Выбрать главу

Ori płakał, wciąż próbując uderzyć Jacobsa i wciąż chybiając. Spiral Jacobs odwrócił się od niego plecami. Wymachujący rękami Ori na moment stracił równowagę. Jacobs wysunął dłoń, skutkiem czego Ori został porwany w górę i łupnął plecami o mur. Stado zjaw wyciągnęło się jak macka w stronę Elsie, nie dotykając jej, lecz tworząc aureolę pozbawionych koloru kształtów, które wirowały wokół jej głowy — miska, kość, kawałek szmaty. Jej twarz natychmiast poszarzała, a oczy podeszły krwią, ale bezbarwną. Nie upadła. Spokojnymi ruchami, jakby szła spać, położyła się na ziemi i umarła.

Zjawieńce kłębiły się tak szybko, że prawie utraciły widzialną postać, przypominały rozedrganą, oleistą mgiełkę. Spiral Jacobs narysował w powietrzu kolejny kształt i wszystko zadygotało. Ori drżał przy ścianie, która go trzymała, i wydawał z siebie ciche jęki.

Judasz odzyskał przytomność. Spiral Jacobs poruszył rękami. Nie było już zjawieńców, po których został w powietrzu mleczny osad, poprzecinany żyłkami pary. Jacobs trząsł się z wysiłku, próbując coś wyciągnąć z nicości. Jakby zza skały lub spod wody, zaczął się wyłaniać jakiś byt.

Bardzo mały albo bardzo duży, ale oddalony, a potem znacznie większy, niż sądził Cutter, ale położony bliżej. Poruszał się bardzo powoli albo błyskawicznie, tylko ogromnie daleko. Jego parametrów nie dało się uchwycić. Cutter nic nie widział, ale słyszał. Ta rzecz emitowała dźwięk. Anihilator, miejski zabójca, którego sprowadził Spiral Jacobs — Cutter usłyszał jego skowyt. Wznosił się spiralnie do góry jak bluszcz wokół słupa albo coś odwijającego się z głębokiej studni. Skowyt brzmiał metalicznie.

Cutter zobaczył, że światła miasta w dole zmieniają się. Nadejście istoty, której nie było widać, tylko czuć, rozjarzyło budynki. Latarnie uliczne i światła fabryk stały się błyskami w oczach.

Bestia objawiała się w samym Nowym Crobuzon. Wpełzała pod skórę miasta. A może budziła coś, co zawsze tam było? Cutter wiedział, że bestia się zbliża, bo chociaż betonowa ściana obok nich nie zmieniła się, to zaczęła wyglądać jak bok zwierzęcia prężącego się do skoku.

„Jakie duże, jakie duże, kiedy dotrze na szczyt?” — pomyślał Cutter. Poczuł senność, krystalizującą się wykrwawioną śmierć.

* * *

— Znam twoich bogów — powiedział Qurabin.

To coś nadal było w ruchu. Budynki oddychały śmiercią. Na twarzy Spiral Jacobsa nagłe wykwitł strach.

Qurabin był tylko głosem lecącym przez pustą przestrzeń. Mnich brzmiał histerycznie, agresywnie, bojowo. Prowokował Spiral Jacobsa. Gdyby nadal znał swój ojczysty język, to w przekonaniu Cuttera usłyszałby właśnie gardłową, szarpaną mowę Tesh. Został mu jednak tylko ragamollski.

— Prymitywne hokus-pokus… Łatwo ich zastraszyć, bo nie wiedzą, co to jest, no nie? A jeśli się okaże, że ktoś wie? Ktoś z Tesh, tak jak ty? Kto potrafi rozgryźć tajemnice Tesh? Twoje tajemnice? — Spiral Jacobs coś krzyknął. — Już cię nie rozumiem, stary — odparł Qurabin, ale Cutter był przekonany, że ambasador powiedział „zdrajca”. — Wiesz, kim jestem?

— Tak, wiem, kim jesteś! — krzyknął Jacobs i oburącz pchnął w stronę głosu kłąb lepkiej materii zjawieńca, ale wirujące powietrze nie napotkało żadnego oporu. — Jesteś momentystycznym gadułą.

Judasz klęknął i wbił palce w ziemię, która drżała pod naciskiem emanacji demona. Próbował zbudować golema, wszystko jedno jakiego.

— Wychodzi! — wrzasnął Cutter.

Wychodziło ze swojej jamy do rzeczywistości, wypowijało się, tworząc różne sprzeczne z zasadami geometrii połączenia. Wymiary cegieł i krawędzie murów ugięły się pod naporem demona. Architektura dygotała.

— Wszystkie twoje bożki i demiurgi żyją w Momentach, człowieku z Tesh. I mój Moment to wie.

Głos Qurabina był potężny, głośniejszy niż zbliżanie się demona mordu. Spiral Jacobs splunął i jego ślina posłała agresywną falę przez mlecznobiałe turbulencje. Qurabin ryknął i zaczął krzyczeć.

— Tekke Vogu, proszę, powiedz mi…

Głos zanikł, bo Qurabin przeniósł się tam, gdzie mieszkał Moment.

Bezruch, nadchodzące coś jakby czekało. Potem Qurabin znowu krzyknął, a raczej jęknął z potężnego bólu, ponieważ do odkrycia były wielkie tajemnice. Cutter nie umiał sobie wyobrazić, ile to kosztowało, ale mnich czegoś się dowiedział. Kiedy rozedrgany filigran Phasmy Urbomacha wytoczył się do normalnej przestrzeni, zamieniając cegły, iglice, kurki pogodowe i dachówki Nowego Crobuzon w straszliwe zęby i szpony, nasycając powietrze złem, Cutterowi zaparło dech, a Qurabin uwolnił zakrytą wiedzę i demon został wciągnięty z powrotem do nicości, z której wypełzł. Szamotał się, żeby znowu z niej wyjść.

Judasz wysłał w stronę Jacobsa golema z trawy i ziemi, który rozpadł się jednak w drobny mak, zanim dotarł do celu. Judasz usiłował więc zrobić golema z powietrza, ale mleczna biel krępowała mu ruchy.

Spiral Jacobs zaklął w ojczystym języku, Qurabin wrzasnął i Phasma zaczął znowu wypełzać, ale ostatnią rozpaczliwą prośbą o wiedzę Qurabin zmusił makabrycznego, ludobójczego gościa do wśliznięcia się z powrotem w otchłań. Kiedy Spiral Jacobs przeklął rzedniejące powietrze, to samo powietrze wypluło z siebie jakąś postać. Z twarzą we krwi i śmiertelnie wyczerpany cenobita Qurabin uśmiechnął się przez swoje rany, pozbawiony języka — potrafił tylko popiskiwać jak foka — i pozbawiony oczu, zobaczył Cutter. Taka była cena wszystkich tajemnic, które ich uratowały.

Qurabin objął ambasadora Jacobsa jak brata i szepnął mu do ucha ostatnie słowo, jakie pozostało renegatowi z Tesh, po czym wstąpił razem z nim do prawdziwej tajemnicy, do zakrytego miejsca, do królestwa Tekke Vogu. Powietrze zamknęło się za nimi, przestrzeń pochłonęła ich razem z Urbomachem.

W powietrzu pozostała tylko ta opalizacja. Zaczęła gęstnieć, zbrylać się jak białko jajka w gorącej wodzie, przybrała postać cuchnącej chmury, z której spadł śluzowaty deszcz — a potem niebo i powietrze opustoszały.

Zaległa ciężka cisza, by po chwili odpłynąć, i Cutter na powrót usłyszał odgłosy wojny, strzały, wybuchy bomb, ogień artyleryjski. Przetoczył się po zaśmieconej ziemi, zobaczył, że Judasz wstaje z wysiłkiem, oszołomiony i pijany od smrodu substancji, która pozostała z rozkładu zjawieńca. Zobaczył Oriego, nieruchomego, w jakiś sposób przymocowanego do muru, krwawiącego. Ciało Elsie, szare nic. Zobaczył puste niebo. Zobaczył, że Qurabin, Spiral Jacobs i mordujący miasta demon zniknęli.

Rozdział trzydziesty

Wzywali Qurabina, głośno i cicho, ale mnich odszedł bezpowrotnie.

— Zjednoczył się z Momentem — orzekł Judasz.

Elsie była odbarwiona i martwa, a Ori przeklejony do muru. Na styku z cegłą jego skóra zamieniła się w cegłę. Krew zastrupiła połączenie. On też nie żył.

Oczy miał szeroko otwarte, nie dały się zamknąć. Cuttera ogarnął głęboki smutek. Próbował sobie wmówić, że na twarzy młodego człowieka maluje się spokój, pogodzenie się z losem. „Odpoczywaj w pokoju” — pomyślał.

Powoli obeszli dziedziniec i trafili na dziurę w kamieniarce. W Nowym Crobuzon trudno było znaleźć nieuszkodzoną ścianę. Bocznymi tunelami, metalowymi kładkami i drabinami dotarli do budynku Dworca Perdido. Musieli zostawić swoich martwych przyjaciół w ukrytym ogrodzie. Nie mieli innego wyjścia.