapewniała im bezpieczeństwa. Cutter dowiedział się później, jaki był przebieg wydarzeń: dwójka prze-tworzonych galopowała na swoich zwierzęcych nogach to w jedną, to w drugą stronę, ponaglana okrzykami przerażonych Kolektywistów, którzy próbowali im pomóc. Maribet zwichnęła sobie kopyto w leju bombowym. Kiedy z pomocą Rahula gramoliła się z powrotem na nogi, usłyszeli potworny huk i zgrzyt: buldożer zburzył barykadę. Pracujący dla milicji kaktus przeszedł nad tym rumowiskiem i wystrzelił z kuszarpacza w szyję Maribet.

Rahul opowiedział im o tym, kiedy dowlókł się do domu Oriego. Pierwsza śmierć członka Rady w Nowym Crobuzon.

Na całym terytorium Kolektywu zawisły plakaty z apelami, żeby nie uciekać. KAŻDY MĘŻCZYZNA, KOBIETA CZY DZIECKO MNIEJ OZNACZA OSŁABIENIE KOLEKTYWU. RAZEM MOŻEMY WYGRAĆ. Nie udało się jednak zatrzymać strumienia uchodźców, którzy przemykali między kordonami, chowając się w podziemnym mieście albo w zniszczonych dzielnicach za Mostem Wielkiego Kalibru.

Większość szukała schronienia w Grain Spiral, Mendican Foothills, a najzuchwalsi zostawali rozbójnikami w Rudewood. Niektórzy z narażeniem życia tworzyli oddziały partyzanckie i zmierzali przez chaos przedmieść, mijając opuszczone posterunki milicji w zdziczałych z głodu dzielnicach, które były za mało istotne, aby władze o czymkolwiek informowały mieszkańców. Na zachód od miasta uciekinierzy zaczęli przeszukiwać dawno opuszczone hale i bocznice towarowe, które kiedyś stanowiły główną bazę MKK. Lokomotywy, wagony i platformy stały i rdzewiały.

W niektórych biurach paliło się światło. Pozostałości spółki Weathera Wrightby’ego nadal wegetowały, koncern wciąż zatrudniał kadłubową załogę złożoną z kilkudziesięciu urzędników i techników. Żył ze spekulacji finansowych, sprzedaży złomu oraz pracy ochroniarzy i najemnej, paramilitarnej straży kolejowej, niewielkiej, ale wiernej korporatystycznej wizji Wrightby’ego i gardzącej przemocą rasową Nowopiórców. Ludzie ci stacjonowali na terenie rozległego obiektu MKK i czasem przeganiali uciekinierów, szczując ich psami.

Jeśli uchodźcy nie zostali wykryci, kradli narzędzia i wyruszali w drogę do miejsca, które kiedyś stanowiło punkt początkowy kolei Cobsea-Myrshock.

* * *

— Rusza się, poniżej, to jest, oni są, Teshi, są — powiedział Qurabin. Głos mnicha przeskakiwał z miejsca w miejsce. Zebrali się wszyscy: Drogon, Elsie, Qurabin, Cutter, Judasz i Toro. Rahul pełnił straż. Oddali pośmiertny hołd Maribet. Qurabin był niespokojny. — Bardzo niedługo coś się wydarzy.

Swoim martwym głosem Ori opowiedział im historię swoich stosunków z tajemniczym włóczęgą: o pieniądzach, o heliotypie Jacka Pół-Pacierza. O pomocy dla Toro.

— Nie mam pojęcia, od kogo wyszły plany — mówił Ori. — Od Jacobsa? Nie, nie, to był plan Toro, wiem o tym, ponieważ był zupełnie inny, niż myślałem. Ale spełnił swój cel. Chociaż Jacobs powiedział, kiedy go spotkałem… Sądzę, że to nie było dla niego zbyt ważne. Miał inne rzeczy na głowie. To, co zrobiliśmy, służyło tylko odwróceniu uwagi.

Obiecali, że zaczekają na Curdina i Madeleinę, licząc na ich pomoc. Przed południem Judasz błagał ich, aby poprosili delegatów o pomoc, ale co oni mogli zrobić? Milicja pożerała ich teren dom po domu. Krążyły pogłoski o strasznych odwetach na Kolektywistach na odzyskanych przez władze ulicach. Curdin odpowiedział Judaszowi, że po prostu nie mają kogo im przydzielić.

Wrócili późno.

— Spieszyliśmy się, ale wcześniej się nie dało. Ciężko było — powiedział Curdin. A do Oriego: — Cześć, Jack.

— Straciliśmy dzisiaj Howl Barrow — powiedziała Madeleina.

Panowała nad emocjami, oboje starali się nie ulegać rozpaczy.

— Heroiczna historia — powiedział Curdin. — Wytrwali dwa dni dłużej, niż powinni. Milicja przeszła przez most Barrow, wszystkie barykady były obstawione i nagle znikąd wyłoniła się Śliczna Brygada. I byli fantastyczni! — krzyknął i zamrugał wilgotnymi powiekami. Na chwilę zapadła cisza i usłyszeli odgłosy ognia artyleryjskiego. — Śmiechu warci? Walczyli jak lwy. W swoich kolorowych ciuszkach ustawili się w szyku bojowym i palili ze wszystkich luf. — Roześmiał się w przypływie szczerej radości. — Atakowali dalej, rzucając granatami. Biegli z powiewającymi spódnicami, sama szminka i czarny proch, i dali ostro popalić milicji. Od wielu dni żywili się suchym chlebem i szczurzym mięsem, a walczyli jak gladiatorzy w Shankell. Musieli przeciw nim użyć kartaczownic. Wznosili okrzyki i całowali się. — Znowu mrugnął kilka razy. — Ale nie potrafili odeprzeć wroga. Nueviści nie żyją. Petron i inni. Milicja przypuściła szturm. Były walki uliczne, ale Howl Barrow jest stracone. Dzisiaj dostałem ostatnią kulę.

Howl Barrow wrzucało do Smoły zapieczętowane szklane kule, które mijały Strack Island, a potem Kolektywistyczni flisacy i rzeczni śmieciarze wyławiali je i rozbijali, żeby wyjąć wiadomość.

— Starałem się, Judaszu, daję słowo, mimo że twój plan jest obłąkany. Ale nie mamy nikogo nadliczbowego. Wszyscy bronią Kolektywu. Nie mam do nich pretensji i przyłączę się do nich. Zostało nam nie więcej niż parę tygodni. — Madeleina miała cierpiącą minę, ale nie odezwała się. — Nie mogę ci pomóc, ale coś ci powiem. Kiedy wyjechałeś i ludzie spekulowali, dlaczego to zrobiłeś, ja pomyślałem sobie, że nie jesteś obłąkany, tylko zwyczajnie głupi. Nie wierzyłem, że znajdziesz Żelazną Radę. Gotów byłem się założyć o wszystkie pieniądze, że Rada nie istnieje, że został po niej zardzewiały pociąg gdzieś na pustkowiu. Pełen kościotrupów. Myliłem się. Ty i wy wszyscy zrobiliście coś, co ja uważałem za niemożliwe. Nie powiem, że Kolektyw powstał dzięki wam, bo to nieprawda, ale wiadomość, że nadjeżdża Żelazna Rada, wiele zmieniła. Chociaż sądziliśmy, że to tylko plotka, że to tylko mit, zrobiło się jakoś inaczej. Może trochę za wcześnie dowiedzieliśmy się o waszym przyjeździe, ale ta wiadomość zrobiła swoje. Tylko że… nie do końca ci ufam. Na rany bogów, Judaszu, nie zrozum mnie źle — nie mówię, że jesteś zdrajcą. Zawsze nam pomagałeś, golemami, pieniędzmi, ale patrzysz na nas od zewnątrz. Jakbyśmy istnieli dla twojej przyjemności. Życzę ci szczęścia. Jeśli masz rację, czego nie wykluczam, to lepiej, żebyś wygrał, ale nie będę walczył u twojego boku. Ja walczę dla Kolektywu. Jeśli ty wygrasz, a Kolektyw przegra, i tak nie będę chciał dalej żyć. — Chociaż to musiała być hiperbola, Cutter wyprężył się wewnętrznie z respektem. — Jak planujesz zrealizować swój plan?