– To przykre – powiedziała Joanna.
Kit podniosła przykrywkę ekspresu i nalała kawy.
– Jestem pewna, że za dzień lub dwa wydobrzeje – powiedziała. – Co weźmiesz, Joanno?
– Mleko. Bez cukru, proszę.
Kit podeszła z filiżanką do lodówki.
– Jeśli znów wracasz do tego spotkania, to przykro mi, ale nadal nie mam czasu.
– Nie o to chodzi – powiedziała Joanna obserwując, jak Kit otwiera lodówkę. – Chciałam się tylko dowiedzieć, co się stało z Klubem Kobiet.
Kit stała przy otwartej lodówce odwrócona plecami do Joanny.
– Klub Kobiet? – powtórzyła. – Boże, to było tyle lat temu. Rozpadł się.
– Dlaczego? – spytała Joanna. Kit zamknęła lodówkę i wyciągnęła szufladę szafki.
– Niektóre kobiety wyprowadziły się stąd – powiedziała. Zamknęła szufladę i odwróciła się, kładąc łyżeczkę na spodku. – A pozostałe przestały się tym interesować. Jak na przykład ja. Podeszła do stołu, patrząc na filiżankę. – Nie dokonałyśmy niczego pożytecznego, a spotkania stały się z czasem nudne.
Postawiła filiżankę na spodku i podsunęła Joannie.
– Nie za mało mleka? – spytała.
– Nie, wystarczy. Dziękuję. Dlaczego nic mi o tym nie wspomniałaś, kiedy tu byłam ostatnio?
Kit uśmiechnęła się, a dołki w policzkach pogłębiły się.
– Bo nie pytałaś. Gdybyś spytała, powiedziałabym ci, to żadna tajemnica. Może chcesz ciasta albo ciasteczek?
– Nie, dziękuję.
– Muszę poskładać te rzeczy – powiedziała Kit, odchodząc od stołu.
Joanna patrzyła, jak zamykała suszarkę i wyciągała coś białego ze sterty ubrań. Strząsnęła to – koszulka z krótkim rękawkiem. Joanna spytała, co się stało Billowi McCormickowi? Czy on nie umie włączyć pralki? Myślała, że jest jednym z geniuszy technicznych.
– Zajmuje się Marge – powiedziała Kit, składając koszulkę. – Prawda, że ładnie się uprała? – zauważyła z uśmiechem i włożyła koszulkę do kosza na bieliznę.
Zupełnie jak aktorka z reklamy.
Ależ to właśnie to, pomyślała Joanna. Wszystkie żony ze Stepford były aktorkami z reklam, zadowolone z proszków, past do podłóg, preparatów do czyszczenia, szamponów i dezodorantów. Ładne aktorki z dużym biustem i małym móżdżkiem, grające nieprzekonująco role podmiejskich gospodyń domowych. Zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
– Kit?
Tamta spojrzała na nią.
– Musiałaś być bardzo młoda, gdy zostałaś przewodniczącą Klubu, a to znaczy, że jesteś inteligentna i energiczna. Czy teraz jesteś szczęśliwa? Powiedz mi prawdę, czy nie czujesz, że należy ci się coś od życia?
Kit spojrzała na nią i skinęła potakująco głową.
– Jestem szczęśliwa, tak. I nie wydaje mi się, że coś mi się jeszcze należy od życia. Herb ma odpowiedzialną pracę, nie mógłby jej efektywnie wykonywać, gdyby nie moja pomoc. Stanowimy jedną całość, wychowujemy dzieci, robimy badania optyczne, mamy czysty, wygodny dom i pracujemy społecznie.
– Poprzez Stowarzyszenie Mężczyzn.
– Tak.
– Czy spotkania Klubu Kobiet były nudniejsze od obowiązków domowych?
Kit zastanowiła się przez chwilę: – Nie, ale nie były aż tak pożyteczne. Nie pijesz kawy, nie smakuje ci?
– Nie, tylko czekałam, aż ostygnie – podniosła filiżankę.
– Ach, tak – powiedziała Kit, uśmiechnęła się i wróciła do składania bielizny.
Joanna spoglądała na nią i zastanawiała się, czy zapytać, kim były te inne kobiety? Ale nie, pewnie wszystkie są takie jak Kit. Cóż to zresztą za różnica? Napiła się kawy – była mocna, aromatyczna, najlepsza, jakiej ostatnio kosztowała.
– Jak się czują dzieci? – spytała Kit.
– Dobrze – odpowiedziała. Chciała jeszcze zapytać o gatunek kawy, ale zrezygnowała i wypiła jeszcze trochę.
Może i szybki sklepu z artykułami żelaznymi ciekawie by odbijały światło księżyca, ale tego nie można było przewidzieć. Były z zupełnie innej strony, niż padało światło. Cest la vie. Przez chwilę krążyła jeszcze po Centrum, ulegając nastrojowi opustoszałej ulicy z szeregiem pomalowanych na biało drzwi do sklepów, ulokowanych po jednej stronie i ze zboczem wzgórza po drugiej; biblioteką i domem Towarzystwa Historycznego. Zmarnowała trochę filmu na latarnie i kosze na śmiecie, ale to był tylko czarno-biały film. Kot przebiegł ścieżkę prowadzącą od biblioteki. Był srebrzysto -szary, a jego ciemny cień odbijał się w świetle księżyca. Przebiegł przez ulicę w kierunku parkingu. Nie, dziękujemy, nie interesują nas portrety kotów.
Na trawniku należącym do biblioteki ustawiła statyw i robiła zdjęcia sklepów od frontu, używając pięć-dziesięciomilimetrowego obiektywu w masie naświetlenia dziesięć, dwanaście i czternaście sekund. Dziwny kwaśny zapach, jakby jakiegoś medykamentu, unosił się w powietrzu wraz z lekkim powiewem idącym zza jej pleców. Przypominał jej coś znajomego z dzieciństwa, ale uciekło jej to. Syrop, który musiała wypić? Zapach jakiejś zabawki?
Załadowała rzeczy, zabrała statyw i wycofała się na drugą stronę ulicy, gdzie szukała dobrego ujęcia biblioteki. Znalazła je i znów rozstawiła statyw. Biała deseczka okapu była w świetle księżyca jakby otoczona czarną obwódką. Przez okna widać było lekko oświetlone ściany z pólkami pełnymi książek. Nastawiła ostrość ze szczególną dbałością i, zaczynając od ośmiu sekund, robiła naświetlania każdego zdjęcia o sekundę dłużej, aż do osiemnastu. Przynajmniej na jednym z nich powinno wyjść lekko oświetlone wnętrze biblioteki, bez eksponowania bocznych półek.
Poszła do samochodu po sweter i wracając rozglądała się wokoło. Towarzystwo Historyczne? Nie, budynek był zbyt zaciemniony przez drzewa, a i bez tego był za ciemny. Ale dom na wzgórzu, siedziba Stowarzyszenia Mężczyzn, miał zadziwiająco komiczny wygląd: kwadratowy, stary, dziewiętnastowieczny, solidny i symetryczny, z rozpiętą nad nim anteną telewizyjną. Cztery wysokie górne okna z podniesionymi żaluzjami były w pełni oświetlone. Widać było przez nie poruszające się wewnątrz postacie. Odkręciła pięćdziesięcio-milimetrowy obiektyw i zakładała stutrzydziestopięcio-milimetrowy. gdy na szosie pojawiły się światła reflektorów i stawały się coraz jaśniejsze. Na chwilę oślepiły ją zupełnie. Po omacku odkręciła obiektyw i zasłoniła przymrużone oczy.
Samochód zatrzymał się, a światło reflektora zmieniło się w znikający pomarańczony punkt. Zamrugała parokrotnie, mając jeszcze przed oczyma oślepiający blask. Wóz policyjny. Zatrzymał się jakieś dziesięć metrów od niej po drugiej stronie ulicy. Głos mężczyzny w środku samochodu coś cicho powtarzał.
Czekała.
Samochód podjechał bliżej i zatrzymał się. Młody policjant z zupełnie nie policyjnym ciemnym wąsikiem uśmiechnął się do niej i powiedział:
– Dobry wieczór pani.
Już go kilka razy widziała, między innymi kiedyś w sklepie papierniczym kupował papier karbowany we wszystkich kolorach, jakie mieli.
– Witam – odpowiedziała z uśmiechem. Był w samochodzie sam, musiał wiec mówić do nadajnika. O niej?
– Przepraszam, że tak panią oświetliłem. Czy to pani samochód stoi przy poczcie?
– lak. Nie zaparkowałam go tutaj, bo…
– W porządku, ja tylko sprawdzam. Zmrużył oczy, przyglądając się aparatowi.
– Wygląda na dobry sprzęt. Jaka to firma? – spytał.
– Pentax – odpowiedziała,
– Pentax – powtórzył. Spojrzał na aparat i na nią. – I można nim w nocy robić zdjęcie?
– Trzeba tylko odpowiednio naświetlić.
– Jasne, a ile potrzeba w taką noc jak ta?
– To zależy.
Chciał wiedzieć, jakiego filmu używała, czy była zawodowym fotografikiem, ile w przybliżeniu kosztuje Pentax i jak to wygląda w porównaniu z cenami innych aparatów.