Выбрать главу

– Nigdy nie śmiej się z tego, co robi Koziorożec; on nie robi, lecz tworzy. – Po czym zaczęła analizować, kto z obecnych jest spod jakiego znaku i jak to wpłynęło na jego usposobienie. Pieczeń była za bardzo spieczona i Walter miał problemy z jej krojeniem. Suflet urósł, ale nie tak jak powinien, jak zauważyła Mary podając go. Lucy Ferrault znów kichnęła.

– Nigdy więcej – powiedziała Joanna, gasząc światła na zewnątrz, a Walter stwierdził ziewając: – Nawet “nigdy" to dla mnie za szybko.

– Posłuchaj – powiedziała. – Jak ty mogłeś stać w kącie i rozmawiać z Dave'em, podczas gdy na kanapie siedziały jak mumie trzy kobiety.

Sylvia zadzwoniła, żeby przeprosić – nie dano jej awansu, na który przecież zasługiwała. Charmaine zadzwoniła, żeby powiedzieć jak świetnie bawili się z Edem i żeby przełożyć tenis z wtorku na inny dzień.

– Ed dostał bzika i chce sobie zrobić parodniowy urlop, Merilla zostawimy u Dacostów (“na twoje szczęście ich nie znasz") – i mamy się “odnaleźć na nowo". Co oznacza, że będzie mnie ganiał wokół łóżka, a okres mam dostać dopiero w przyszłym tygodniu. Niech to szlag trafi.

– Czemu nie pozwolisz się złapać? – spytała Joanna.

– Boże. Po prostu nie bawi mnie, kiedy wpycha we mnie swojego dużego kutasa. Nigdy mnie nie bawiło i nigdy nie będzie bawić. Nie jestem bynajmniej lesbijką, chociaż i tego próbowałam, ale to nic wielkiego. Po prostu nie interesuje mnie seks. I myślę, że tak naprawdę to żadnej kobiety nie interesuje, nawet jeśli jest Rybą. A ty?

– Nie jestem wprawdzie nimfomanką – powiedziała Joanna – ale oczywiście interesuję się tym.

– Naprawdę, czy po prostu uważasz, że tak wypada?

– Naprawdę.

– Co kto lubi – stwierdziła Channaine – No, to przyjdź w czwartek, dobrze? Na szczęście Ed ma konferencję, z której nie będzie mógł się urwać.

– W porządku, czwartek. Chyba, że coś się stanie.

– Lepiej, żeby się nie stało.

– Ale ochładza się.

– To włóżmy swetry.

Poszła na zebranie Komitetu Rodzicielskiego. Były tam nauczycielki Pete'a i Kim, panna lurner i panna Gair, miłe panie w średnim wieku, które z zapałem odpowiadały na jej pytania o metody nauczania oraz czy i jak sprawdzał się nowy plan autobusów szkolnych. Na zebraniu było niewiele osób; poza grupą nauczycieli, usadowionych w końcu audytorium, było tylko dziewięć pań i ze dwunastu panów. Przewodniczącą Komitetu była atrakcyjna blondynka, pani Hollingsworth, która prowadziła zebranie z uśmiechem, sprawnie, lecz bez pośpiechu.

Kupiła ubranka zimowe dla Pete’a i Kim i dwie pary wełnianych spodni dla siebie. Zrobiła świetne powiększenia zdjęć “Po służbie" oraz “Biblioteki w Stepford" i zabrała dzieci do dentysty.

– Czyżby? – spytała Charmaine, wpuszczając ją do domu.

– Oczywiście, że tak – odpowiedziała. – Przecież mówiłam, że zgadzam się, jeśli mi nic nie przeszkodzi.

Charmaine zamknęła drzwi i uśmiechnęła się do niej. Miała na sobie fartuch, a pod nim spodnie i bluzkę.

– Tak mi przykro, Joanno – powiedziała. – Na śmierć zapomniałam.

– Nie szkodzi, idź się przebierz.

– Nie możemy grać – powiedziała Charmaine. – Raz, że mam mnóstwo pracy.

– Pracy?

– No, w domu.

Joanna przyjrzała się jej uważniej.

– Zwolniliśmy Nettie – mówiła Charmaine. – Nie do wiary, jak ona partaczyła robotę. Na pierwszy rzut oka dom wydaje się czysty, ale zajrzyj po kątach. Kuchnię i salon zrobiłam wczoraj, resztę muszę doprowadzić do porządku dziś. Ed nie powinien żyć w brudzie.

Joanna nie dowierzała.

– No, dobry żart.

– Ja nie żartuję. Ed jest wspaniałym facetem, a ja byłam leniwie samolubna. Skończyłam z tenisem i czytaniem książek o astrologii. Od tej chwili będę robiła to, co dobre dla Eda i Merilla. Mam szczęście mieć wspaniałego męża i syna.

Joanna spojrzała na rakietę, którą trzymała w zaciśniętej dłoni i na Charmaine.

– To świetnie – powiedziała i uśmiechnęła się. – Ale naprawdę nie mogę uwierzyć, że rezygnujesz z tenisa.

– No, to zobaczysz – powiedziała Charmaine. Joanna spojrzała na nią.

– Idź, zobacz – powtórzyła.

Joanna odwróciła się, weszła do salonu, a stamtąd podeszła do szklanych drzwi. Odsunęła je, słysząc za sobą Charmaine i wyszła na taras. Spojrzała na zbocze z żużlową dróżką, przecinającą trawnik.

Załadowana fragmentami siatkowego ogrodzenia ciężarówka stała na pokrytej kołami trawie obok kortu tenisowego. Dwie strony ogrodzenia już zniknęły, a pozostałe leżały na płask, na trawie, dłuższa i krótsza. Dwaj mężczyźni klęczeli przy dłuższej części, przecinając ją długimi nożycami. Raz po raz naciskali rączki nożyc i następował lekki trzask. Na środku kortu leżała góra ciemnej ziemi; siatka i słupki zniknęły.

– Ed chce nawierzchnię torfową – powiedziała Charmaine i stanęła obok niej.

– Ale to jest kort z glinianą nawierzchnią! – powiedziała Joanna, odwracając się.

– To jedyne równe miejsce, jakie tu mamy – odpowiedziała Charmaine.

– Mój Boże – powiedziała Joanna, patrząc na mężczyzn pracujących nożycami. – Charmaine, to szaleństwo!

– Ed gra w golfa, a nie w tenisa.

– Co on z tobą zrobił? Zahipnotyzował cię?

– Nie wygłupiaj się – odpowiedziała Charmaine z uśmiechem. – On jest wspaniałym facetem, a ja szczęśliwą kobietą, która powinna być mu wdzięczna. Chcesz posiedzieć chwilę? Zrobię ci kawy. Sprzątam właśnie pokój Merilla, ale przecież możemy przy tym rozmawiać.

– Dobrze – zgodziła się Joanna, ale potrząsnęła głową. – Nie, nie, ja… – Wycofała się, patrząc na Charmaine. – Nie, są rzeczy, które i ja powinnam robić. – Odwróciła się i szybko skierowała w stronę salonu.

– Przykro mi, że zapomniałam do ciebie zadzwonić – powiedziała Charmaine, idąc za nią.

– Nic się nie stało – Joanna odchodząc, zatrzymywała się, odwracała i ściskała w rękach rakietę tenisową. – Zobaczymy się za kilka dni, dobrze?

– Dobrze – powiedziała Charmaine z uśmiechem. – Zadzwoń do mnie i pozdrów ode mnie Waltera.

Bobbie poszła sama się o wszystkim przekonać i dzieliła się wrażeniami przez telefon:

– Przesuwała meble w sypialni, a wprowadzili się dopiero w lipcu. Jak bardzo mogło się tam nabrudzić?

– To jej przejdzie – powiedziała Joanna. – Musi. Ludzie się aż tak bardzo nie zmieniają.

– Czyżby? – spytała Bobbie. – Tutaj?

– O co ci chodzi?

– Zamknij się, Kenny! Daj mu to! Posłuchaj Joanno, chcę z tobą porozmawiać. Możesz jutro zjeść ze mną lunch?

– Tak

– Przyjadę po ciebie koło południa. Powiedziałam, daj mu to! Dobrze? W południe – nie będzie nic ciekawego do jedzenia.

– Dobrze. Kim! Rozlewasz wodę po całym… Walter nie był zbytnio zaskoczony nagłą przemianą Charmaine.

– Ed musiał jej pokazać, kto tu rządzi – powiedział, zawijając spaghetti na widelec. – Nie sądzę, aby aż tyle zarabiał, by mógł pozwolić sobie na takie luksusy. Służąca musi teraz słono kosztować, co najmniej sto dolarów tygodniowo.

– Ależ jej się zmieniła cała filozofia życiowa, ona wcale nie narzekała na tę nową sytuację.