Выбрать главу

Poprosił ich, żeby opowiedzieli mu o tym, jak zginęli, w formie historii: o Ihonie w słupie wody, o ostatniej powietrznej podróży Dreya i, co było najtrudniejsze, o rozpadzie Fejhechrillena od gradu kul.

Nakłaniali go, żeby z kolei zrelacjonował im, co on przeżył. Pokręcił głową, jakby nie było warto o tym mówić.

— Jechałem — powiedział do nich — na moim golemie. Cały czas na południe, przez las i dalej prosto jak strzała. Zapłaciłem za przewóz statkiem przez Morze Mizerne. Potem jechałem na zachód, przez wioski ludzi-kaktusów. Pomagali mi. Przejechałem przez szczelinę. Wiedziałem, że jestem śledzony. Zastawiłem pułapkę. Jabberowi niech będą dzięki, że się zorientowałeś, Cutter.

Przez jego twarz przemknął ponury cień.

Wyglądał na zmęczonego. Cutter nie wiedział, przez co Judasz musiał przejść, co odebrało mu siły. Liczne strupy wskazywały, że miałby o czym opowiadać. Utrzymywanie golema przy życiu nie wymagało wielkiego wysiłku, ale było kolejnym obciążeniem dla uciekiniera.

Cutter położył dłoń na boku szarego olbrzyma.

— Puść go, Judaszu — powiedział.

Starszy pan spojrzał na niego jak zawsze zdziwiony i uśmiechnął się powoli.

— Śpij — rozkazał.

Dotknął rudymentarną twarz golema. Gliniany człowiek nie zmienił pozycji, ale coś go opuściło. Jakiś orgon. Golem niedostrzegalnie zapadł się w sobie, wzbijając obłok kurzu, a rysy na jego ciele nagle wyglądały na jeszcze bardziej wysuszone. Stał tam, gdzie wcześniej, już się nie poruszył. Powoli się powykrusza, a dziury w jego ciele staną się schronieniem dla ptaków i robactwa. Element krajobrazu, który po jakimś czasie zniknie.

Cuttera ogarnęła ochota, żeby go przewrócić i patrzeć, jak się rozpada, żeby oszczędzić mu losu bezsilnej ofiary czasu, ale powstrzymał się.

* * *

— Kim jest Drogon? — spytał Judasz.

Szemracz sprawiał wrażenie zagubionego bez swojego konia. Próbował znaleźć sobie jakieś zajęcie i nie dbał o to, że inni o nim rozmawiają.

— Gdyby to ode mnie zależało, to nie byłoby go z nami — odparł Pomeroy. — Jak na szeptodzieja włada wielkimi mocami. I nie wiemy, skąd pochodzi.

— Konny włóczęga — wyjaśnił Cutter. — Parobek, tropiciel śladów. Doszło do jego uszu, że uciekłeś… Bogowie raczą wiedzieć, jakie teraz krążą słuchy. Przyłączył się do nas, bo chce znaleźć Żelazną Radę. Myślę, że z powodów sentymentalnych. Już nieraz ocalił nam skórę.

— On jedzie z nami? — spytał Judasz.

Wszyscy na niego spojrzeli.

— Wiesz… — zaczął dyplomatycznie Cutter. — Nie musisz jechać dalej. Moglibyśmy zawrócić. — Judasz spojrzał na niego dziwnie. — Wiem, uważasz, że spaliłeś za sobą mosty, zastawiając golemową pułapkę w swoim pokoju, i to prawda, że będą cię szukali, ale przecież mógłbyś zejść do podziemia. Wiesz, że Plenum by cię chroniło.

Judasz patrzył na nich i jedno po drugim zawstydzone odwracało wzrok.

— Nie wierzycie, że ona wciąż istnieje — powiedział. — O to chodzi? Jesteście tutaj ze względu na mnie?

— Nie — odparł Pomeroy. — Od początku mówiłem, że nie jadę tylko ze względu na ciebie.

Ale Judasz nie dał się zbić z tropu.

— Myślicie, że już jej nie ma? — w jego głosie pobrzmiewała spokojna, niemal religijna pewność. — Jest. Jak mógłbym zawrócić, Cutter? Nie rozumiesz, po co tutaj jestem? Oni szukają właśnie Rady. Kiedy ją znajdą, zniszczą ją. Ich pierwotnym celem byli mieszkańcy Tesh, ale teraz, kiedy już wiedzą, gdzie jest Rada, nie mogą jej zostawić swemu losowi. Słyszałem to od źródła z dawnych czasów. Że ją znaleźli i co planują. Muszę ich ostrzec. Wiem, że Plenum nie zrozumie. Podejrzewam, że rzucili na mnie klątwę.

— Wysłaliśmy im wiadomość — powiedział Cutter. — Z Myrshock. Wiedzą, że jedziemy twoim śladem.

Judasz wyjął z tornistra plik kartek i trzy woskowe cylindry.

— Od Rady — wyjaśnił. — Najstarszy list ma prawie siedemnaście lat. Pierwszy cylinder jest jeszcze starszy: dwadzieścia lat. Ostatnie przyszły trzy lata temu i miały dopiero dwa lata, kiedy je otrzymałem. Wiem, że Rada istnieje.

Jakimi drogami podróżowały te wiadomości? Z Fellidowego Lasu nad morze, statkami do Cieśniny Ognistej Wody, Shankell i Myrshock, potem do Zatoki Żelaznej i Nowego Crobuzon. Albo krętymi górskimi ścieżkami, albo leśnymi drogami kilkaset kilometrów w głąb bagien, poniżej Cobsea. Potem do samego Cobsea, położonego na wielkich równinach. A może drogą powietrzną bądź taumaturgiczną — tak czy owak w końcu trafiły do Judasza Lowa.

„Masz możliwość odpisać, Judaszu?” — zapytał w myślach Cutter. „Wiedzą, że do nich jedziesz? I ile wiadomości od nich zaginęło po drodze?” Oczyma duszy zobaczył srogie klify usłane okruchami wosku. Wiatr niesie kawałki zaszyfrowanego papieru jak liście nad stepami.

Z nabożną czcią patrzył na listy, grawerowane cylindry, utrwalony dźwięk. Przedmioty znane z plenarnej famy, z opowieści podróżnych i dysydentów.

Co on może wiedzieć? Kiedy Cutter po raz pierwszy usłyszał o Żelaznej Radzie, był chłopcem i zabrzmiało mu to jak baśń ludowa, taka sama jak o Jacku Pół-Pacierza, Toro i Rokoszu. Kiedy był dostatecznie duży, aby zrozumieć, że parlament mógł go okłamać — że mogło nie być żadnej katastrofy na południowych moczarach — Żelaznej Rady, która według części ludzi tam się narodziła, w tym miejscu nie znaleziono. Nawet ci, którzy mówili, że ją widzieli, wskazywali w kierunku zachodnim.

„Czemu nigdy mi ich nie pokazałeś?” — pomyślał. Podczas wszystkich tych dyskusji, przez cały ten czas, kiedy się do siebie zbliżyli, nawet o tym nie napomknął. Judasz wziął sceptycyzm Cuttera do ręki i próbował go przerobić, wyjaśnić mu, że takie zgorzknienie zatruwa życie. Mówił, że istnieją inne sposoby na to, aby wątpić we wszystko bez popadania w pesymizm, a Cutter od czasu do czasu próbował zmienić swoje mentalne przyzwyczajenia.

Znali się od kilkunastu lat. Cutter nauczył się od Judasza wielu rzeczy i sam też czegoś go nauczył. To Judasz wciągnął Cuttera w orbitę Plenum. Cutter przypomniał sobie te wszystkie debaty w jego sklepie, w jego małym mieszkaniu, w łóżku. We wszystkich tych politycznych dywagacjach — Judasz był zupełnie oderwanym od rzeczywistości powstańcem, a Cutter nie więcej niż podejrzliwym towarzyszem drogi — Cutter nigdy nie zobaczył tych namacalnych dowodów na istnienie Żelaznej Rady.

Nie czuł się oszukany, tylko zdezorientowany. Nie pierwszy raz.

— Wiem, gdzie jest Rada — powiedział Judasz. — Potrafię ją znaleźć. Wspaniale, że przybyliście. Ruszajmy dalej.

* * *

Judasz porozmawiał z szeptodziejem. Oczywiście tylko on słyszał odpowiedzi Drogona. W końcu Judasz skinął głową i zrozumieli, że Drogon idzie z nimi. Pomeroy naburmuszył się, mimo tego wszystkiego, co zrobił dla nich szemracz.

Somaturg Judasz nie objął kierownictwa, nic nie zrobił, tylko powiedział, że on rusza w dalszą drogę, a oni mogą z nim pójść, ale jak zawsze mu się podporządkowali. Tak samo było w Nowym Crobuzon. Nigdy im nie rozkazywał, często sprawiał wrażenie za bardzo zaabsorbowanego własnymi myślami, aby pamiętać, że mu towarzyszą, ale kiedy do nich mówił, uważnie go słuchali.

Rozpoczęli przygotowania. Czekało ich wiele tygodni marszu. Kilometry lądu, ziemia, kamienie, drzewa, może woda, może przepaście, a potem może Żelazna Rada. Poszli wcześnie spać, a w nocy Cuttera obudziły odgłosy kochania się Pomeroya i Elsie. Nie byli w stanie stłumić dyszenia ani ocierania się ciała o ciało. Hałasy te podnieciły go. Słuchał spółkowania przyjaciół z żądzą i wzbierającą czułością. Wyciągnął rękę do Judasza, który odwrócił się sennie i odwzajemnił jego głęboki pocałunek, ale po chwili znowu przekręcił się na drugi bok.