Выбрать главу

Przez wiele lat po zamordowaniu Jacka Pół-Pacierza autorzy dramatów przyjmowali nasuwającą się interpretację: pokancerowany mężczyzna — brat, ojciec lub kochanek jednej z ofiar morderczej modliszki — był tak oszalały z gniewu, że nie mógł czekać, aż oficjalny wymiar sprawiedliwości wykona swoje zadanie. Owładnięty nienawiścią i żądny krwi chciał wziąć prawo w swoje ręce. Nikt nie mógł mieć do niego pretensji, ale prawo nie dopuszcza samosądu. Kiedy milicjanci go usłyszeli i zobaczyli, ich smutnym obowiązkiem było go ostrzec, a kiedy to nie poskutkowało, strzelić do niego i zniweczyć jego plany. Niestety, zabłąkane kule zabiły Jacka Pół-Pacierza. Godne ubolewania, ponieważ procedury prawne zostały w ten sposób przerwane, ale nie ulegało wątpliwości, że prędzej czy później zbrodniarza spotkałby ten sam los.

Tej wersji trzymano się przez wiele lat. Zarówno na wielkiej scenie, jak i w teatrze kukiełkowym przedstawiano Jacka jako klasycznego złoczyńcę, ale publiczność mimo to go kochała.

W drugim dziesięcioleciu po tych wydarzeniach pojawiły się nowe interpretacje, w odpowiedzi na pytanie, dlaczego Pół-Pacierza powitał ospowatego okrzykiem radości, skoro ten przyszedł go zabić. Naoczni świadkowie wspominali, że kiedy ospowaty uniósł pistolet, Jack jakby szarpnął się ku niemu. A zatem mężczyzna zabił Jacka, żeby skrócić jego cierpienia. Jeden z członków gangu zaryzykował życie, aby oszczędzić hersztowi dalszych upokorzeń. I może nawet mu się to udało — skąd można mieć pewność, że to milicyjna kula ukatrupiła pojmanego przestępcę? Może śmiertelny strzał był przyjacielską przysługą?

Ta wersja znacznie bardziej spodobała się widzom. Jack Pół-Pacierza powrócił jako ten, którego przez dziesięciolecia opiewali grafficiarze — bohater zwykłych ludzi. Opowieść urosła do rangi wielkiej tragedii moralnej, o szlachetnych, lecz z góry skazanych na klęskę nadziejach. Chociaż Jack i jego bezimienny kompan zostali tym samym wyniesieni na piedestał, ku zaskoczeniu wielu cenzorzy okazali się tolerancyjni. W niektórych inscenizacjach przybysz zabijał Jacka, po czym odbierał sobie życie, w innych padał od milicyjnych kul, kiedy naciskał spust. Sceny śmierci obu mężczyzn coraz bardziej się wydłużały. Nie wspominano o rzeczywistej wersji, którą Ori zachował w pamięci — Jack zwisł bezwładnie w pętach, a ospowaty zniknął i wszelki ślad po nim zaginął.

Po miniaturowych schodach wbiegła kukiełka pokancerowanego mężczyzny z bronią w ręku. Podniósł nahaj porzucony przez strażnika — skomplikowany układ szpilek i nici ułatwił ten ruch — tak, jak zgodnie z tradycją odbyło się to w realnym życiu.

— Co to ma być? — spytał narrator. Ori uśmiechnął się. Widział scenopis. Siedział z zaciśniętymi pięściami. — Po co podnosić pejcz?

Nowopiórcy, którzy ulegli prymitywnemu urokowi nuevistycznej inscenizacji, teraz zerwali się na nogi i krzyczeli:

— Hańba! Hańba!

— Mam pistolet — powiedziała marionetka pośród narastającej wrzawy. — Mam nóż. Na co mi jeszcze pejcz?

— Mam pomysł, ospowaty — rzucił narrator.

— Ja też mam pomysł — odparła marionetka, unosząc pistolet i pejcz. — Jedna z tych rzeczy nie jest dla mnie, kapujesz?

Sprytny mechanizm obrócił pistolet w drewnianej dłoni i ospowaty podał broń swemu spętanemu przyjacielowi, a nóż przyłożył do jego więzów.

Duży kufel piwa rzucony z tyłu sali utracił w locie swoją zawartość i rozbił się z pryskiem.

— Zdrada! — wołano.

— Dobrze, dobrze! Powiedzcie, jak było naprawdę! — krzyczały inne głosy.

Uparcie, lawirując między okruchami szkła, Elastyczny Teatr Kukiełkowy kontynuował nową wersję klasycznego dramatu, w której dwaj mali bohaterowie nie byli z góry skazani na klęskę, nie byli obciążeni zbyt idealistycznymi wizjami ani pokonani przez świat, który na nich nie zasługiwał, ale wciąż walczyli, wciąż próbowali zwyciężyć. Ich głosy utonęły w ogólnym tumulcie. Na scenę posypało się jedzenie. Po chwili na scenie był też kierownik w pomiętym garniturze. Został tam prawie wepchnięty przez chudego młodzieńca — przedstawiciela Urzędu Cenzury, który zza sceny przysłuchiwał się wszystkim przedstawieniom. Tego wieczoru jego praca utraciła swój rutynowy charakter.

— Dosyć, koniec! — krzyknął kierownik i próbował ściągnąć marionetki ze sceny. — Poinformowano mnie, że spektakl został przerwany.

Te pompatyczne deklamacje wciśnięto mu z powrotem do gardła. Poleciały na niego nieapetyczne resztki jedzenia, skulił się więc w sobie jeszcze bardziej niż zwykle. Zwolennicy Elastycznych byli nieliczni, ale głośni, i domagali się kontynuowania spektaklu. Widząc, że szef Dworu Podżebraków traci kontrolę nad sytuacją, cenzor osobiście wszedł na scenę i zwrócił się do publiczności.

— Przedstawienie jest odwołane. Ten zespół teatralny dopuścił się wykroczenia drugiego stopnia przeciwko porządkowi publicznemu i obyczajności. Niniejszym zostaje rozwiązany i czeka go postępowanie prokuratorskie.

— Spieprzaj, hańba, zjeżdżaj, grać dalej! Jakie wykroczenie? Jakie wykroczenie?

Młody cenzor nie dał się zbić z tropu i nie zamierzał ujmować charakteru tego dysydenctwa w słowa.

— Wezwano milicję i każdy, kto po jej przybyciu wciąż będzie się znajdował na terenie lokalu, zostanie uznany za uczestnika zdarzenia. Proszę opuścić salę.

Atmosfera była zbyt gorąca, aby dano posłuch jego słowom.

Poleciały kolejne kufle i rozległy się wrzaski trafionych. Ori zobaczył, że Nowopiórcy biorą kurs na scenę, planując pobić wykonawców. Dźwignął się na nogi, dał znak siedzącym w pobliżu kolegom i przebili się przez tłum, żeby stanąć na drodze wymachującym pięściami Nowopiórcom. Wybuchła totalna burda.

Adely Gladly wybiegła zza kulis w scenicznym kostiumie i wołała:

— Spokój! Spokój!

Ori rzucił na nią okiem, zanim uszkodził sobie pięść o czaszkę jakiegoś bydlaka Nowopiórca, po czym znowu wrócił do ważniejszych spraw. Członkowie Elastycznego Teatru Kukiełkowego zbierali rekwizyty. Pośród odgłosów walki, krzyków i brzęku pękającego szkła cudowny głos słowika z Dog Fenn błagał o spokój, lecz nikt nie zwracał na niego uwagi.

Rozdział siódmy

Spektakl był nieodwołalnie zakończony, a milicję bardziej interesowało opróżnienie budynku niż dokonywanie aresztowań. Ori blokował Nowopiórców dostatecznie długo, żeby lalkarze zdążyli zabrać wszystkie swoje rzeczy. Razem z Elastycznymi schronił się za sceną przed bójkami, które teraz podsycał głównie alkohol, nie zaś animozje polityczne, które nadałyby im szlachetniejszy charakter.

Bocznym wyjściem wydostali się na ulicę, z większymi lub mniejszymi kontuzjami, ale roześmiani, chmara ludzi teatru, którzy upychają kostiumy do toreb podróżnych, plus paru sympatyków takich jak Ori. Jeszcze parę chwil wcześniej padało, ale noc była ciepła i wodna błona przypominała pot miasta.

Petron Carrickos, narrator sztuki, odlepił sztuczne wąsy, których duch pozostał na górnej wardze w postaci kleju charakteryzatorskiego, i przykleił je do jedynego plakatu na uliczce, zaopatrując fundamentalistę, który reklamował swoje kazania, w gęste brwi. Ori poszedł z Petronem, a kilka innych osób w kierunku Cadmium Street. Zamierzali zatoczyć łuk i dotrzeć do stacji Pola Salacusa, nie przechodząc obok wejścia do Dworu Podżebraków.

O tej późnej, ale nie aż tak strasznie późnej porze w okolicy, gdzie Pola Salacusa przechodziły w Howl Barrow, ulice kłębiły się od ludzi. Na rogach stali milicjanci. Ori przepychał się między późnymi miłośnikami witryn sklepowych i melomanami przy budkach voxiteratorów. Paru golemów w szarfach swoich właścicieli wyglądało jak gigantyczne marionetki. Znaki na murach. Nielegalne galerie i teatry czy squaty artystów oznaczone graffiti zaadresowanymi do tych, którzy umieli je przeczytać. Same Pola Salacusa skolonizowała weekendowa bohema. Zawsze byli nadziani ludzie, których ciągnęło do slumsów, niedoceniane dzieci z dobrych domów, które szukały wyzwolenia albo zatraty, ale teraz ich wizyty stały się tymczasowe, a ich transformacje turystyczne. Oriego zalała pogarda. Artyści i muzycy wyprowadzali się, robiąc miejsce dla agentów i kupców, w związku z czym czynsze rosły, mimo że gospodarka przeżywała kryzys. A zatem do Howl Barrow.